Na początek zadam ci pytanie: jesteś człowiekiem śmiałym czy raczej nieśmiałym?
Nie wiem jak ty, ale ja mam trochę problem z odpowiedzią na to pytanie. Z pewnością nie jestem człowiekiem przebojowym, który taranem idzie przez życie. Raczej nie zagaduję do ludzi i nie lubię czegoś takiego jak small talk, bo jestem z tych, co jak nie mają nic do powiedzenia to zwyczajnie siedzą cicho. Nie lubię się prosić o swoje i nie znoszę załatwiać rzeczy przez telefon. Natomiast gdybym została poproszona, żeby wygłosić prelekcję na jakiejś konferencji, to prawdopodobnie mój żołądek zacząłby trawić sam siebie z nerwów, ale pewnie i tak przyjęłabym zaproszenie. Bo mimo wszystko lubię wyzwania.
Z pewnością czułabym dyskomfort, zdenerwowanie i tremę na myśl o publicznym przemówieniu, ale nie wydaje mi się, żeby wśród tych wszystkich odczuć był też lęk czy fobia. (Mam klaustrofobię, więc wiem co czuję na myśl o tym, że zostałabym zamknięta w skrzyni łóżka – TO autentycznie mnie przeraża, a nie jakaś tam prelekcja.)
Wcześniej to moje ustawiczne wystawianie się poza strefę komfortu wydawało mi się jakąś moją osobistą-mikro-super-mocą, ale później oczywiście okazało się, że figa a nie żadna super moc. Przeczytałam książkę¹ Susan Cain o introwertyzmie i okazało się, że jak zwykle to wszystko zasługa mózgu. I w dodatku każdy z nas może zhakować swoją nieśmiałość.
Teraz wchodzi ona – neurobiologia
Mózg można podzielić ze względu na różne funkcje i inne kategorie, ale my dzisiaj mózg podzielimy sobie na część starą i część nową. Część stara jest tak nazywana nie ze zwykłej złośliwości – ale dlatego, że jest najstarszą ewolucyjnie częścią mózgu. Czyli zawiera w sobie funkcje, które dawniej były nam niezbędne do przetrwania (np., nieprzyjemne uczucie strachu czy lęku, powodowało chęć ucieczki od obiektu wywołującego te uczucia). I tym oto sposobem układ limbiczny oraz ciało migdałowate należą do tej właśnie sekcji mózgu (tzw. kory starej), jednak w miarę ewolucji wokół układu limbicznego pojawiła się nowa struktura (tzw. kora nowa), która niosła nowe, szalenie przydatne w naszym codziennym życiu funkcje, takie jak: podejmowanie decyzji, planowanie, a nawet odpowiada za to co jest poniekąd motywem przewodnim tego bloga – zastanawianie się nad naturą naszej rzeczywistości.
Jeszcze jedną, bardzo ważną funkcją kory nowej jest łagodzenie irracjonalnych lęków i fobii, które nakręca nam ciało migdałowate. (Jeśli macie arachnofobię, klaustrofobię czy inną fobię, to właśnie możecie podziękować za to swojemu nadwrażliwemu ciału migdałowatemu.)
Możemy to sobie przełożyć teraz na własne potrzeby: kiedy mam wyjść na imprezę, gdzie nikogo nie będę znać, to moje ciało migdałowate wpada w panikę i zaczyna świrować, ale na szczęście moja kora nowa, mówi mu, żeby się ogarnęło, że nie ma się czego bać i dzięki temu na wejściu do nieznanego domu jestem w stanie przywołać na twarz uśmiech i nawet pierwsza wyciągam rękę, żeby przywitać się z gospodarzem.
No dobra, ale co tak właściwie nam daje ta wiedza? Jak połączyć te kropki, układ limbiczny i kory stare z nowymi? Do tego potrzebne nam tylko jedno słowo:
Desensytyzacja = odwrażliwianie
Ta naukowo brzmiąca desensytyzacja jest niczym innym jak po prostu odwrażliwianiem. A samo odwrażliwianie można określić procesem, a nawet treningiem.
Kiedyś, dawno temu natknęłam się w telewizji na jakiś dokument o fobiach i była tam kobieta, która panicznie bała się ptaków. Kuliła się w sobie nawet, kiedy lekarz położył przed nią piórko. I właśnie od tego piórka zaczynali terapię, później były zdjęcia ptaków, jeszcze później ptak w klatce po drugiej stronie tego samego pokoju, w którym ona przebywała i tak dalej, aż w końcu udało jej się oswoić ten irracjonalny lęk. To nie było nic innego jak właśnie trening kory nowej, żeby sprawnie uspokajała nadpobudliwe ciało migdałowate.
No bo tak teraz zastanówmy się, skąd ta cała kora nowa wie, kiedy ma uspokajać nasze ciało migdałowate? Mimo że funkcję tę mamy niejako wbudowaną, to jednak w niektórych przypadkach trzeba nauczyć ją kiedy ma się uruchamiać.
Zatem proces desensytyzacji jest niczym innym jak tylko świadomym wystawianiem się na czynnik wywołujący u nas lęk, przez co stopniowo uczymy korę nową jak sobie z nim radzić. Ważne jest tutaj stopniowanie tego czynnika, a nie rzucanie siebie i ciała migdałowatego na głęboką wodę, bo taki wybieg może nas przyprawić o atak paniki i uraz do końca życia. Dlatego jeśli chcesz pokonać lęk przed publicznym przemawianiem, to nie zapisuj się od razu na jakieś wystąpienie przed całą salą wykładową, tylko najpierw spróbuj od zabierania głosu w gronie kilku osób, a później stopniowo zwiększaj sobie poziom trudności.
Lifehack: mów do siebie
Tak, dobrze przeczytaliście – zalecam Wam gadanie do siebie. W Ciszej, proszę autorka przytacza badanie, które przeprowadzono rezonansem magnetycznym badającym funkcje mózgu i okazało się, że samo uspokajające mówienie do siebie ma kojący wpływ na rozszalałe ciało migdałowate. Więc może to wcale nie jest takie durne, żeby pomamrotać sobie pod nosem przed stresującym wyzwaniem, że damy radę, nie ma się czym denerwować i w ogóle wszystko będzie okej.
***
Zawsze kiedy ktoś prosił mnie o radę jak ma przezwyciężyć w sobie nieśmiałość czy lęk przed zawieraniem nowych znajomości, to mówiłam po prostu, że musi zacząć się przełamywać. Zwyczajnie próbować. To była rada instynktowna, bazująca na własnym doświadczeniu, ale teraz wreszcie mam na to jakąś podkładkę.
Nasze lęki i fobie to tylko nadwrażliwy zlepek neuronów, który jak najbardziej można oswoić.
Może i mi w końcu uda się oswoić własne.
¹Mówię o książce „Ciszej, proszę” Susan Cain
Photo by Adrian Infernus on Unsplash