Kojarzycie takie sceny z filmów, gdzie przyjaciółki wspólnie omawiają i przeżywają jakiś dramat jednej z nich? Jedna płacze, albo płaczą wszystkie i się pocieszają w ten czy inny sposób. No więc to nie ja. Ja jestem tą postacią, która znika, przestaje odbierać telefony i w ciasnym kokonie z kołdry wypłakuje wszystkie zapasy wody skrupulatnie gromadzone miesiącami.
Myślę, że przechodzę coś, co moi rówieśnicy ze Stanów określają jako „adulting”. Ja sobie to tłumaczę jako „doroślenie”. Kiedy człowiek zakończy proces doroślenia, to inni spotykając nas mówią, rzeczy w stylu „wydoroślałaś” albo”zmieniłaś się”. I jedno co wiem, to całe doroślenie to jest równie nieprzyjemny i bolesny proces jak samo dorastanie, kiedy ma się lat -naście.