Jednym z takich kluczowych punktów zgrzytu w związku to są wyjścia facetów na piwo ze znajomymi. Też to zauważyliście? Nie wiem skąd w dziewczynach takie przeświadczenie, że jak facet ma ochotę wyskoczyć na piwko z kumplami, to on jednoznacznie wybiera ich zamiast swoją kobietę. Jakby to było co najmniej jakieś ultimatum życiowe.
Ocierałam się o ten temat wielokrotnie, ale jakoś nigdy nie napisałam o tym wprost całego konkretnego tekstu. Nie wiem dlaczego, bo to przecież jest jak ten słoń w pokoju, od którego każdy się odbija, ale uparcie twierdzi, że żadnego zwierzaka tam nie ma.
No więc w moim przypadku to chyba już wiadomo od dawna, że jestem zwolenniczką czegoś takiego jak „czas dla siebie”. Może to ten introwertyzm, a może jednak zwyczajnie zdrowy rozsądek podpowiada mi, że takie coś jest potrzebne ze względu na podstawową higienę psychiczną. Nie zrozumcie mnie źle, bo ja jestem w stanie pojąć, że jak kogoś kochamy to mamy ochotę go wysmarować syropem klonowym i zjeść, więc to oczywiste, że pragniemy spędzać z tą osobą każdą chwilę. (Been there, done that.) Ale z drugiej strony – no kaman, bez przesady, dajmy sobie trochę przestrzeni do oddechu. (A może to jednak przemawia przeze mnie ta moja klaustrofobia.) W każdym razie ja tutaj do czegoś tak właściwie zmierzam.
Wczoraj tak się zdarzyło, że leciał Seks w wielkim mieście 2 i chociaż nie przepadam, to jakoś tak go nie przełączyłam. I była tam scena, w której Carrie informowała dziewczyny, że z Bigiem postanowili robić sobie dwa dni w tygodniu wolne od siebie. Na co Charlotte się skrzywiła i powiedziała:
– Przecież małżeństwo nie działa w ten sposób. To nie etat, że trzeba robić sobie wolne.
A później zapytała czy Carrie nie jest smutno, że jej mąż nie chce spędzać z nią KAŻDEJ WOLNEJ CHWILI.
No ja na samą myśl, to już czuję lekką mentalną klaustrofobię. W sensie wiecie, nie jestem z tych co to się boją uwiązania czy tak zwanego „lęku przez zaangażowaniem”. Ale cenię sobie swoją przestrzeń. I cenię sobie przestrzeń innych ludzi. A związek nie powinien przypominać złotej klatki, więc każdy ma prawo tworzyć zasady, dzięki którym nie będzie czuł się jakby utknął w bardzo ciasnym pomieszczeniu.
Słynne wyjścia na piwo z kumplami
Słynne dlatego, że to taki sztampowy powód niezadowolenia i focha kobiety. Nie wiem zresztą dlaczego tak jest. Bo gościu nie chce spędzać każdej wolnej chwili z nią i to już jest jednoznaczne, że woli kumpli? Bo chce wyjść się napić piwa z kumplami i pogadać o jakiś silnikach, dupach czy innych wiertarkach? A z drugiej strony dziewczyny często nie widzą problemu w tym, że same czasami robią sobie wypady z koleżankami do klubu. Trochę mało sprawiedliwe, prawda?
Wiecie, jak najbardziej nie ma nic złego w tym, żeby mieć swoich własnych znajomych. Nie musi być zaraz tak, że wszędzie musicie chodzić razem i od razu wchłaniać nawzajem swoich funfli i funfelki. Fajnie jest mieć „swoich ludzi”, niezależnych od partnera, z którymi można spędzać nieco inaczej czas.
Ale z drugiej strony trzeba uważać, żeby nie odchylić się w skrajność. Bo wydaje mi się, że WYPADAŁOBY chociaż POZNAĆ znajomych chłopaka czy dziewczyny. Nie trzeba jakoś ich równie mocno kochać czy co tydzień z nimi wódkę pić. Chodzi o to, że zwyczajnie chyba dobrze wiedzieć kto zacz. Przynajmniej wiesz z kim Twój facet się szlaja po barach, a jak padnie mu telefon, to kogo napastować na Fejsie czy przeżyli ten wypad, czy może jednak nie. I tak samo to działa w drugą stronę, kiedy facet poznaje Twoje przyjaciółki.
Poza tym, tak na marginesie to wydaje mi się, że w przypadku tych związków poważnych i długodystansowych, to jest nieuniknione poznanie ludzi, z którymi nasza połówka lubi spędzać czas. Przecież jakby nie patrzeć to, z kim się przyjaźnimy mówi wiele o nas samych.
Natomiast już bardziej zastanawiające jest, jeśli ktoś jest niechętny do poznania nas ze swoimi ziomkami. Albo jeśli woli iść na kluby bez Ciebie, bo z Tobą to się nie wybawi.
W sensie, że co? Przy Tobie nie poszaleje czy jak?
Jest subtelna różnica między „sorry kochanie, ale to jest babski wieczór i nie mogę cię zabrać” a „wolę iść sama, bo z Tobą się nie wybawię”.
No nie wiem, może jestem jakaś dziwna, ale wdaje mi się, że tego partnera życiowego to powinno się wybierać tak, żeby jednocześnie można było z nim szaleć podczas piątkowej imprezy, jak również i zalegać w łóżku podczas leniwej niedzieli. To tak tylko w grubym uogólnieniu.
Meldowanie się: zamach na jego wolność osobistą
To jest dopiero problem! (Głównie jednak dla faceta.) Bo wiecie, przecież zameldowanie się, że wrócił cały i zdrowy z imprezy to jest zamach na jego wolność w czystej postaci! On przecież nie musi się nikomu tłumaczyć a co dopiero jeszcze MELDOWAĆ! Ha! Chyba oszalałaś, kobieto.
Tylko takie obsikiwanie swojego terenu na siłę, to jednak samolubne podejście jest. Bo większość kobiet ma ten instynkt opiekuńczy zakodowany i z natury najnormalniej w świecie się o tego swojego faceta troszczy i martwi. O ile nie mamy do czynienia z kobietą-bluszczem, to w przypadku normalnej kobitki jej wcale nie zależy na tym, żeby zamontować Ci obrożę z nadajnikiem GPS i kontroli każdego twojego pierdnięcia.
Chodzi tylko o to, że kiedy on nie daje znaku życia, to w głowie tworzą się czarne scenariusze \z jego zwłokami w roli głównej, poćwiartowanymi i leżącymi gdzieś w rowie. Zatem wydaje mi się, że jak facet tę swoją kobietę kocha i również się o nią troszczy, to nie siada mu na dumie jak napisze SMSa, że jest tu i tu, z tym i z tym.
Mój znajomy kiedyś mi to fajnie wyjaśnił. Zadzwoniła do niego mama i zapytała gdzie go poniósł melanż. Normalnie bez żadnego problemu powiedział jej gdzie jest i z kim chleje piwo. (No może akurat niekoniecznie wspominał, że chleje, ale to chyba rozumiało się samo przez się)
Pomyślałam sobie – no maminsynek jak nic. I oczywiście nie omieszkałam sobie z niego trochę zakpić z tego powodu. A on mi na to:
– A co mi szkodzi powiedzieć jej gdzie jestem i z kim jestem? Jak jej powiem, to daje mi spokój, nie zawraca mi głowy, bo wie gdzie jestem i gdzie mnie szukać jakby cokolwiek się stało, więc nie martwi się. Ona spokojnie śpi, a ja spokojnie piję.
Brzmi sensownie, nie?
Skrót myślowy dla leniwych
Maksymalnie upraszczając dla kobiety:
TAK, możesz oczekiwać, żeby napisał Ci o której wróci/wrócił czy coś w tym rodzaju.
NIE, nie możesz oczekiwać, że podczas męskiego wypadu będzie siedział na telefonie i zdawał Ci relację na żywo.
Upraszczając dla mężczyzny:
NIE, nie jesteś pantoflem, bo napiszesz swojej kobiecie, że żyjesz albo jesteś tu czy tu, z tym kolegą i tym kolegą. Bo okazuje się, że jądra wcale od tego nie odpadają.
TAK, może Ci się nie podobać, jeśli Twoja kobieta zawraca Ci gitarę dzwoniąc co godzinę albo napastując bezsensownymi wiadomościami.
***
W związku nie jest tak, a raczej nie powinno być tak, że bierzesz z internetu losowy Regulamin Związkowy i stosujesz na zasadzie kopiuj-wklej. W każdym związku powinniście tworzyć zasady pod siebie, mając na uwadze dobro swoje i dobro drugiej osoby. Bo w końcu związek to nie powinna być jakaś kara.
A prawda jest taka, że większość rzeczy można dogadać i dojść do porozumienia w stylu „wilk syty i owca cała”. Tylko musi być spełniony jeden podstawowy warunek – trzeba chcieć.