Bierz życie na klatę

O tym jak się za sobą stęskniłam

Z samochodu do autobusu, z autobusu do samolotu, z samolotu do taksówki, z taksówki do hotelu. Z hotelu do biura, z biura na kolację, z kolacji do hotelu. Z hotelu do taksówki, z taksówki do kolejki, z kolejki do kolejki, skanowanie, wykładanie laptopa, odpinanie zegarka, paska, szukanie obu telefonów. Plecak osobno, torba osobno, laptop i elektronika osobno, kurtkę ściągnąć, rozpinaną bluzę też. Po drugiej stronie bramki wszystko odbywa się jak po naciśnięciu guzika „replay” – na opak. Mogłabym przechodzić kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku we śnie. Choć na każdym są trochę inne zasady.

Ostatnia podróż. Ostatnie 30 kilometrów do domu i czuję jak na mnie spływa. Zalewa mnie jak kubeł letniej wody, powoli i delikatnie sączonej po czubku mojej głowy, w dół. Spływa po moich skroniach, szyi, karku, barkach i piersiach, w dół brzucha, po pośladkach, udach, łydkach i do miejsca gdzie pięty stykają się z podłożem. Zmęczenie. Każdy neuron, każde ścięgno, każdy mięsień i kosteczka – wszystko wiotczeje w nagłym przypływie zmęczenia. Nie jestem sama w samochodzie, ale nie mam siły udawać. Jestem tak bardzo zmęczona. Ileż można odpychać od siebie to uczucie. Wiedziałam, że w końcu mnie dogoni, dopadnie i przygwoździ do ziemi. Dobrze. Mam ochotę trochę poleżeć.

Przez ostatnie tygodnie, a może i miesiące, mam wrażenie, że w domu jestem tylko przejazdem. Rozpakowuję walizkę i wynoszę do piwnicy, żeby za tydzień znowu ją wyciągnąć. Wiem, że niektórzy lubią życie w takim pędzie i trochę jestem w stanie to zrozumieć. Jak już wskoczysz do tego składu pędzącej kolejki, to później ciężko znaleźć odpowiedni moment, żeby z niego wyskoczyć. A druga zasada dynamiki Newtona potrafi być bardzo bolesna w praktyce.
Ciągle jest coś nowego do zobaczenia, do doświadczenia, do przeżycia, do poznania, porozmawiania, zjedzenia i wypicia. Strach, że coś cię ominie. Że masz szansę, wiec żal nie skorzystać.
I wszystko fajnie, niczego nie żałuję, ale wiecie co? Stęskniłam się za sobą.

Sama, nie samotna

Ostatnio w serialu „Dickinson” jeden z bohaterów powiedział do Emily: „being with you is a lot like being alone”. Odkryłam, że to zdanie to doskonały papierek lakmusowy, żeby się przekonać jakie ktoś ma podejście do samotności. Dla jednych jest to komplement, bo oznacza, że przy kimś możesz być zupełnie naturalnie sobą, dokładnie takim jakim jesteś gdy nie ma nikogo wokół. Dla innych jest to smutna perspektywa poczucia osamotnienia mimo, że ktoś jest tuż obok.

No więc ja bym to odebrała jako komplement, bo dla mnie samotność to nie jest nic złego. Jasne, miewałam w życiu momenty, kiedy czułam się jak samotny sputnik na orbicie, gdzie tylko czasami jakaś inna satelita zbliżała się swoją orbitą do mojej, ale wciąż potrafiłam się jakoś w tej swojej samotności umościć. Lubię spędzać czas ze sobą. Lubię mieć dla siebie cały dom. Lubię wtedy słuchać głośno muzyki z winyla, randomowo pląsać w drodze do lodówki i prowadzić rozmowy z moim kotem na ważkie tematy. Może to oznaka szaleństwa, ale jeśli tak, to z przyjemnością rzucę się szaleństwu w ramiona i pozwolę zamknąć w kojącym uścisku.

Czasem jestem sobą zmęczona i naprawdę nie mam na siebie ochoty, ale z reguły uważam, że jestem całkiem zabawna. I ja naprawdę się ze sobą nie nudzę. Lubię leżeć i patrzeć w sufit, jakie geometryczne kształty tworzą dwie ściany o różnych kolorach. Jak pachnie powietrze i czy już czuć zmianę pory roku. Obserwuję kolory, kąty padającego światła i plamy na podłodze niewiadomego pochodzenia, które pewnie będą tam kolejne tygodnie. Lubię patrzeć na czekoladowe w słońcu futro kota i delikatnie kłaść na nim głowę, żeby wsłuchać się w miarowy oddech i odgłosy pracujących kiszek. Lubię nie robić nic, a jednocześnie być tak bardzo obecna. Bardziej niż w Mediolanie, Nantes, Londynie, Lizbonie, Sztokholmie czy Bratysławie.
Najbardziej obecna czuję się w mojej sypialni, ze swoimi myślami i odgłosem przelewania w brzuchu kota.

***

Natura zwalnia, niedługo wypluje z siebie ostatnie kolory, a ja nie mogę się doczekać szczypania w skórę pierwszych chłodnych poranków. Mglistej, pochmurnej i deszczowej pogody, która mnie otuli i zagna wreszcie w kokon. Zawsze kiedy spadają z drzew pierwsze kolorowe liście, to przypominam sobie, jak natura co roku uczy nas jak piękne potrafi być odpuszczanie. Wiosną znów będzie zielono i intensywnie i na zewnątrz, ale teraz niech będzie spokojnie, przytulnie i w środku.


Photo by Sarah Dorweiler on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać