jak to jest być kobietą
Damsko-męskie

Jak to jest być kobietą – czyli żyjemy w dwóch różnych rzeczywistościach na tym samym świecie

Dzisiaj chcę napisać o czymś, co kłębiło mi się z tyłu głowy jak zamglone postacie w lustrzanym wykrywaczu wrogów w gabinecie profesora Moody’ego. Kiedyś powiedziałabym, że bycie kobietą ma swoje plusy i swoje minusy. Teraz raczej stwierdziłabym, że bycie kobietą to życie w nieco innej rzeczywistości niż mężczyzna.

To, że jestem kobietą wcale nie było dla mnie takie łatwe do przełknięcia. Niekoniecznie dlatego, że nie identyfikuję się z moją płcią, ale dlatego, że zawsze wydawała mi się ona gorsza, słabsza i jakaś taka bardziej upośledzona. Ale co ja się będę powtarzać, skoro pisałam już o tym wcześniej w moim tekście, że kobiecość to nie metka.

Ten tekst dla niektórych może być zbyt, sama nie wiem, bezpośredni? Ale prawda jest taka, że mam cycki i okres jak każda kobieta. Założę się, że większość dziewczyn ma podobne doświadczenia co ja, jednak nie zawsze o tym mówi otwarcie. To są takie rzeczy do których jesteśmy przyzwyczajone i już nawet ich nie odnotowujemy w swojej świadomości, ale często dla mężczyzn jest to niemal abstrakcja.

Cycki

Pamiętam taką scenę z Przyjaciół, kiedy cały gang wymieniał argumenty za tym, która płeć ma lepiej. Joey stwierdził, że oczywiście kobiety, bo mają piersi zawsze przy sobie i mogą je oglądać kiedy tylko mają ochotę. Trochę chybiony argument, bo mnie jakoś widok moich własnych piersi w lustrze specjalnie nie kręci, ale może to ja jestem jakaś dziwna. Jak dla mnie to one po prostu są. Czasem bywają źródłem przyjemności, ale jednak przez większość czasu zwyczajnie… przeszkadzają.

Na przykład ułożenie się w nocy to czasami jakaś katorga. A to tu gniecie, a to tu uwiera, a to tam się wbija. Już nie wspomnę o tym jakie są wrażliwe przed okresem! Czasem nawet schodzenie po schodach boli. W staniku bolą, bez stanika może jeszcze bardziej… i bądź tu mądry. Już nie mówiąc o tym, że wciąż wiele osób chodzenie bez stanika postrzega jako coś wyuzdanego i brzydkiego, więc nawet jeśli jest mi tak wygodniej, to muszę jakieś takie wewnętrzne społeczne blokady przełamywać za każdym razem, kiedy wychodzę z domu bez stanika (pisałam o tym trochę w tekście, że moje ciało nie należy do mnie).

Okres

Mój facet kiedy planujemy jakiś wyjazd, to w zasadzie jedyne o czym musi pamiętać, to ewentualnie, żeby ogolić trochę brodę. Natomiast ja pierwsze co robię, to sprawdzam czy wypadnie mi wtedy okres. Kiedy planuję jakąś podróż i mam okres, to muszę brać pod uwagę, że co parę godzin powinnam wymienić tampon/podpaskę lub opróżnić kubeczek menstruacyjny. Czy w ogóle będę miała dostęp do toalety i bieżącej wody?
W szkole wyliczałam na której przerwie powinnam wymienić tampon zanim zacznie przeciekać, oczywiście biorąc pod uwagę który to dzień okresu i tak dalej.

Przed okresem każde dziwne wrażenie w dole brzucha i w majtkach, to obawa, że dostałam okres. Szczególnie, kiedy nie mam jak sprawdzić, albo nie mam środków higienicznych (choć właściwie prawie zawsze COŚ mam przy sobie, tak na wszelki wypadek). A jak już ten okres się dostanie, to jest obawa, że coś przecieknie. Nie dlatego, że jakoś szczególnie się wstydzę mieć okres, ale zwyczajnie nie chcę poplamić sobie ubrań. Teraz, po kilkunastu latach doświadczenia (o matko i córko, jak to zleciało!), to jakoś mi się to nie zdarza, ale jednak w podświadomości ciągle mam obawy.

Szczególnie kiedy byłam nastolatką to okresowanie było wiecznym cyrklowaniem i lawirowaniem w meandrach codzienności.

Gwałt

Ostatnio Mój wybrał się z kuzynem na piwo w plener. Kiedy wrócił wieczorem zapytałam go jak było.
– A okej, ale poszliśmy do tego parku koło urzędu, wiesz którego? Chyba trochę niebezpiecznie tam…
– No raczej! Przecież tam żadnych latarni nie ma i ogólnie okolica raczej nieciekawa.
– W sumie to chodziło mi o to, że to prawie w centrum i Straż Miejska może grasować… Nawet mi nie przyszło do głowy to, co ty mówisz.

I tutaj kurtynie pozwalam opaść. Szczerze mu zazdroszczę. Serio. Że wychodząc wieczorem na piwo jedyne czego się obawia to mandatu. No, jeszcze ewentualnie, że go ktoś pobije (co też jest mało ciekawe), ale z pewnością nie obawia się gwałtu na sobie.

Zazdroszczę mu, że wybierając drogę powrotną do domu z imprezy nie musi robić w głowie przeglądu wszystkich ulic i wytyczać ścieżki tak, żeby biegła maksymalnie uczęszczanymi i oświetlonymi drogami. Że nie ściska kurczowo w dłoni kluczy, kiedy słyszy nieopodal jakichś kroków. Że nie ogląda się co parę chwil, żeby sprawdzić czy ktoś za nim nie idzie.

Bo chociaż nie każdy mężczyzna gwałci, to każda kobieta boi się, że zostanie zgwałcona.

Kiedy opowiedziałam Mojemu jak wychodzenie z domu po zmierzchu wygląda z mojej perspektywy, to stwierdził, że dobrze robię analizując drogi i nawet, że czasem mam jakiś nóż przy sobie. Że dbam o swoje bezpieczeństwo.
Ale mi momentalnie zachciało się płakać. Tak z bezsilności. Bo ja nie chcę czuć się wieczorami jak jakaś potencjalna ofiara, jak jakaś antylopa na prerii, która musi mieć baczenie na te wszystkie drapieżniki, czyli mężczyzn. Nie chcę, żeby każdy mijany wieczorem mężczyzna jawił mi się jako potencjalny gwałciciel.

***

I to jest chyba jedyna rzecz, której zazdroszczę mężczyznom. Że ich ciało nie jest ich słabością, czymś co, ktoś może pożądać aż tak, żeby zrobić im krzywdę. Ich ciało nie jest czymś, w czym oprawca widzi jedynie przedmiot pożądania. Niedobrze mi się robi, kiedy pomyślę, że sam fakt posiadania jakiejś cechy ciała (w tym wypadku pochwy) decyduje o tym, że człowiek trafia na czyjś celownik. I choćbym nie wiem jak starała się myśleć, że kobiece ciało to nie jest żadna słabość ani upośledzenie, to prawda jest taka, że niestety, ale moje ciało w tym wypadku zawsze będzie moją słabością.

I właśnie dlatego myślę, że mężczyźni żyją w zupełnie innej rzeczywistości niż kobiety.


Photo by Tim Gouw on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać