Damsko-męskie

Pocieszenie

Obudziła się około południa. Opuchnięte od płaczu powieki przypomniały jej wczorajszy wieczór. Szybko odsunęła to wspomnienie, nie miała na to siły. Każda myśl mogła znowu strącić ją do tej króliczej nory, z której nie mogła się wydostać, dopóki nie zasnęła fizycznie wykończona płaczem. Nie, już zdecydowanie nie ma siły na płacz. Po prostu już nie ma czym, całą wodę wypłakała i wysmarkała z siebie. Obróciła się na plecy i spojrzała w sufit.

– Jak się dzisiaj czujesz? – usłyszała znajomy głos z drugiej strony łóżka. Milczała. Zastanawiała się jakiej odpowiedzi powinna udzielić, pocieszającej czy może szczerej? Gdyby zapytał ktoś inny, to może chciałoby jej się udawać, ze jest silna, ale przy nim nigdy nie musiała udawać.

– Chujowo – powiedziała, ale po chwili dodała z długim wydechem – i niestabilnie.

Chciałaby, żeby ją przytulił. Chciałaby się schować w jego ramionach, tak żeby cały ten pierdolnik jej nie dosięgnął. Na tą myśl głęboko westchnęła. To już nie było możliwe. Mogli leżeć koło siebie, mogli ze sobą rozmawiać, ale fizyczna bliskość nie była już możliwa. Poczuła jak coś znajomego znowu skręca się w jej brzuchu, a w jej oczach znowu wezbrały łzy. Zacisnęła zęby i po raz kolejny odepchnęła od siebie niechcianą myśl. Obróciła się jeszcze raz i tym razem leżała twarzą w twarz z nim.

– Brakuje mi ciebie.

– Wiem. – odpowiedział łagodnie i dalej spokojnie jej się przyglądał.

– Dzisiaj powinnam się zabrać za twoje rzeczy. Nie wiem co z nimi zrobić… – gula znowu podeszła jej do gardła, więc zamilkła.

– Nie musisz tego robić dzisiaj.

– Wiem, że nie muszę… ale może tak byłoby mi łatwiej. Wszystko mi ciebie przypomina.

Pokiwał głową, rozumiał.

Obróciła się znowu na plecy i zacisnęła mocno powieki. Znowu odsunęła uporczywe myśli gdzieś na tył głowy. Zaczęła powoli i miarowo oddychać. Kiedy już się uspokoiła, powiedziała cicho:

– Chciałabym, żeby już było dwa lata później. Żeby już tak nie bolało. Żeby dało się z tą wyrwą jakoś żyć.

– Wiem.

– To też przeminie – mówią jednocześnie, a ona uśmiecha się pod nosem. Uśmiech od razu znika z jej twarzy, jak płatek śniegu trafiający na płytę chodnika w niezbyt mroźny dzień.

Dni mijają jej szybko i jednocześnie wolno, zlewając się w ciąg szaroburej rozmazanej smugi. Wstaje, robi absolutne minimum, czasem z nim rozmawia, zwija się w nagłych napadach szlochu, po których wykończona zasypia. Wie, że dzisiejszy dzień nie będzie inny od poprzedniego, więc wstaje, narzuca na siebie jego bluzę i schodzi do kuchni. Kiedy wstawia czajnik na herbatę, on już siedzi przy stole. Po chwili stawia przed nim parujący kubek.

– Nie musiałaś…

– Wiem. – ucina szybko. Po chwili jednak dodaje już łagodniej – Jakoś głupio mi tak siedzieć z herbatą, kiedy ty nie masz… nawet jeśli jej nie wypijesz, to niech chociaż stoi i sprawia wrażenie.

Nie musiał nic mówić, tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Wiesz, to w sumie nie jest najgorsza sytuacja. – podniósł wzrok i przyjrzał się jej, zaskoczony nagłą pozytywną nutą w jej głosie. Widząc to pytające spojrzenie, kontynuowała – No wiesz, możesz mi mówić czego byś sobie życzył albo czego byś nie chciał. Inni nie mają tego komfortu i muszą zgadywać, że Zenek czy Gienek to pewnie by nie chciał, żeby coś tam. Ja nie muszę zgadywać, bo możesz mi po prostu powiedzieć.

Uśmiechnął się smutno. Wyciągnął rękę w jej stronę, ale położył ją kilka centymetrów od jej dłoni. Widziała jego zmartwione spojrzenie, wiedziała co sobie myśli. Wbiła wzrok w herbatę i powiedziała:

– Wiem, że to nie jest naprawdę. – podniosła gorący kubek do ust i pociągnęła mały łyk gorącego napoju.

– Ale to, że to dzieje się tylko w mojej głowie… – zaczęła, a on dokończył – to wcale nie znaczy, że nie dzieje się to naprawdę.

Uśmiechnęła się słabo. Tak dobrze ją zna, wszystkie jej aforyzmy i cytaty, których się trzyma w trudnych chwilach, jak tonący brzytwy.

– Możesz mi powiedzieć jak to się stało?
– Co takiego? – zapytał, niepewny czy nie jest to jakaś pułapka, jak jedna z tych, kiedy pytała czy fajnie wygląda, ale tak naprawdę zawsze oczekiwała tylko twierdzącej odpowiedzi.

– No wiesz… – wzruszyła ramionami, wciąż bijając uparcie wzrok w torebkę herbaty pływającą w kubku. Poczuła nawet ukłucie zażenowania, że tego nie wie, że jakaś jej część schowała to przed nią samą.

– Wysiadałem z auta. Przejeżdżała laweta, wpadła w poślizg… i tyle – tym razem on wzruszył ramionami i wbił wzrok w herbatę, która stała bez sensu przed nim. Chociaż może właśnie po to tam była, żeby można było na nią spojrzeć od czasu do czasu.

Przyjrzała mu się i dopiero teraz zauważyła długą bliznę na jego lewym policzku. Wzdrygnęła się, kiedy przed oczami zobaczyła go we krwi z roztrzaskaną czaszką. Nie wiedzieć czemu właśnie ta myśl, o jego roztrzaskanej, ukochanej czaszce sprawiła, że jej ciało znów ogarnął ból rozpaczy. Pokręciła gwałtownie głową, jakby chciała, żeby te obrazy wypadły z jej umysłu. Poczuła wzbierającą w niej falę i wiedziała, że nie zdoła jej dłużej powstrzymać. Jeszcze zanim zapadła się w tą króliczą norę, to przeszło jej przez myśl, jaką cholerną ironią losu jest to, że straciła jedyną osobę, która była jej oparciem i potrafiłaby ją teraz pocieszyć. Potem był już tylko ból.


Photo by Alondra Olivas on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać