Feminizm w związku – dla niektórych brzmi to jak oksymoron i ja zupełnie nie wiem dlaczego. Nie wiem ile razy muszę powtarzać, że feminizm nie oznacza nienawiści do mężczyzn. Nie wiem ile razy jeszcze będę to tłumaczyć, ale prawdopodobnie będę, aż nie padnę z wycieńczenia.
No chyba, że facet oczekuje od kobiety wpasowania się w stary model małżeństwa, a ona wolałaby jednak uczestniczyć w związku opartym na partnerstwie, to wtedy rzeczywiście mogą pojawić się zgrzyty.
W momencie kiedy kobieta wykształca w sobie świadomość, że wcale nie musi męczyć się w toksycznym związku, gdzie mąż ją psychicznie/fizycznie maltretuje i postanawia odejść, to dla mnie znak, że ruch feministyczny spełnia swoje zadanie. Mąż oczywiście może być zniesmaczony i twierdzić, że jej się w dupie poprzewracało z tej emancypacji, ale chodzi o to, że ona wykształciła w sobie pewność, że MOŻE odejść od czegoś, co sprawia jej ból. Że nie musi robić za męczennice. Że to wcale nie jest coś „co należy robić”. I że inne kobiety jej z tego powodu nie zlinczują, a wręcz okażą wsparcie i zrozumienie.
To temat, który można ugryźć i przeżuć z każdej strony, ale to może jeszcze innym razem.
Feminizm dąży do degradacji instytucji małżeństwa
Na fanpejdżu Lady Pasztet pod jej postem z okazji Dnia Kobiet, pojawiła się dość długa dyskusja z facetem, który próbował udowodnić jaką szkodliwą ideologią jest feminizm. Nie mogłam się powstrzymać – przeczytałam całą. Szczególnie jedno zdanie mnie zupełnie zmiażdżyło i aż wybuchnęłam śmiechem. Szło to mniej więcej tak:
„Patriarchat, w przeciwieństwie do feminizmu, dąży do ochrony instytucji małżeństwa.”
No i mi tutaj trochę ręce opadają, bo już nie wiem, skąd ten człowiek wziął pomysł, że feministki pragną degradacji instytucji małżeństwa. Najlepsze jest to, że to był końcowy wniosek, a wśród głównych powodów tego procederu niszczenia małżeństw było to, że feministki chcą uprawiać seks tak jak faceci, zachodzą w ciążę, robią aborcję na koszt podatnika albo zostają samotnymi matkami i tym sposobem same sobie strzelają w kolano.
Pozwólcie, że zostawię to w ten sposób. Potraktujmy to jako taką anegdotkę.
Osobiście czuję się kobietą, a nawet czuję się feministką i w dodatku jestem w stałym związku. Nie rozwieszam po całym pokoju zdjęć mojej waginy, ani nie zamieniam ukradkiem chłopakowi ubrań na rozmiar S, bo mam dość opresji i podziału odzieży na damskie i męskie. Tak, w tym momencie odnoszę się do tego (ech) listu do TVP INFO, który MÓGŁ lub MOŻE SIĘ WYDARZYĆ W PRZYSZŁOŚCI, ale się NIE WYDARZYŁ W RZECZYWISTOŚCI.
Ja nie wiem co to za obraz feminizmu z tego listu wyziera, ale z pewnością to nie jest obraz, który ja znam. Mocno przejaskrawiony, aż się boję na myśli ilu ludzi wzięło go za autentyczny i powiedziało sobie pod nosem „No i masz, zaczęło się!”.
Czy nieogolone pachy to feminizm?
Jakieś parę tygodni temu mój chłopak natknął się gdzieś na artykuł o jakiejś dziewczynie, która postanowiła nie usuwać owłosienia z nóg, pach, brzucha i tak dalej. Zapytał mnie czy to jest feminizm.
Odpowiedziałam: tak i nie.
Generalnie wychodzę z założenia, że człowiek ma prawo robić ze swoim ciałem co chce. Może wytatuować się od stóp do głów, zrobić sobie operację plastyczną, żeby wizualnie upodobnić się do kota, albo zainstalować tunele w uszach. Tak samo może się golić lub nie. To chyba tak zwana wolność osobista.
Dodatkowo feminizm wychodzi z założenia, że kobieta to też człowiek, więc tak jakby ma naturalne prawo do hodowania włosów pod pachami lub nie. Jeśli tak czuje się szczęśliwsza, to kim ja jestem, żeby jej to szczęście żyletką odbierać? Jakby nie patrzeć włosy rosną, bo tak wymyśliła natura i pełnią jakąś funkcję, a usuwanie ich przez nas jest już jakimś zwyczajem kulturowym i to jest już zupełnie osobna kwestia.
Czy to nie jest trochę egoistyczne?
No widzisz i tutaj jest taki myczek, o którym ludzie czasem zapominają. Tobie wcale nie musi ci się to podobać i masz do tego zupełne prawo. Tak jak, na przykład, mi nie podobają się tunele w uszach – no osobiście mnie to odrzuca i wątpię czy wybrałabym sobie na partnera życiowego kogoś z wytatuowanymi rękawami i z tunelami. Co nie znaczy, że to neguję i hejtuję – nie, po prostu mnie to osobiście nie kręci. Mam do tego prawo. Tak samo facetowi mogą się nie podobać owłosione pachy, blondynki czy dziewczyny z małymi uszami. O gustach się nie dyskutuje, czyż nie?
Zatem nie popadajmy też w skrajności tutaj i szanujmy nawzajem swoją wolność osobistą. Jeśli nie gustujesz w blondynkach, to się z nimi nie umawiaj – masz dokładnie taki sam wybór odnośnie dziewczyn, które postanowiły nie golić nóg i żyć w zgodzie ze swoją biologią. Nie musisz zaraz odpalać pochodni i gonić ich z widłami – po prostu uszanuj, zostaw w spokoju i żyj dalej.
Po co zaraz ten feminizm wyciągać, przecież to logiczne rzeczy są
Mówiłam mojemu chłopakowi też o innych rzeczach, z którymi feminizm walczy (bo feminizm to nie tylko palenie staników i hodowanie owłosienia): mówiłam o kulcie gwałtu, o molestowaniu, o związkach opartych na partnerstwie a nie stereotypach, o nierównym traktowaniu czy wręcz zakładaniu, że kobieta z natury jest słaba, głupia i w ogóle jest jakąś mniej doskonałą formą człowieka.
Stwierdził, że to chyba logiczne, że tak nie jest. Nie rozumiał po co to nazywać feminizmem, bo to jest coś zupełnie logicznego, że tak nie można mówić ani robić. Tym bardziej, że feminizm ma dość negatywną konotację i źle się kojarzy, właśnie bardziej z nieogolonymi pachami niż z walką o równe szanse.
Przyznałam mu trochę racji. Jednak we wszystkich ruchach i ideach znajdą się radykalne jednostki, po których nie można oceniać ogółu. (Tak samo jak ja staram się nie oceniać Katolików po samym fakcie istnienia hiszpańskiej inkwizycji.) Ale to właśnie naszym zadaniem jest uświadamiać ludzi, że źle pojmują feminizm i on wcale nie wygląda tak jak im to próbują przedstawić narodowe media.
Wciąż musimy odzyskiwać to pojęcie i to, co ono tak naprawdę znaczy.
HERstory, Barbie Shero i czego uczymy dzieci
Zaczęłam mu też opowiadać jakie to jest świetne, że powstają bajki dla dziewczynek o kobietach nauki i ogólnie super babkach. Albo seria lalek Barbie Shero, która daje więcej wzorców i możliwości utożsamiania się małych dziewczynek, niż tylko z różowymi gadżetami i miłością do zakupów.
To fantastyczne, bo kolejne pokolenia dziewczynek są uświadamiane, że mogą być kim tylko zechcą. Jest to wzruszające i napawa mnie nadzieją.
Wiecie co mi odpowiedział? Że to chyba normalne i oczywiste, że mogą być kim chcą. (Niestety nie dla wszystkich jest to takie naturalne.)
Jednak po chwili zauważył, że jakoś nie spotkał jeszcze żadnej kobiety, która wśród swoich zainteresowań miałaby pasję do maszyn CNC.
Okej, ciekawa kwestia, zastanówmy się nad nią. Dlaczego kobiet nie ma w tej branży? Dlatego, że są kobietami i ich mózgi nie są w stanie ogarnąć projektowania i zasad działania maszyn CNC, czy może dlatego, że od początku są nakierowywane na „typowo kobiece zajęcia”? Może dlatego, że nawet nie mają szansy poznać czym w ogóle, do licha jest maszyna CNC i jak ona działa?
(W zasadzie kolejne pokolenia dorastających dziewczynek pokażą nam czy coś się zmieni w tej kwestii, skoro będą wychowywane już w zupełnie innym duchu (nie mogę się doczekać, żeby to zobaczyć!).)
Tak samo jak większość kobiet nie potrafi zmienić koła w aucie, chociaż to jest naprawdę przydatna umiejętność. Jasne, kiedy jest przy nas facet, który potrafi, to cudownie, ale co jeśli przebije nam się opona pośrodku niczego, a telefon padnie? Ilu facetów pokazuje swoim dziewczynom/córkom jak sobie poradzić w takiej sytuacji?
Czy po prostu z natury zakładamy, że to jest coś co nie będzie interesować dziewczyn, albo ta wiedza im się nie przyda? Czy ojcowie biorą córki, że popatrzyły jak się zmienia to czy tamto w aucie? A czy matki biorą synów, żeby pomogli przy obiedzie i tym samym nauczyli się gotować?
A jeśli na usta ciśnie się odpowiedź „nie”, to zastanówcie się dlaczego tak się dzieje.
Feminizm w związku
Ile to już razy spotykałam się z takim podejściem, że „skoro jesteś feministką to dlaczego (….tutaj wstaw sobie dowolny stereotypowy powód, dla którego coś powinnam lub nie powinnam robić, skoro jestem feministką….)”.
W internecie roi się od babek, które robią cuda wiertarką i szlifierką, więc nie uwierzę, że majsterkowanie to takie „typowo męskie zajęcie”. Są rzeczy, które umiem sama robić i nawet jak jeszcze nie wiem jak coś zrobić, to najczęściej wystarczy poszukać w sieci odpowiedzi i zwyczajnie spróbować. Jednak przeważnie kiedy mam jakieś „majsterkowe” roboty, to zostawiam to mojemu chłopakowi. Ma większe w tym doświadczenie i tak szczerze to wcale nie chcę sama wszystkiego robić.
Gdybym się uparła, to bym mogła, ale upartość pochłania za dużo energii. Poza tym nie jestem z tych, co będą sobie strzelać w stopę tylko po to, żeby coś udowodnić.
Bo feminizm wcale nie zakłada, że nie wolno o nic prosić mężczyznę i nie wolno korzystać z jego wiedzy czy umiejętności. Jestem feministką i wierzę w związek partnerski, gdzie każdy coś do niego wnosi i działa na wspólne dobro.
Photo by Clem Onojeghuo on Unsplash