Dwie przyjaciółki na huśtwakach
Bierz życie na klatę

Zerwanie przyjaźni – dlaczego tak mało o tym mówimy?

Na pewno znacie ten obrazek: dziewczyna siedzi na kanapie w kocykowym burrito, zajada się lodami i ogólnie wygląda jak jedno wielkie nieszczęście. Strzelacie co jest tego powodem? No jasne – zerwanie! Tylko pewnie z góry zakładamy, że chodzi o zerwanie związku romantycznego, a nie przyjaźni… A ja się zastanawiam: dlaczego?

Ten temat przypominał mi trochę taką wystającą nitkę w swetrze, którą jak już się pociągnie, to niemal cała rzecz się sypie efektem lawinowym. Najpierw natrafiłam na kanał na YT, który mega mnie wciągnął i w jednym z odcinków dziewczyny omawiały motyw kobiecej przyjaźni w filmach i jak bardzo jest spłycany. Szczególnie zaciekawił mnie wątek jak w filmach pokazywany jest koniec przyjaźni. I to sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać.

Jak wygląda przyjaźń w filmach?

Na potrzeby tego tekstu, będę się odnosić do przyjaźni między dwoma dziewczynami, nie dlatego, że innych nie ma, ale dlatego, że jestem leniwa i na takie wzorce byłam najczęściej wystawiana przez Hollywood.

Zatem typowo mamy przyjaciółki, które są przy sobie na dobre i na złe. Faceci przychodzą i odchodzą, ale one trwają przy sobie wiecznie. Przykłady z samego brzegu mojego umysłu w tej chwili: Rory i Lane z Gilmore Girls, babki z Sex and the city, wspierające kumpele głównej bohaterki Mamma Mia… tego pewnie jest więcej. Chodzi o to, że one w swojej przyjaźni może i przeżywają jakieś kryzysy, ale w sumie bardzo szybko udaje im się je zażegnać i przyjaźń trwa niezmiennie w najlepsze. Nigdy tego nie kwestionowałam, ale ostatnio stwierdziłam: chwileczkę… co???

Dotarło do mnie, że nie znam nikogo, kto w prawdziwym życiu utrzymywałby niezmienną przyjaźń z jedną osobą przez kilka-kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat. Taka przyjaźń to raczej wyjątek potwierdzający regułę, niż reguła sama w sobie.
Czy właśnie zdałam sobie sprawę, że mój pogląd na temat przyjaźni opierał się na wizerunku stworzonym przez branżę filmową zamiast prawdziwych historiach, które mnie otaczają dookoła? Na to wychodzi!

To nie tylko ja tak mam?

Byłam przekonana, że moje przyjaźnie się rozpadają albo rozjeżdżają w szwach, bo ja jestem jakaś feralna. (I tak po prawdzie, to ja wciąż tego nie wykluczam w stu procentach.) Bo miałam w swoim życiu kilka osób, które określiłabym przyjaciółkami lub przyjaciółmi, ale nasze relacje się rozpadły z rożnych przyczyn. W jednej po prostu jakoś tak się rozeszło po kościach, w drugiej to ja zawaliłam, w trzeciej ta druga osoba, a w czwartej tak naprawdę do teraz nie wiem co nie zatrybiło. I mimo, że na głos mówiłam, że nic się nie stało, to w głębi byłam przekonana, że jestem jakaś pechowa albo ewidentnie nie umiem w przyjaźń. I za każdym razem cierpiałam nie tylko z powodu utraty przyjaźni z kimś, ale też przez samobiczowanie, że jestem totalnie niekompetentna w przyjaźń.

I jak tak sobie grzebałam w swojej psychice i upiorach przeszłości, to postanowiłam zapytać moich obserwujących na IG czy oni kiedykolwiek doświadczyli bólu rozpadu przyjaźni. I okazało się, że wcale nie jestem jakimś wyjątkiem! Znaczna większość stwierdziła, że tak, doświadczyli bólu rozpadu przyjaźni.
Wtedy do mnie dotarło, że to rzeczywiście jest bardziej powszechne niż mi się wydaje i może jednak nie jestem kompletnie zepsuta.

Ale dlaczego, do licha, o tym nie mówimy?

Ile wymienicie filmów, w których motywem jest rozpad związku? A ile wymienicie tych, w których motywem jest rozpad przyjaźni? Ale taki prawdziwy, że nie ma szczęśliwego zakończenia. Mi osobiście jak teraz piszę ten tekst, to nic nie przychodzi do głowy. I wiem, że filmy to nie wszystko, ale jednak kultura ma to do siebie, że nas z pewnymi tematami oswaja. I dopiero, kiedy temat jakoś oswoimy to zaczynamy go zauważać wokół siebie i mówić o nim głośno.
Dlatego na przykład jestem zupełnie oswojona z rozstaniami w związkach romantycznych – wszystkie filmy o takim motywie pokazały mi co należy robić, czego nie należy i jak różne charaktery radzą sobie z takim wyzwaniem. Nie jestem za to ani trochę oswojona z motywem zerwanej przyjaźni.

A cholera, przecież to boli dokładnie tak samo jak utrata partnera/partnerki w związku. Wiem z doświadczenia jak cierpiałam, kiedy chciałam czymś się podzielić z przyjaciółką, ale wiedziałam, że ten statek już odpłynął. Albo kiedy chciałam szukać pocieszenia u osoby, z którą przyjaźń zakończyła się bardzo gwałtownie i przestaliśmy ze sobą rozmawiać, a część mnie wciąż chciała szukać u niej komfortu. Przyjaźń to relacja jak każda inna i tutaj też dzielimy z drugą osobą jakieś wspomnienia, jakieś plany i marzenia, na które nie ma już szans… i właśnie to nas wewnętrznie rozdziera. Powoli i kawałek po kawałku.

A jeśli już o tym mówimy, to jak?

Tak jak napisałam wcześniej, już się oswoiłam z tym, że związki się rozpadają, a małżeństwa rozwodzą. Nie tyle, że uważam to za byle co, ale po prostu jestem świadoma, że czasem ludzie się zmieniają, czasem ktoś nas rani w sposób, z którego nie potrafimy się odbudować. Są rzeczy, które może i wybaczymy, ale zaufanie przepadło. Ale jakoś nigdy nie traktowałam analogicznie przyjaźni. Że to też jest poważna sprawa, którą należy przeboleć i w dodatku coś, co się po prostu zdarza – tak jak rozwody.

Teraz patrząc wstecz też widzę, że bagatelizowałam jak bardzo rozpad przyjaźni mnie zaorał za każdym razem. Kiedy wspominałam o tym, że z kimś już nie utrzymuję kontaktu, to robiłam to z nonszalanckim wzruszeniem ramion. Chociaż przecież tygodniami snułam się z konta w kąt zadręczając się ile rzeczy mogłam zrobić inaczej i że może jeszcze nie wszystko stracone…
Ale nie tylko to jak ja o tym mówiłam ma znaczenie, ale też jak o tym słuchałam.

Kiedy spotkam na ulicy dawno nie widzianą koleżankę i dowiem się, że wieloletni związek się jej posypał, to będę pełna współczucia i w pełni świadoma, że to musi być ciężki czas dla niej. A co będzie jeśli zapytam czy wciąż się przyjaźni z Kryśką, a ona powie, że już nie utrzymują ze sobą kontaktu? Pewnie stwierdzę, że szkoda i to by było na tyle.
I chociaż sama uważam, że miłość i przyjaźń są równie ważne, to jednak podświadomie wychodzi na to, że wcale nie traktuję ich podobnie.

To co robić, kiedy przyjaźń umiera?

Chciałabym, żeby życie faktycznie pisało równie bajkowe scenariusze przyjaźni jak te w scenariuszach filmów i seriali. Ale chyba niestety już wzięłam tę tabletkę, która zrzuciła mi z nosa różowe okulary. Zatem trzeba przyznać przed sobą, że przyjaźnie się czasem kończą. Ludzie się rozchodzą. I co teraz mamy zrobić?

Najkrótsza odpowiedź brzmi: dokładnie to samo co w przypadku każdej innej straty – przejść żałobę. To brzmi trochę prościej, niż jest w rzeczywistości. Bo naoglądaliśmy się tych filmów, w których w momencie kulminacyjnym, kiedy przyjaźń uderza w przysłowiowe dno, to tylko po to żeby się z niego odbić i powraca na powierzchnię jeszcze silniejsza. I myślimy, że u nas też tak będzie. Może i by było, ale tak jak w każdej relacji – obie strony muszą chcieć tego samego i to tak samo mocno.

A przecież w przyjaźni też możemy doświadczyć zdrady. Możemy stracić zaufanie. Możemy czuć się wykorzystani. Możemy czuć się jak w toksycznym związku. Są rzeczy, z których ciężko wyjść obronną ręką. Tak samo jak ciężko jest odpuścić w relacji romantycznej, tak samo trudno jest w przyjaźni odpuścić te wszystkie wspólne wspomnienia, plany i marzenia. Również w przyjaźni ludzie się zmieniają i zmieniają się ich priorytety – czasem niestety mimowolnie dryfują w przeciwnych kierunkach.

***

Zapytałam Was też na IG co byście poradzili osobie, która właśnie doświadcza tego bólu i zgodnie się pod tym wszystkim podpisuję. Stwierdziliście, że po prostu trzeba dać temu wybrzmieć i przeżyć tę żałobę po stracie jak w każdym innym przypadku. Żeby nie mieszać w to wspólnych znajomych, żeby nie czuli, że muszą wybierać strony. Żeby dać sobie czas. Żeby się nie zadręczać w nieskończoność.
I wreszcie: żeby nie żałować i być wdzięcznym za ten dobry wspólny czas.


Photo by Bewakoof.com Official on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać