Kiedyś napisałam, że miłość jest kwestią wyboru. A skoro tak, to zdrada tym bardziej – po prostu w pewnym (zresztą dość kluczowym) momencie wybierasz kogoś innego. Proste? Proste. No to skomplikujmy to sobie troszkę.
Kiedyś moja koleżanka podczas naszego corocznego spotkania opowiadała mi o pewnej parze jej znajomych. Byli ze sobą parę dobrych lat i funkcjonowali w społeczeństwie jako „zgrana parka”. Aż pewnego dnia ona go zdradziła. I jakoś tak zawsze człowiek w głowie od razu buduje stos dla tego niewiernego osobnika i w myślach ciska go w ognie piekielne, buchające spod polan suchego jak wiór drewna. I kiedy ja właśnie tak robiłam w myślach, to moja koleżanka zareagowała ze stoickim spokojem i powiedziała:
– Zdrada chyba nigdy nie jest z winy tylko jednej strony. Na pewno do tego zmierzało już od dawna. Ona po prostu w kluczowym momencie wybrała kogoś innego.
Zdrada to kwestia wyboru
Ta rozmowa miała miejsce dwa lata temu. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób i dopiero jak usłyszałam te parę zdań, to pewne rzeczy zaczęły mi wskakiwać na swoje miejsce.
Problem jest taki, że dla niektórych pocałunek to nie zdrada, a nawet przytulanie, flirtowanie, macanie i różne wariacje oralne też nie są zdradą. Nie oceniam tego, ile jest ludzi – tyle jest granic i interpretacji czym jest zdrada. Ważne jest tylko, żeby zgadzały się granice między Tobą i osobą, z którą chcesz być (coby nie było nieścisłości i niedomówień na przyszłość).
Jeśli na samym początku ustalicie pewne rzeczy (może trochę na zasadzie: „Jak złamiesz mi serce, to ja złamię ci twarz”), to łatwiej można wyeliminować zazdrosne zapędy. Mnie na przykład nadal irytuje jak piszą do mojego faceta jakieś koleżanki, których intencje są dla mnie nieco zastanawiające, ale z drugiej strony – co mnie to? Niech se piszą. Ostatecznie przecież to i tak będzie jego wybór co odpisuje i jak odpisuje, więc po co mam tu świrować pawiana. Szkoda mojej energii. A mam mentalność leniwej buły, więc każda dawka energii jest u mnie na wagę złota.
Flirt to nie sport – to kaskaderka
Powszechnie rzeczą dość sporną jest temat flirtu. Niektórzy twierdzą, że jest to całkowicie nieszkodliwe, a inni z kolei nie są co do tego przekonani. I ja bym raczej zrobiła kroczek w stronę tej drugiej grupy.
Ponad rok temu przeczytałam tekst Malviny o flircie kontrolowanym (polecam, przeczytajcie koniecznie!) i to także był puzzel do tej układanki.
Bo z flirtem, to jest trochę jak z balansowaniem na bardzo cienkiej linie. Niby doskonale wiesz, kiedy z niej zeskoczyć w sposób kontrolowany i dać sobie spokój. Ale w zasadzie zawsze może się to skończyć zupełnie niekontrolowanym i zbyt bliskim spotkaniem z ziemią. Czasem najlepiej po prostu odpuścić sobie włażenie na tę cholerną linę.
Z facetami problem jest taki, że dość ryzykowne jest bycie dla nich miłym (zresztą tak sobie myślę, że tak samo dotyczy to kobiet pewnie). Bo ilekroć chciałam być w porządku i chciałam się najzwyczajniej w świecie zaprzyjaźnić, to traktowali to jako sygnał, że szukam luki do skoku w bok. Na dłuższą metę to jest strasznie męczące. I smutne. Bo gdy tylko zaznaczałam wyraźniej granicę (żeby nie było nawet najmniejszych wątpliwości, że jestem tylko fajna – a nie chętna), to momentalnie jakoś tak ten kontakt słabł. Już nie było gadki-szmatki i tak dalej. Nie wiem, może jest w tym jakiś sens i logika. No bo po co utrzymywać z dziewczyną kontakt, skoro nie można jej przelecieć? Dla przyjaźni? Że what? Na co to komu.
No nieważne.
Chciałam tylko zwrócić się do facetów, że dziewczyny czasami po prostu są MIŁE. Niekoniecznie łase na Was. Proszę o wchłonięcie tej informacji do mózgu.
Zdrada to bardziej efekt niż przyczyna rozpadu związku
Kiedyś napisałam, że brak seksu w związku jest czymś w rodzaju papierku lakmusowego, który pokazuje nam, że coś nie bangla. Nawet wcisnę cytat, a co się będę…
Więc seks jest ważny. Nie jako budulec, ale jako wskaźnik. Posłużę się metaforą ogrodniczą. Skutki niedoboru pewnych składników są widoczne na liściach. Ale problem nie tkwi w nich, a głęboko w glebie, gdzie sięgają korzenie. Można zastosować dokarmianie dolistne i tym sposobem „przetrzymać” do zbiorów. Ale i tak na jesień czy na wiosnę trzeba będzie zrobić porządne nawożenie doglebowe, czyli tam gdzie rzeczywiście tkwi problem.
No więc kiedy pojawia nam się zdrada, to jest tak jakby po prostu roślina umarła, zaschła i koniec. Ewidentnie i niezaprzeczalnie widzimy efekt końcowy jakiegoś procesu, który zachodził już od bardzo dawna.
I w ogóle nie mam na myśli tutaj, że brak seksu jest powodem zdrady („Bo przecież ileż można żyć w celibacie!”). Nie. Zawsze zaczyna się od jednej podstawowej rzeczy, bez której nie jest możliwe stworzenie szczęśliwego związku i to jest właśnie korzeń tego wszystkiego.
Zawsze zaczyna się od braku bliskości
Możesz siedzieć obok kogoś, zasypiać co wieczór u jego boku i jednocześnie czuć, że równie dobrze moglibyście być teraz po przeciwnych stronach globu. Łączą Was już tylko codzienne sprawy, drobne pierdoły, które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Tracicie bliskość w momencie, gdy nie potraficie już ze sobą rozmawiać. A raczej ROZMAWIAĆ. Tak na prawdę, tak dużymi literami i tak od serca. A nie o dupie Maryny spod siódemki. Chodzi mi o rozmowę o Waszych lękach, marzeniach, fobiach, nadziejach. O rzeczach, które Was cieszą, smucą albo martwią. O CZYMŚ. O czymkolwiek co leży trochę głębiej niż martwienie się, czy jutro będzie dużo ludzi w Lidlu.
Właśnie w ten sposób buduje się bliskość. I jeszcze jedno – nagość wcale nie równa się bliskości. Można przy kimś leżeć nago, a mentalnie być hen daleko na prerii.
To jest cholernie ważne. Bo jeśli będziecie blisko, to nie ma szans, żeby wszedł między Was ktoś trzeci. Ale gdy tylko pojawi się między Wami przestrzeń – właśnie wtedy tworzy się miejsce dla kogoś jeszcze.
Niektórzy psychologowie twierdzą, że z czasem wypala się w nas ciekawość drugiej osoby. W pierwszym etapie związku jesteśmy zachłyśnięci informacjami o sobie nawzajem, a wzajemne poznawanie wciąga, jak naprawdę świetnie napisana książka. Ale później książka się kończy. Fabuła jest doskonale znana i nic nas nie zaskakuje. I tu jest błąd, bo nie wiem jak Wy, ale ja do moich ulubionych książek wracam po kilka razy i za każdym razem odnajduję w nich coś nowego, coś co przeoczyłam poprzednim razem. I myślę, że tak samo jest z drugą osobą – bo wciąż się zmieniamy, wciąż ewoluujemy i dorastamy. A dopóki tak się dzieje, dopóty wciąż możemy na nowo siebie poznawać.
Nielojalność – zdrada nasza powszednia
Ostatnio namiętnie zaczytuję się w Riennanerze i nie ukrywam, że do tego wpisu zainspirował mnie jej tekst o powszechnej zdradzie, czyli nielojalności wobec partnera. I jej przekaz okazał się finalnym puzzlem, jakiego brakowało mi do napisania tego tekstu.
Mam do Was pytanie. (Jeśli jesteście z kimś w związku, to szczerze sobie na nie odpowiedzcie, a jeśli jesteście akurat solo, to popatrzcie na pary z Waszego otoczenia.)
Czy jesteś lojalna wobec swojego faceta? Czy ty, chłopaku jesteś lojalny wobec swojej kobiety? Bynajmniej nie chodzi mi w tej lojalności o niewskakiwanie komuś innemu do łóżka, ale a taką lojalność dnia codziennego.
Jak mówisz o swoim partnerze, kiedy go nie ma przy tobie? Jak o nim myślisz? Jak o nim mówisz, gdy cię wkurzy i żalisz się przyjaciółce? Czy wtedy też kochasz? Czy jesteście ze sobą na zasadzie Ty i Ja kontra Świat?
Bo jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to właśnie to są te subtelne wskazówki, że coś jest nie-halo. Coś tu nie bangla. Bo przecież jak się kogoś kocha, to się nie wiesza na nim psów, jak na świątecznej choince ze świata równoległego. Przecież nie na tym to wszystko polega, prawda?
***
Ostatecznie nieważne czy za zdradę przyjmiemy flirt, nielojalność czy wylądowanie z kimś innym w łóżku – zdrada to zdrada – zawsze jest kwestią wyboru. I nie wierzę w teksty typu: „poniosły mnie emocje”, „nie wiedziałam co robiłam”, „to samo się stało”. Nie wierzę, żeby choćby przez sekundę komuś nie zaświtała myśl, że kogoś to zaboli. Że to jest nie fair. Że tak się zwyczajnie nie robi.
Na pewno przechodzi to przez myśl, tylko po prostu czasem łatwiej wybrać opcję: „będę myśleć później”. A przecież to już jest wybór. Może kiepski, ale nadal.
Photo by Christal Yuen // unsplash.com