Bierz życie na klatę

Możesz już wyjść z tego kąta

Dziś zapraszam na kolejny odcinek autorefleksji Bereniki po 30-tce. Zaczęło się od tego, że postanowiłam wybrać się na rowerze do sklepu po krótkie spodenki. Na co dzień nie jeżdżę po mieście na rowerze, bo – mówiąc tak kompletnie szczerze – trochę się boję. Zbyt dużo było u nas potrąceń rowerzystów, żeby nie mieć stracha. I właśnie walcząc ze sobą, żeby na tym rowerze jednak pojechać zdałam sobie sprawę, że przede wszystkim boję się… zajmować przestrzeń.

I chociaż względy bezpieczeństwa to jest jedno, to poczułam w głębi, że to tylko wymówka, która przykrywa coś głębiej. Bo oczywiście jeżdżę w kasku i chociaż prawie każdy inny mijany rowerzysta kasku nie ma, to już jestem za stara, żeby się przejmować, że nie wyglądam cool, skoro dzięki temu czuję się bezpieczniej. Zatem mam kask, więc czego tak naprawdę się boję?

I wtedy pomyślałam, że w sumie nie chcę robić kłopotu innym uczestnikom ruchu. Bo przeze mnie będą musieli zwolnić, będą musieli mnie wyminąć i pewnie będą na mnie kląć pod nosem. I wtedy to mnie uderzyło jak niespodziewany kopniak z pół obrotu.

Po prostu boję się zająć przestrzeń

Uświadomiłam sobie, że od zawsze starałam się zajmować sobą jak najmniej miejsca. Zawsze byłam czuła na to czy przypadkiem nikomu nie przeszkadzam, czy nie jestem za głośno (łącznie z tym czy nie za głośno jem), czy moje zdanie nikogo nie rani; połykałam swoje opinie, żeby nie robić nimi fermentu. Za każdym razem kiedy gryzłam się w język, chociaż przychodziła mi cięta riposta (chociaż najczęściej przychodziła długo po fakcie, nie oszukujmy się), kiedy na chamstwo chciałam odpowiedzieć ostro, kiedy nawet stroniłam od ubierania zbyt „krzykliwych” kolorów. Za każdym razem bałam się zwyczajnie zająć przestrzeń.

I wiecie co, nie chodzi też o to, że powinnam się rozpychać łokciami. Nie, ja doskonale zdaję sobie sprawę, że ja też po prostu nie jestem takim człowiekiem, który przez życie szedłby taranem. Zdaję sobie sprawę, że mam spory poziom empatii, który pozwala mi być czułą na cudze granice i prawo drugiego człowieka do jego własnej przestrzeni. Ale też okazuje się, że w tym wszystkim zatarło się we mnie moje własne poczucie, że ja również mam prawo zająć swoją przestrzeń. I wtedy przyszła mi do głowy kolejna myśl.

Ten zasrany świat należy również do mnie

Ten zasrany kraj także. Mam prawo tu być. Mam prawo mieć swoją opinię. Mam prawo walczyć o świat, w jakim naprawdę pragnę żyć. Mam prawo przeklinać i wkurwiać się, kiedy tak właśnie czuję. Mam prawo mieć pretensje. Mam prawo być nieidealna, brzydka, pryszczata, ruda, lewacka i naburmuszona. I wreszcie mam prawo powiedzieć komuś, kto siedzi obok mnie w kinie i cały seans pisze na telefonie, żeby go schował, bo do cholery nie jest u siebie w domu.

***

Nawet nie byłam świadoma jak bardzo sama siebie pozwoliłam wcisnąć w kąt. A teraz czuję jakbym była Patrickiem Swayze, który mówi: nikt nie będzie stawiał Baby w kącie. Tylko że ja jestem Patrickiem, Baby oraz jej apodyktycznym ojcem.


Photo by Maithilee Shetty on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać