Nie wierzę w przyjaźń z eks. Wierzę w cywilizowane kontakty, ale na pewno nie w przyjaźń. No chyba, że ktoś lubi nurzać się w emocjonalnym bigosie.
Nie wiem, może jakiś powierzchowny związek mógłby zakończyć się przyjaźnią (piszę to naprawdę mocno sceptycznie), ale te takie długie i intensywne relacje nie mają szans na płynne przejście w przyjaźń. Dlaczego? Bo rozstanie jest jak przejażdżka kolejką górską. Z jednej strony siła odśrodkowa sprawia, że czujesz, że żyjesz i organizm po same końce wyrzuca adrenalinę, a z drugiej strony żołądek skręca się i nie masz do niego za grosz zaufania. Trochę chce ci się płakać, a trochę krzyczeć. Myśli galopują i już sam nie wiesz czy zaraz umrzesz, czy po prostu się zrzygasz.
Ale może tylko ja w ten sposób przeżywam rozstania. I kolejki górskie.
Nie ma nic, czego nie mogłabym porównać do amputacji
To zaczyna być chore, ale trudno.
Rozstanie to też w pewnym sensie amputacja. Może nawet w największym sensie. Musisz odciąć swoją ukochaną rękę, która zawsze była przy Tobie i podawała Ci ciepłą herbatę, gdy świat był zły. Ciężka sprawa, prawda? Oczywiście można się rozstać brutalnie i gwałtownie, co skutkuje oderwaniem na żywca ukochanej kończyny. Ale można też rozstać się za porozumieniem stron, spokojnie zgodzić się na odcięcie ręki. I wszystko wydaje się fajnie, bo nie ma w tym dramatu – usiedliśmy, porozmawialiśmy i doszliśmy wspólnie do wniosku, że to jednak nie działa. Więc tniemy.
Tylko, że wiecie. Później się budzimy i ręki nie ma. Dopiero wtedy zaczyna razić ta oczywista oczywistość. A zaraz potem dociera do nas ból. I wtedy właśnie następuje zwolnienie blokady, a my ładujemy się potulnie do wagoników kolejki górskiej. I zaczyna się jazda.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do początku
Wszystko zawsze zaczyna się od sympatii – przeskakuje iskra, nadajemy z kimś na tych samych falach i po prostu zaczyna klikać. To jest zawsze najpiękniejszy etap. I później nawet jeśli miłość się kończy, to chcielibyśmy uchować właśnie to, od czego się to wszystko zaczęło.
Perspektywa przyjaźni po rozstaniu jest trochę jak taka pustynna fatamorgana – daje nadzieję. Pozwala nam wierzyć, że to wszystko nie było na marne. Że przynajmniej uda nam się zachować z tego coś dobrego. Bo przecież skończyła się miłość, ale co z przyjaźnią?
To oczywiste, że będąc z kimś w związku, poznajemy się na wylot. Już nie musisz pytać ile słodzi, a z kolei on już wie, że i tak zawsze sypiesz mu mniej cukru niż mówisz. Wiecie o sobie wszystko, znacie swoje demony po imieniu i już dawno przestaliście przepraszać za bałagan w domu.
To jest przyjaźń, to jest bliskość. I chyba właśnie tego najbardziej nam żal przy rozstaniu. Bo przecież seks w dzisiejszych czasach nie jest problemem – jest przecież Tinder, ale bliskość już nie jest tak łatwo zdobyć.
Najgorsze jest to, że kiedyś eks, to była osoba obecna przy Twoich wszystkich załamaniach – a co teraz, kiedy załamanie dotyczy właśnie tego eks? I tutaj człowiek zaczyna gryźć swój własny ogon, bo jedyną osobą, której chce pocieszenia – jest dokładnie tą osobą, do której nie powinien się zwracać. Mniej więcej od tego momentu zaczyna się robić emocjonalny bigos. Więc najlepiej wtedy się odizolować, skasować kontakt, przykuć się do kaloryfera i zwyczajnie przez to przebrnąć.
A co potem? To proste.
Bądźmy cywilizowani
Jestem zdania, że jak nie wiesz jak się zachować, to przynajmniej zachowuj się kulturalnie. Poprawnie. Cywilizowanie.
Niektórzy myślą, że przyjaźnią się z eks, a tak naprawdę po prostu prowadzą z nimi cywilizowaną relację, która nie opiera się na unikaniu, wyzywaniu i rzucaniu spojrzeń mówiących *giń dziwko*, albo robieniu miny jakby przeszło obok naprawdę śmierdzące gówno.
Jeśli ktoś jednak właśnie na tym opiera relację z byłym/byłą, to tylko oznacza, że ciągle się z czymś nie pogodził i żywi jakieś uczucia względem eks – nawet jeśli jest to tylko nienawiść.
Ludzie się zakochują, coś ich łączy, a później coś ich rozdziela. Tak po prostu jest. Ale wierzę, że później można się spotkać i normalnie porozmawiać jak cywilizowani ludzie. Zapytać: „co tam słychać?”, wymienić się aktualizacją z życia i później ruszyć dalej, każdy w swoją stronę. Pożegnać się z uśmiechem, słowami: „dobrze było cię zobaczyć”.
To nie oznacza, że stara miłość nie rdzewieje i teraz na nowo się zakochaliście. To oznacza tylko tyle, że wszystko się zagoiło i nie ma powodów, żeby ostrzyć na siebie nawzajem toporów i maczet. Dopiero takie cywilizowane podejście udowadnia mi, że ludzie przeszli nad tym. Dali spokój, pogodzili się i już nic ich nie łączy. Nawet nienawiść.
Dlaczego to jest takie ważne?
Statystyka niestety nie jest po stronie szczęśliwych zakończeń typu happy ever after, forever and ever i tak dalej. Statystycznie co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem. Zresztą wcale nie trzeba być małżeństwem, żeby mieć dziecko i porysować mu psychikę do końca życia. I piszę to z perspektywy dziecka, którego rodzice się rozwiedli. Nigdy nie miałam żalu do moich rodziców, że się rozstali – mimo wszystko rozumiałam, że tak będzie lepiej. Ale nie rozumiałam dlaczego nie mogą dalej być moimi rodzicami. Nie chciałam, żeby znów się kochali, to są przecież ich sprawy. Chciałam tylko, żeby mnie kochali. Chciałam tylko, żeby oboje byli na moich urodzinach, żebym nie musiała dzielić dzień na dwoje rodziców osobno. Nie uważałam, żeby ich rozwód rozwalił naszą rodzinę – ich kłótnie i nienawiść to zrobiły. Jedno w porę się opamiętało, ale drugie nie było w stanie przejść nad tym w imię dobra dziecka. A szkoda.
I właśnie dlatego warto uczyć się cywilizowanego podejścia. Bo prawda jest taka, że ludzie się rozchodzą. I wcale nie musicie mieć razem dziecka, żeby przybrać poprawną postawę. Zróbcie to przede wszystkim dla siebie. Dla własnego zdrowia psychicznego, bo nic tak nie wyniszcza jak nienawiść. Rozumiem, że boli, ale wszystkie jazdy kolejką się kiedyś kończą.