Bierz życie na klatę

Cancel culture – kultura unieważniania i dwie strony medalu

Cancel culture to tak w dużym skrócie wymazywanie kogoś, czegoś lub organizacji z życia publicznego. To taki nowoczesny ostracyzm i nałożenie na kogoś piętna. Ale czy to zawsze daje pożądany efekt?

Z jednej strony jest to trochę pokrzepiające, że jako zbiorowość mamy wpływ na przykład na to czy jakiś aktor dostanie angaż czy nie, albo żeby firma położyła po sobie uszy i zmieniła swoją politykę. Natomiast to zjawisko ma też swój cień, bo oprócz odcięcia się od jednostki, z którą nam nie pomyśli, to czy coś rzeczywiście zmieniamy? Oprócz siania strachu, że jak palniemy głupstwo, to my również możemy stać się następnym pariasem?

Wszystko zaczęło się od dramy na amerykańskiej grupie wrotkowej

Ktoś udostępnił film z zatrzymania Georga Floyda i jedna z adminek usunęła ten post ze względu przedstawioną na nim brutalność, a na grupie było też sporo dzieciaków. Autorka posta oburzyła się, oskrażyła założycielkę grupy o rasizm, mówiąc jednocześnie, że jest to opresyjne działanie i że może to nie dotyczy białych skejterek, ale dla czarnych tak właśnie wyglądają realia i że nawet ostatnio jeździła na wrotkach na pustym parkingu, kiedy podjechała do niej policja obczajając czy czasem czegoś nie knuje. Było tam w międzyczasie dużo wątków pobocznych i główna założycielka grupy uznała, że kompromisem będzie założenie osobnej grupy, gdzie będzie można publikować „bardziej dorosły kontent”, a tutaj niech sobie będą słodko-pierdzące w kolorach tęczy wroteczki. Wyszło na to, że był to błąd i znów została oskarżona o rasizm.

Znowu troszkę przewinę do przodu i mocno streszczę. Na dziewczynę wylało się wiadro pomyj, oskarżeń i została wypchnięta ze swojej społeczności. W momencie, kiedy ludzie zaczęli przyczepiać do niej łatkę rasistki, to tak jakby ktoś wysmarował ją łajnem – wszyscy zaczęli się od niej odsuwać, łącznie z jej „przyjaciółką” i partnerką w biznesie, która odcięła się od niej błyskawicznie i zostawiła ją na lodzie (mimo, że ona do biznesu wniosła zasięgi, markę i ludzi). Sama obsmarowana wypierała się, że nie jest rasistką i prosiła, żeby koleżanki z nią współpracujące to potwierdziły, ale wszystkie zgodnie nabrały usta. Nie wiem czy dlatego, że uważały ją za rasistkę czy dlatego, że same nie chciały dostać rykoszetem z gówna.

Skończyło się na tym, że dziewczyna zniknęła na kilka miesięcy. Powiedziała, że chce sobie to jakoś ułożyć i zastanowić się nad sobą, no bo wiecie – chodzisz sobie po świecie i myślisz, że nie jesteś rasistką, a tu nagle sporo ludzi twierdzi, że jest wręcz przeciwnie. Stało się to w czasie protestów w Ameryce i inne wrotkarki/firmy/organizacje wrotkowe robiły akcję promowania czy oddawania głosu skejterkom ze społeczności Afroamerykanów. Tamta dziewczyna tego nie zrobiła, bo kompletnie się zapadła pod ziemię, żeby – jak już wspomniałam – sobie wszystko poukładać. Znowu dostała po głowie, że ona sobie wolne robi, a tu wojna jest i mogła coś zdziałać tymi zasięgami. No i tak w sumie było z każdym jej działaniem – po prostu wydawało się, że nikt nawet nie daje jej szansy na zmianę i nikt nie wierzy, że ona autentycznie pragnie się czegoś z tego nauczyć.

Przestrzeń do zmiany

I właśnie w tym momencie dopłynęliśmy do brzegu. Dla mnie ta cała sytuacja jest pokręcona i jestem przekonana, że jej w pełni nie rozumiem, a przynajmniej na pewno nie z perspektywy czarnoskórej Amerykanki, która na co dzień boryka się z zupełnie inną rzeczywistością niż ja. I z pewnością nie poczuwam się do mówienia, co powinni czuć, co ich może obrażać a co nie i jak powinni na to reagować. I wreszcie to nie ja powinnam jej wybaczyć.

Zaczęłam się zastanawiać na tym, gdzie jest jakaś przestrzeń dla niej na zmianę? Czy to działa na zasadzie, że jesteś gówniana i idź śmierdzieć gdzie indziej, a nawet jeśli się umyjesz i doprowadzisz do porządku to już doprawdy mam to głęboko w dupie?

Wiecie, ja też popełniam błędy. Czasem palnę coś zupełnie od czapy i później leżąc w łóżku próbuję się zakopać głębiej w kołdrę ze wstydu. Czasem jestem gruboskórna i czasem nie pomyślę. Moglibyście wziąć jakikolwiek tekst z tego bloga, jeden z tych starszych i użyć go przeciw mnie jak egzorcysta krucyfiksa. W niejednej kłótni powiedziałam chamskie rzeczy, które wydawały mi się uzasadnione i dopiero później, kiedy ochłonęłam i się zdystansowałam, to mogłam to przeanalizować i stwierdzić, że to było durne z mojej strony. Każdy z nas potrzebuje znaleźć w sobie tę przestrzeń, żeby się na nowo poukładać.

Nikt nie chce być tym złym

Rozumiem dlaczego, niektórzy się tak oburzają na „poprawność polityczną”. Bo nikt nie lubi wychodzić na głupka. Nikt nie lubi się mylić. Nikt nie lubi wychodzić na dupka. I wreszcie nikt nie lubi uczucia odrzucenia.
Ludzie czasem popełniają błędy i palną coś chamskiego, ale dość często wcale nie mają czegoś złego na myśli. Wiem, że to ich nie tłumaczy, ale myślę, że to daje przestrzeń do jakiejś zmiany. Zauważcie jak często ostatnio odrzucamy naszych bliskich, bo mają inne poglądy niż my. Czasem nawet nie dajemy szansy na rozmowę, wymianę poglądów i jakąkolwiek zmianę – po prostu się odcinamy w swojej szczelnej bańce.

Zdaję sobie sprawę, że są też ludzie toksyczni – hej! jestem przodowniczką w odcinaniu się od takich osobników – ale jestem też osobą cholernie naiwną, która zawsze ma w głębi nadzieję, że wiatr się zmieni (nawet jeśli głośno mówię, że świat jest stracony). I też nie chcę namawiać do kurczowego trzymania się ludzi, którzy nas krzywdzą albo krzywdzą innych. Nasze życia to są pasma rozszczepionego światła i nie da się arbitralnie powiedzieć, że jest różowo albo sraczkowato. Jest różnie.

Not to be right, but to get it right

Od jakiegoś czasu, kiedy ktoś mnie na czymś „złapie” i mi to wytknie, to staram się nie mieć nastawienia, że chcę mieć za wszelką cenę rację, a staram się za wszelką cenę zrozumieć. Co nie jest wcale łatwe i nie mam na myśli zrozumienia, ale najtrudniejsze jest samo złapanie się na tym odruchu podnoszenia gardy. Bo to dotyka naprawdę głęboko, kiedy ktoś nazywa cię jakimś fobem, a ty przecież wiesz, że nie jesteś fobem!

To jest trochę zabawne, kiedy jeden z gości których znam obruszył się, kiedy usłyszał, że jest homofobem. Bo on przecież nie jest żadnym homofobem, tylko po prostu osoby homoseksualne godzą w jego wartości morlane. Niby ich nie wyzywa od plugastwa, ale jego postawa i komentarze niejednokrotnie mówiły: Festival Homofobii. Jest to o tyle zabawne, że uważa słowo „homofob” za obraźliwe, ale już swojej postawy wobec queerowych osób nie uważa za obraźliwą.
Tak samo obraził się inny gość, kiedy na postawie tego co do mnie pisał stwierdziłam, że jest mizoginem. Wyśmiał mnie. Był na Strajku Kobiet, ba!, niósł nawet baner! Do tego nigdy w życiu nikt tak go nie nazwał, więc chyba gdyby był mizoginem, to by już wcześniej to usłyszał od kogoś, nie?

Ja to naprawdę kumam. To jest ten moment, kiedy człowiek nagle bez uprzedzenia zostaje skonfrontowany z własnym cieniem – czyli tą szemraną częścią nas, której wolimy nie widzieć. Ale inni to widzą… tylko rzadko kiedy nam o naszym cieniu mówią.
Dlaczego? No cóż, nie reagujemy na to za dobrze. Pierwszym odruchem jest obrona i bardzo często wyparcie. Co wydaje mi się normalne, bo nikt z nas nie lubi słyszeć o sobie złych rzeczy, szczególnie gdy w żadnym stopniu nie zgadza się to z naszym wyobrażeniem samych siebie. Wiem coś o tym z autopsji. Dlatego nie dziwię się, kiedy ktoś reaguje w taki sposób na pierwszy kontakt ze swoim cieniem, ale prawdziwy hart ducha pokaże później – kiedy ochłonie i dokładnie obejrzy swój cień.
Głęboko wierzę, że wszyscy popełniamy fakapy. I jeszcze mocniej wierzę, że mamy moc poprawy, ale musimy mieć odwagę zmierzyć się ze swoim cieniem.

***

Dlatego jeśli kobieta mówi ci, że jesteś seksistą albo mizoginem; osoba trans mówi, że jesteś trasfobem; ktoś o innym kolorze skóry mówi, że jesteś rasistą; o innej narodowości, że jesteś ksenofobem; o innej orientacji seksualnej, że jesteś homofobem – ZACZNIJ SŁUCHAĆ. I jeśli nie podoba ci się ta łatka, to przyjrzyj się temu i postaraj się zrozumieć. A jeśli nie… to po prostu przyzwyczaj się.


Photo by Sarah Kilian on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać