Deprecated: Hook custom_css_loaded is deprecated since version jetpack-13.5! Use WordPress Custom CSS instead. Jetpack no longer supports Custom CSS. Read the WordPress.org documentation to learn how to apply custom styles to your site: https://wordpress.org/documentation/article/styles-overview/#applying-custom-css in /home/lepiejmy/domains/lepiejmyslec.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6031
Czasem mam ochotę spalić swojego bloga – Lepiej myśleć niż nie.
Lifestory

Czasem mam ochotę spalić swojego bloga

Wiem, że się nie da fizycznie tego zrobić, ale to wcale nie niweluje mojej ochoty, żeby wrzucić moje dwuletnie dzieło w samo serce Mordoru. Macie tak czasem? Tworzycie coś pieczołowicie, w pocie czoła zarywacie poranki dziubiąc przy czymś, a potem macie ochotę to roztrzaskać w drobny mak?

Jest taka piosenka Florence + The Machine – Ship to wreck, która jest dokładnie o takiej sytuacji. W refrenie Flo śpiewa „czy zbudowałam ten statek do rozbicia się?”. A ja wiem, że ona zna to uczucie. Ona wie o co chodzi.
Znacie to uczucie, kiedy rozwalasz zamek z piasku, który budowałeś cały dzień? To jednoczesny żal i smutek pomieszany z radością i niemal dziką satysfakcją z rozwalania czegoś, co tak pieczołowicie próbowaliśmy doprowadzić do perfekcji, a teraz możemy pokazać tej perfekcji gdzie jej miejsce.
Trąci to trochę autodestrukcją, ja wiem. Ale jestem pewna, że każdy poczuł chociaż raz wewnętrzną iskierkę tego uczucia i wrażenia. Tę chęć zwyczajnego uwolnienia się od dążenia.

Myślowy tasiemiec

Wszystko przez jedno zdanie, które padło niemal rok temu, w środku nocy, na wrocławskim Rynku. To był wieczór panieński mojej dobrej koleżanki i przemieszczając się z jednego klubu do drugiego, nagle w samym środku rynku, w samym środku nocy wyrósł przed nami kolega ze studiów, którego nie widziałyśmy już kawał czasu.
Pomyślcie sobie jakie jest prawdopodobieństwo, że kogoś tak spotkacie? Duże – o ile jesteście bohaterami filmu lub książki, ale zupełnie małe, jeśli chodzi o prawdziwe życie.
Wszyscy ucieszyliśmy się na swój widok i zaczęliśmy się wymieniać informacjami co tam się u nas dzieje po skończeniu studiów. W pewnym momencie ten kolega rzucił:
– Bereniki nie muszę pytać co tam słychać, bo czytam bloga, więc jestem na bieżąco.

I wiecie co, nie wiem dlaczego, ale są czasem takie zdania, które wczepiają się człowiekowi w mózg jak te haczyki w otworze gębowym tasiemca. To takie myślowe tasiemce są.
I jak to bywa z tasiemcami, ten również zaczął się wydłużać o kolejne człony.

Ekshibicjonizm myślowy

Przez ten cały (niemal) rok parę razy zastanawiałam się ile osób nie ma potrzeby zapytać mnie „co tam słychać”, bo zwyczajnie już wszystko wiedzą z mojego bloga? Chociaż oczywiście blog jest jedynie wyrwanym z kontekstu fragmentem życia, to mimo wszystko większości ludzi daje to zupełnie inną perspektywę patrzenia na moją osobę. Więc to może w zupełności wystarczać.

Później zaczęłam to rozkminiać pod względem takiego mojego ekshibicjonizmu. No bo nie oszukujmy się, ten blog to jest z mojej strony mentalny ekshibicjonizm. I przyznaję, że nieraz myśl o tym zupełnie mnie paraliżuje. (Nawet teraz obnażając swoją myśl o obnażaniu myśli i strachu jaki to we mnie budzi, dodatkowo pogłębiło uczucie ekshibicjonizmu. Istna paranoja, mówię Wam.)

Brak niespodzianek

Co jakieś parę dni spotykamy się z A przy kawce i gadamy co tam u nas, jakie książki warto przeczytać, seriale godne polecenia i filmy idealne na wieczór. Jest to jeden z nielicznych, których określam mianem „swój człowiek” i w dodatku jest na miejscu, dzięki czemu możemy omawiać rzeczy „z dnia na dzień”. I ostatnio zauważyłam, że irytuje mnie, kiedy nasza rozmowa wygląda mniej więcej w tym stylu:
– Zaczęłam oglądać Wikingów!
– No właśnie widziałem na Insta te randki z Ragnarem.

Nie jest to nic spektakularnie wielkiego i szalenie denerwującego. Tylko delikatnie mnie to dobija. Ten brak niespodzianki. Zaskoczenia. I składa mi się to do kupy razem z tamtą sytuacją z Rynku. A potem sobie myślę, że przecież ja też czasem sobie podpatruję znajomych na portalach społecznościowych i wiem, że niektórzy wciąż mają ze sobą kontakt, że jeżdżą na narty, że się zaręczają/biorą ślub/rodzą dzieci. Nie przychodzi mi nawet do głowy zapytanie ich „co tam słychać?”, bo przecież z grubsza wiem co u nich słychać. Nawet jeśli jakoś osobiście nie przykładam wielkiej uwagi do przebiegu ich żywota.

Bliżej, a jednak dalej

To w sumie jest trochę zabawne, bo teraz w zupełności wystarczy sam akt dodania kogoś do znajomych, żeby dowiedzieć się co mu w życiu gra (przynajmniej tak powierzchownie). Mało kto dodaje kogoś, żeby móc nawiązać kontakt i osobiście wywiedzieć się co w trawie piszczy.
Pamiętacie fenomen Naszej Klasy? Tysiące ludzi (jak nie więcej) skorzystało z możliwości odnowienia kontaktu z dawnymi kolegami i koleżankami ze szkoły. Wielokrotnie ich kontakt urwał się na całe dziesiątki lat i nagle okazało się, że są na wyciągnięcie ręki. Można było zobaczyć jak teraz wyglądają, dowiedzieć się co porabiają i ile dzieci sobie narobili.
Ale teraz mam wrażenie, że media społecznościowe dały nam innych w odległości jednego kliknięcia w aplikację, a jednocześnie mentalnie umieściły nas jeszcze dalej od siebie.

I dlatego właśnie czasami mam ochotę wyrzucić bloga przez okno, skasować społecznościówki i zobaczyć co się stanie, czy coś się zmieni. Ale jednocześnie wiem, że nie mogę. Bo w końcu zbudowałam ten statek tylko po to, żeby go roztrzaskać?

Powiem Wam szczerze, że mój blog mnie uwolnił i jednocześnie mnie związał. Z jednej strony otworzył przede mną nowe możliwości, a z drugiej –  sprawił, że stałam się jego zakładniczką.

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać