Bierz życie na klatę

Był człowiek, nie ma człowieka

To ciekawe, że kiedy przydarza się śmierć, to człowiek zawsze jest tym zaskoczony. Jakby spodziewał się, że jest poza nawiasem ciągu zdarzeń i nieszczęśliwych wypadków. Jakby złe rzeczy miały się przytrafiać innym, nie tobie; a wypadki zdarzały się tylko w filmach, nagłówkach gazet i paskach wiadomości, nie tuż obok, w tej samej rzeczywistości.

Wczoraj przeglądałam nasz lokalny portal informacyjny i zobaczyłam nagłówek o śmiertelnym potrąceniu. Kliknęłam w niego, bo śmiertelne potrącenia się u nas nie zdarzają, szczególnie w samym środku miasta. Było kilka zdjęć z wypadku. Jedno z większej odległości, drugie trochę bliżej, gdzie majaczyła sylwetka osoby potrąconej, która leżała bez życia na środku jezdni; oraz trzecie, już z bliska, ale z pełnym szacunku naklejonym czarnym prostokątem, zza którego wyglądała stopa w białej skarpetce.

Ja pierdole – pomyślałam i zapewne wymamrotałam do siebie, bo często to robię. Jaką trzeba mieć wrażliwość rodem rozpędzonego radzieckiego czołgu, żeby takie zdjęcia wrzucać. Kurwa mać, a co jeśli zobaczą to bliscy tej potrąconej osoby? Przecież to jest jakaś trauma. Zwyzywałam ich, powyklinałam i zamknęłam przeglądarkę. Co za jebane gówno, pomyślałam.

Później to co pamiętam, to są jakby stopklatki. Jak patrzę na wiadomość na telefonie od męża: „Moja ciocia dzisiaj zginęła”. Mój umysł przeskakujący z myśli do myśli, jak pasikonik po źdźbłach trawy – która ciotka? oby któraś z tych dalszych, z którymi i tak nie mamy kontaktu… bo przecież to nie mogłaby być ta nasza, która była równie nieodzowna na każdych świętach jak jej pyszny sernik… nie, niemożliwe… jakie są szanse…?

Moja jest twoja śmierć

To zabawne jak każda śmierć, nawet jeśli nie łączą mnie więzy krwi z osobą zmarłą, wybija mnie na orbitę. Czuję się wtedy jak mała plastikowa figurka zanurzona w gęstym glucie, w którym ani dźwięk, ani światło, ani czas nie zachowują się normalnie. Jakby rzeczywistość działa się poza mną. Tak jakby śmierć uderzała w tę jedną strunę, która zaczyna rezonować i wibracjami poruszać wszystko dookoła, powodując kaskadę wspomnień, wrażeń, emocji.

Ciągle widzę przed oczami dwa obrazy: ten czarny prostokąt z wystającą stopą w białej skarpetce oraz zbliżenie na fragment pustej ulicy, na której schludnie ustawione są przy sobie dwa buty i torebka. Tak jakby ciocia miała zaraz się podnieść, otrzepać spodnie, wsunąć buty, założyć torbę na ramię i ruszyć w dalszą drogę do pracy.

To zawsze wydawało mi się najgorsze w tragicznej i nagłej śmierci. Że sobie żyjesz, robisz jakieś zwykłe rzeczy dnia codziennego i nagle puf!, nie ma cię, zdmuchnęło cię z planszy w pół kroku. W domu została niedojedzony kawałek ciasta, który miałaś dokończyć po pracy, kurier wiezie paczkę, której już nie potrzebujesz, a zwierzak nie rozumie dlaczego nie wracasz o zwykłej porze.

Życie jest takie randomowe, nie zna limitów. Wszystko może ci się przytrafić i jednocześnie może ci się nie przytrafić nic.


Photo by Alisa Anton on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać