Jakiś czas temu ktoś powiedział mi, że nasze myśli mogą stać się naszym najlepszym przyjacielem, ale też najgorszym wrogiem. Kiedy zapytałem go, co chce przez to powiedzieć, opowiedział mi jak kiedyś jego własne myśli o mało nie doprowadziły go na skraj załamania nerwowego.
Zadręczał się poczuciem, że powinien być lepszy niż jest, że powinien robić więcej, niż jest w stanie zrobić. Natrętne myślenie o przeszkodach sprawiało, że mu tych przeszkód stale przybywało, skupianie się tylko na błędach powodowało, że coraz więcej tych błędów zaczynał popełniać. I powiedział mi, że dopiero gdy sobie odpuścił, gdy przestał walczyć i się zadręczać, gdy mu się w głowie zaczęło układać, to magicznie poukładało się też jego życie. Ja w magię nie wierzę, ale wierzę w to, że nasze życie jest dokładnie takie, jakie myślimy że jest. Świat nie jest dla nas ani z gruntu dobry ani zły, bo czemu miałby taki być?
Samospełniająca przepowiednia
Pewnie to znacie: kiedy coś natrętnie siedzi wam w głowie, zaczynacie zauważać to na każdym kroku. Na przykład, kiedy w zeszłym roku chodziło za mną, żeby kupić sobie deskę, nagle, nie wiadomo kiedy ulice zaroiły się od deskorolkarzy. I to nie dlatego że ich wcześniej nie było, bo byli, tylko wcześniej nie zwracałem na nich uwagi. Albo dawno temu, kiedy jeszcze byłem hipochondrykiem, i gdy mnie coś zabolało, albo zakłuło zaraz leciałem do komputera i czytałem. I tak się kiedyś naczytałem, że wyszło mi iż bankowo i niezaprzeczalnie mam raka! Strasznie się tym moim rakiem przejąłem, a im bardziej się przejmowałem, tym mnie bardziej wszystko bolało. W pewnym momencie tego raka widziałem dosłownie wszędzie – a to w telewizji mówili, a to w gazecie przeczytałem, a to ktoś opowiadał o jakimś chorym krewnym. I mnie się od tego wszystkiego poplątało we łbie, że to pewnie jakieś znaki od opatrzności, i już się powoli ze światem zacząłem żegnać, kiedy na szczęście okazało się, że te moje dolegliwości nie przez raka były, a przez głupią panikę.
Bo to jest tak, że dostrzegamy dokładnie to, co zajmuje nasze myśli. Podświadomie filtrujemy rzeczywistość w poszukiwaniu właśnie tych kawałków wielkiej układanki, które akurat nam w danej chwili pasują. Lubimy się wtedy dziwić zbiegom okoliczności i wierzyć w jakąś interwencję kosmosu, ale tak naprawdę myśli nie zmieniają w jakiś cudowny sposób świata, nie przyciągają wydarzeń żadnym paranormalnym prawem, sprawiają jedynie, że zaczynamy zwracać uwagę na to, na co wcześniej tej uwagi nie zwracaliśmy. I tak samo bywa z pechem. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, i rzeczywiście tak jest, bo przecież wystarczy jedno nieszczęście, by potem nawet w błahostce zauważyć drugie.
Jarek ma takie życie, jakie myśli że ma
Opowiem wam o moim znajomym, nazwijmy go Jarek, który przez całe życie myśli, że jest pechowcem i rzeczywiście nim jest. Jarek narzeka, że ciągle brakuje mu pieniędzy i ciągle ich nie ma. Ok, Jarek ma rodzinę, kredyt i sporo wydatków, ale sam robi też całą masę głupot, które go do tych długów i pecha pchają. Bo Jarek wpadł w błędne koło. Skoro nie ma pieniędzy, stara się jak najwięcej oszczędzić, przez co zwykle wydaje pieniądze na najtańszy szajs. Najtańszy szajs zazwyczaj się psuje i Jarek musi znowu wydać, przez co traci dwa razy, a potem klnie że to znowu przez pecha i złośliwy los.
Jarkowi trafiła się kiedyś okazja. Znalazł w komisie całkiem nowe autko. Tylko cena jakaś taka niska. Każdemu innemu zapaliłaby się lampka ostrzegawcza, ale nie Jarkowi. Niską cenę uznał za łut szczęścia, bo pięcioletnia Astra za psi grosz? Okazja! Trza brać z miejsca! A więc wziął ją, a na nią wziął kredyt. Kredyt kiedyś się spłaci – mówił – a samochód będzie służył. I służył, ale nie długo bo miesiąc zaledwie. A po tym miesiącu w nowej Astrze Jarka rozleciał się silnik. Co jak co, ale silniki w samochodach psują się zdecydowanie rzadko, a jeśli już to dlatego że są wyeksploatowane na maksa. Ten kto sprzedawał, dobrze o tym wiedział, stąd złota okazja. Dobrzy koledzy mówili Jarkowi – kup nowy silnik, ten stary to już złom, nie opłaca się naprawiać. Jarek jednak uważał, że się opłaca bo tysiąc czy dwa na inny silnik? To kupa forsy, a jemu kolega naprawi po kosztach. I dał auto do warsztatu, i stało tam ono miesiąc, a gdy już naprawili, wystawili biednemu Jarkowi rachunek na 13 tysięcy. Jarek złapał się za głowę. Musiał sprzedać auto żeby spłacić mechanika. A potem płakał, że ma pecha i narzekał na zły los, który go kiedyś do grobu wpędzi.
To wszystko prawda a podobnych historii Jarek miał jeszcze wiele. I myślę, że w każdym z nas jest trochę z takiego Jarka, bo o ile łatwiej jest zwalić winę za niepowodzenia na parszywy los, niż samemu przed sobą przyznać się do błędów albo ignorancji. Jarek ma takie życie, jakie myśli że ma. Jego pech nie wynika z przekory losu, a jego własnych wyborów, szkoda tylko że nie potrafi tego dostrzec i wyciągnąć wniosków, nawet jeśli mu się te wnioski podsunie przed oczy. Wydaje mi się, że Jarek posunął się tak daleko w uznawaniu siebie za pechowca, że sam w jakiś pokrętny sposób do tego pecha dąży. Pech, który go dręczy i na którym skupił całą swoją uwagę, stał się osią jego życia, a przy okazji łatwym usprawiedliwieniem dla jego własnych, często niemądrych decyzji, bo tak jest przecież wygodniej.
Lepiej jest myśleć lepiej
Pamiętacie historyjkę o szklance z wodą? Pesymista powie, że jest do połowy pusta, a optymista powie, że do połowy pełna. Ta sama szklanka, tyle samo wody, a mała zmiana polaryzacji myślenia sprawia, że staje się diametralnie inna. Po co to piszę? Bo wydaje mi się, że zbyt wielką wagę przywiązujemy do naszego własnego zdania, nawet wtedy jeśli okazuje się błędne i przynosi nam szkodę. Tak jak szklanka z wodą może być odebrana na dwa zupełnie różne sposoby, tak samo odbierana może być każda inna rzecz, która przytrafia się nam w życiu.
Ręka do góry kto lubi jak leje deszcz? A ja lubię i mimo że moknę tak samo jak wszyscy inni, i jest mi chłodno i smarkać mi się chce, to ja po prostu w tym deszczu zwracam uwagę na inne rzeczy. Nie na szarówę, przemoczone nogawki i rozpieprzone od wiatru włosy, a na ten specyficzny senny klimat, w którym najlepiej pije się dobrą kawę i odwiedza księgarnie. I myślę, że w tym jest właśnie cały klucz do lepszego życia – dobre myślenie o rzeczach, o ludziach, o zdarzeniach, szukanie tej lepszej strony nawet w trudnych sytuacjach, bo takie dobre myślenie, w którym nie brakuje miejsca dla błahego zachwytu nad codziennością, jest osią, wokół której dobre życie okręci się jak wata cukrowa na patyczku. Bo lepiej jest myśleć lepiej.