No sorry, ale taka prawda – jesteś skazany na wolność czy to ci się podoba, czy też nie. Wybór to wolność, a przed wyborem nie uciekniesz. Nawet próba ucieczki przed wyborem lub jego pozorny brak, to wciąż wybór, tak że tak.
Mam wrażenie jakbym miała napisać ten tekst już od kilku lat i jakbym czekała na ten jeden fragment układanki, który doskonale wpasuje się w pozostałe elementy. Tym brakującym ogniwem był Sartre i jego filozofia, której na imię egzystencjalizm.
W sumie już dużo wcześniej otarłam się o założenia egzystencjalizmu, choć wcale nie miałam o tym pojęcia. Chociażby kiedy napisałam tekst o tym, że życie nie ma większego sensu. Po raz kolejny zbliżyłam się do filozofii Sartre, kiedy zastanawialiśmy się kim tak właściwie jesteśmy, ale wtedy zatrzymałam się głównie przy pojęciu transcendencji. Zatem nic dziwnego, że kiedy zaczęłam zgłębiać kto zacz ten cały Sartre, to okazało się, że rozumiem go wręcz w lot i mocno jego myśl rezonuje z moją własną.
Co było pierwsze – egzystencja czy esencja?
Termin ten wziął się z tego, że egzystencjalista twierdzi, że egzystencja poprzedza esencję, podczas gdy wielu uważa, że to esencja poprzedza egzystencję (generalizując: taką kolej rzeczy uznają głównie ludzie wierzący w Boga). Sartre posłużył się bardzo zgrabną metaforą, dzięki której wytłumaczył w czym tkwi zasadnicza różnica.
Otóż wyobraźmy sobie projektanta, rzemieślnika, który chce stworzyć scyzoryk. Zanim go fizycznie stworzy, to najpierw pojawia się w jego głowie koncept jak taki scyzoryk miałby wyglądać i do czego konkretnie służyć i w konsekwencji jakiej techniki należałoby użyć do jego produkcji, a dopiero później rzemieślnik ten scyzoryk – że tak powiem – materializuje. Zatem w tym wypadku esencja (przeznaczenie) poprzedza egzystencję (byt). Ta zasada, jak można się łatwo domyślić, głównie odnosi się do rzeczy.
W religiach świata zakłada się, że jest jeden Rzemieślnik-Stworzyciel, który zaprojektował człowieka i w ramach tego projektu człowiek się realizuje (tak samo jak nóż został wykonany według konkretnego projektu i konkretną techniką, aby mógł wypełnić swoje przeznaczenie). To by oznaczało, że zostałeś predefiniowany i masz jakiś zakres właściwości, według tylko których możesz działać. Nie możesz sam siebie tworzyć, bo zostałeś już stworzony – logiczne.
Pierwsza zasada egzystencjalizmu
Sartre reprezentował egzystencjalizm ateistyczny i uważał, że jeśli Bóg nie istnieje, to przynajmniej istnieje jeden byt, którego egzystencja poprzedza esencję, jeden byt, który istnieje przed możliwością zdefiniowania go przez inną istotę w jej umyśle.
„To znaczy, że człowiek najpierw istnieje, zdarza się, powstaje w świecie, a dopiero później się definiuje. Człowieka w pojęciu egzystencjalisty nie można zdefiniować dlatego, że jest on pierwotnie niczym. Będzie on czymś dopiero później, i to będzie takim, jakim się sam uczyni. A więc nie ma natury ludzkiej ponieważ nie ma Boga by ją w umyśle swym począł. Człowiek jest poza tym nie tylko taki, jakim siebie pojmuje, lecz również taki, jakim chce być, jakim się pojął po zaistnieniu i jakim zapragnął być po tym skoku w istnienie. Człowiek jest tylko tym, czym siebie uczyni. Taka jest pierwsza zasada egzystencjalizmu.”
Jak dla mnie to Sartre mógłby w tym momencie rzucić mikrofon i po prostu wyjść w pełnej glorii i chwale.
A co to za różnica co było pierwsze
Różnica jest kolosalna, bo w drugim przypadku to oznacza, że jesteś kompletnie wolny. To oznacza, że człowiek sam siebie stwarza, sam siebie projektuje. Zostaje powołany do życia – Sartre nawet używa słów, że zostaje „rzucony w życie” – i na jego barki zostaje złożona odpowiedzialność za to właśnie swoje za samego siebie. Daje to nam swego rodzaju nieograniczoność – bo możemy wybrać wszystko i jednocześnie każdy wybór oznacza nie wybranie czegoś innego. Z tego właśnie powodu Sartre uważa, że każda jednostka jest skazana na samotność i niepokój.
Osamotnienie
Samotność, ponieważ człowiek sam jeden odpowiada za swoje decyzje i to on determinuje kim będzie. Możecie pomyśleć, że to nieprawda, bo przecież człowiek urodzony w biedzie jest skazany na powielanie tego samego schematu. Ale nawet człowiek zniewolony stoi w obliczu mnogości wyborów: może się zbuntować, może zabić swego pana, może uciec, może sam się zabić, może dalej żyć tym samym życiem i wykonywać swoje obowiązki. Człowiek w więzieniu też ma przed sobą mnóstwo wyborów do zrobienia. Ba! Przecież to jego własne wybory wprowadziły go prosto za kratki. W każdej chwili możesz pójść zjeść całego torta w pojedynkę albo kogoś zabić – oczywiście, że możesz to zrobić! – jednak konsekwencje tych wyborów kształtują ciebie i twoje dalsze życie.
Według egzystencjalizmu nie możesz zrzucić winy za to kim jesteś i jak żyjesz na innych ludzi. Nie możesz wybrać czasów, w jakich przyszło ci żyć, ale wciąż to nie znaczy, że skoro żyjesz w epoce niewolnictwa, to musisz posiadać niewolnika i uważać, że to jest spoko.
Niepokój
Niepokój, ponieważ doskonale zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności jaką posiadasz w kreowaniu siebie. Ludzie właśnie z tego powodu chętnie zbywają to nieprzyjemne uczucie i zrzucają odpowiedzialność za siebie na swoich rodziców, na społeczeństwo, na polityków czy wreszcie na Boga – bo to przecież on cię stworzył takim, jakim jesteś. Zatem egzystencjalizm jednocześnie wyzwala i zniewala (w zależności, z której strony na to spojrzeć). Podzielam zdanie egzystencjalistów, że wolność ludzi (jako ogół) przeraża i oddają ją dobrowolnie. Niby dlaczego tak wielu ignoruje to, co się dzieje w polityce?
Natura ludzka czy ludzka dola?
Egzystencjalista odrzuca koncept jakim jest natura ludzka, bo żeby istniała, to musiałaby zostać wcześniej zdefiniowana a priori (czyli z góry). To tak jak z pojęciem dobra czy zła, które zostało zdefiniowane a priori przez Boga w postaci dziesięciu przykazań. Egzystencjalista odrzuca istnienie Boga, zatem musi też odrzucić koncept natury ludzkiej. Tak wiec jak określić na przykład okoliczności w jakich przyszło nam żyć? Przecież każde ludzkie życie ma jakieś limity, chociażby w postaci limitu ostatecznego – śmierci. W pewnym momencie nie możemy wybrać, że nie chcemy umrzeć, choć oczywiście do tego ostatecznego momentu możemy sami wybrać moment, kiedy chcemy umrzeć (samobójstwo).
Sartre te zależności i swego rodzaju limity określa to jako dolę ludzką. Zostajesz rzucony w życie w postaci ludzkiej i z tego powodu jesteś skazany na dolę ludzką. Gdybyś urodził się kotem, to byłbyś skazany na dolę kocią (wtedy pewnie byś spał po 18 godzin dziennie i mył się własnym językiem). Kot nie ma wyboru nie być kotem, tak samo jak ty nie masz wyboru nie być człowiekiem. Jednak ty masz wybór jakim człowiekiem będziesz.
Wybór jest wolnością
W swoim wykładzie Sartre pokazuje niepokój wyboru na przykładzie studenta, który przyszedł do niego po radę. Ów student stracił ojca i brata na wojnie, więc chciał się zaciągnąć do ruchu oporu w Anglii, żeby ich pomścić. Z drugiej strony żył ze schorowaną matką, która dużo wycierpiała po stracie bliskich i bez swego ostatniego syna z pewnością nie poradziłaby sobie z codziennymi trudami w okupowanej Francji. Chłopak mógł albo spełnić swój obowiązek wobec społeczeństwa i walczyć, albo spełnić swój obowiązek wobec jednostki i troszczyć się o chorą matkę. Może udałoby mu się dotrzeć z Francji do Anglii, ale istniało ryzyko, że zostałby pojmany w drodze i jego poświęcenie oraz mimowolne poświęcenie matki poszłoby na marne. Natomiast gdyby udało mu się tam dotrzeć, to może swoim udziałem w walce udałoby mu się przysłużyć większej sprawie. Jednak gdyby został, to z pewnością przysłużyłby się mikro sprawie, jaką było życie jednej, bliskiej osoby. Choć możliwe, że musiałby się wtedy mierzyć z ogromnymi wyrzutami sumienia, że siedzi na dupie a inni za niego giną.
Twoje wybory = twoje życie
Najlepsze jest to, że Sartre stwierdza, że już samo to, do kogo młodzieniec zwrócił się o radę jest wyborem. Jeśli poszedłby do księdza sympatyzującego z ruchem oporu, to z pewnością mógłby liczyć na odpowiedź ukierunkowaną w jedną ze stron. Natomiast wybór duchownego-kolaboranta też samoistnie daje jakąś odpowiedź, której można się spodziewać. Filozof stwierdził, że skoro chłopak zwrócił się po pomoc do niego, to dlatego iż wiedział, co ten mu odpowie. Pragnął dostać wolność wyboru, zatem jego profesor mu ją dał – nie doradzając mu nic.
Założę się znacie to uczucie, kiedy pytacie „które buty założyć?” ale kiedy ktoś Wam mówi, że te czerwone na obcasie, to Wy już wiecie, że wcale nie takiej odpowiedzi oczekiwaliście i stwierdzacie, że jednak ubierzecie te czarne i płaskie. Albo z drugiej strony – kiedy ktoś pyta Was o radę, ale tak właściwie to wiecie, że usłyszy tylko to, co chce usłyszeć. Albo nie pyta Was o radę, bo wie, że usłyszy nie to, co chce usłyszeć.
To są sposoby na rozcieńczanie tego niepokoju, który wynika z poczucia odpowiedzialności.
Ostatnio często widzę rozliczanie ludzi z tego kim byli, a kim teraz chcą być. Bo któraś kiedyś nie była feministką, a teraz nagle się utożsamia z ruchem feministycznym, a inna z kolei kiedyś w dupie miała ochronę środowiska, a teraz stała się aktywistką na rzecz ograniczania produkcji plastiku. „Jak tak można się zmienić i zmienić swoje poglądy!” – niektórzy się oburzają. No można. Skoro człowiek sam siebie stwarza, to i jest zdolny do stworzenia siebie na nowo.
I to jest dopiero wolność, którą bardzo warto pielęgnować.
Wpis na podstawie książki, która jest transkryptem wykładu „Egzystencjalizm jest humanizmem” – Jean-Paul Sartre.
Photo by Caleb Jones on Unsplash