żałoba po normalności
Bierz życie na klatę

Żałoba po normalności

Mija w zaokrągleniu rok odkąd zakończyłam terapię. Kiedy wychodziłam z ostatniej sesji miałam w sobie mieszane odczucia, bo z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej trochę się bałam. Teraz sobie myślę, że to normalny miks wrażeń, kiedy człowiek ma wejść w nieznane, kiedy symbolicznie zaczyna coś nowego. A życie po terapii zdecydowanie było czymś nowym.

Na pewno nie chciałam budować w sobie presji, że jak już wyjdę z tego gabinetu raz, to już nigdy do niego nie wrócę. To byłoby bez sensu, bo przecież życie nieustannie nami miota jak ocean tą biedną łódką. Raz jesteś na górze, raz na dole, a innym razem w ogóle nie wiesz gdzie góra, gdzie dół.
Nie chciałam rozwijać w sobie przekonania, że zgubić i odnaleźć to się można tylko raz. Bo można przecież do skutku.
Zatem wychodziłam i nie wiedziałam kiedy i czy w ogóle tu wrócę, ale wiedziałam, że jeśli będę tego potrzebowała, to znajdę drogę z powrotem i przysięgłam sobie, że powrót nie będzie w żadnym razie porażką.

Na przestrzeni tego roku było kilka momentów, kiedy faktycznie rozważałam powrót. Zatrzymywałam się w miejscu i robiłam wewnętrzną kontrolę systemów: czy już potrzebujesz fachowca? Czy jesteś w stanie sama się z tym zmierzyć? Czy potrzebujesz, żeby ktoś spojrzał na to z boku, z odpowiedniej perspektywy?
Ostatecznie przechodziłam kontrolę systemów pozytywnie, oprócz jednego momentu, a było to na początku pandemii. Wtedy cały nasz świat i życia każdego z nas powywracały się i pogniotły jak zawartość pralki rozpędzonej do tysiąca obrotów na minutę. Było mi bardzo ciężko i wtedy poważnie zaczęłam myśleć o pójściu do mojej terapeutki po wsparcie, żeby pomogła mi ten bałagan jakoś rozplątać i znaleźć w nim sens.
Koniec końców udało mi się jakoś samej poskładać, ale mam pełną świadomość, że było mi łatwiej przez to, czego nauczyłam się wcześniej na terapii.
A czego nauczyłam się na terapii?
Przeżywania.

Kolektywna żałoba

Jednak dopiero teraz zrozumiałam dlaczego tak bardzo rozbił mnie ten kryzys pandemiczny, chociaż wcześniej wcale nie chciałam jakoś dopuścić tego do świadomości. No bo wiecie, jestem introwertyczką, więc w zasadzie tylko trochę więcej siedziałam w domu, niż robiłabym to w niepandemicznej rzeczywistości. Ale do tego doszedł brak codziennej rutyny wychodzenia do pracy, kontaktu z innymi ludźmi, śmieszkowania i ploteczkowania przy ekspresie do kawy. Doszło obcięcie wynagrodzenia i godzin pracy – niby więcej wolnego, ale co z tego jak wiosna działa się beze mnie.

Dopiero kiedy kilka dni temu słuchałam podcastu Brene Brown z Davidem Kesslerem, ekspertem od żałoby, dowiedziałam się, że tak właściwie wszyscy przechodzimy teraz żałobę. Coś w końcu zatrybiło w moim umyśle – hej, przecież ja to już znam! Ba, przecież ja już nawet kiedyś pisałam o tym, jak poradzić sobie z utratą.

No więc, w tym podcaście (który gorąco polecam oczywiście) David Kessler powiedział, że przeżywamy stratę normalnego życia, albo po prostu życia jakie znaliśmy do tej pory.
Dodał, że są takie wydarzenia, które na zawsze zmieniają naszą rzeczywistość, tak jak 11 września 2001. Teraz się mówi o lotniskach sprzed 11 września i po. Ja nie miałam okazji zaznać podróży bez kontroli na lotnisku, ale niektórzy te czasy pamiętają. Mówi się, że dokładnie tak samo będzie z pandemią – że będziemy mówić „a pamiętasz jak przed pandemią otwieraliśmy klamki dłońmi a nie łokciami? Jak chodziliśmy codziennie do biura czy szkoły? Albo myśleliśmy, że nic nie jest w stanie odwołać Open’era?”.
To wszystko to jest realna strata dawnej normalności.
Nie sądziłam, że mnie ta utrata aż tak dotknęła, dopóki nie posłuchałam rozmowy Brene z Davidem i zrozumiałam, że właśnie to przechodziłam wiosną: wszystkie etapy żałoby – wyparcie, złość, smutek, targowanie się i wreszcie akceptacja.

Do tej pory wydawało mi się, że żałobę można przeżywać tylko po ludziach, ale okazuje się, że wcale nie. Bo przecież wszystko co odczuwamy jako stratę jest warte naszej żałoby. Utrata pracy, utrata bliskiej osoby, rozpad związku, rozpad przyjaźni, a nawet utrata normalności – to wszystko jest stratą, a strata to nic innego niż stan, który można najprościej ująć jako: jest inaczej, niż było wcześniej. A gwałtowne zmiany nigdy nie są łatwe.

Twój ból jest zawsze najważniejszy dla ciebie

Najlepsze jest to, że lubimy wartościować swoje straty i porównywać je z innymi. Bo ty nie masz co płakać, skoro straciłeś tylko ukochanego psa, a ja to straciłam ukochanego męża, więc z czym w ogóle do ludzi! Tylko wiecie co? Twoja strata jest zawsze największa i najbardziej bolesna – nieważnie czy opłakujesz ukochanego zwierzaka, czy zmarłego rodzica. Jak można porównywać swój ból do czyjegoś? Przecież to zawsze będzie kompletnie relatywne!
Dlatego dzieci, które przeżywają utratę chodzenia do szkoły i zabawy z kolegami mają do tego pełne prawo, a ich ból wcale nie jest mniejszy od twojego, bo ty straciłeś pracę i nie wiesz jak opłacisz kredyt.
To wydaje się absurdalne, ale ja na przykład doskonale pamiętam opłakiwane przeze mnie dziecięce dramaty, które teraz wydają się śmieszne, ale wtedy wydawało mi się to końcem wszystkiego.

Prawda jest taka, że nie mamy monopolu na ból i musimy dać prawo mu wybrzmieć każdemu – łącznie z nami.

Daj sobie prawo

Przeszłam wiele strat – od śmierci bliskiej osoby, przez nagłą utratę pracy, rozpad przyjaźni i rozpad długiego związku. Często kusi mnie, żeby mówić, że to nic takiego, że przecież inni mają gorzej, bo przecież nie oszukujmy się, zawsze znajdzie się ktoś, kto miał gorzej. Ale potem biorę głęboki oddech i nie odpycham mojego bólu, nie umniejszam go i nie wypieram. Daję sobie prawo do tego bólu, bez niepotrzebnego zestawiania go z innymi bólami tego świata.
Bo przecież mój ból też jest ważny i on miał miejsce.
Bo ja go naprawdę przeżyłam i zostawił we mnie bolesny i popaprany ślad. Należy się mu i mi szacunek.

***

Jednej najważniejszej rzeczy, której nauczyłam się w trakcie terapii jest to, że trzeba życie PRZEŻYWAĆ. Czasem jest tak, a czasem tak, ale każdy z wariantów musimy przeżyć, bo wszystko się odkłada i później wyskakuje nam w twarz znienacka jak ninja zombie. (Byłam, widziałam) I równie ważne jest to, żeby dać sobie prawo do przeżywania cokolwiek teraz czujesz – od bezbrzeżnej radości po bezdenny smutek. Tak samo jak ważne jest to, że twoja strata zawsze boli ciebie najbardziej.


Photo by RODRIGO GONZALEZ on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać