Jeśli miałabym mieszkać w dużym mieście, to tylko we Wrocławiu. A jeśli któreś z was jeszcze nigdy nie odwiedziło tego miasta, to koniecznie powinniście nadrobić braki przy najbliższej okazji.
Jestem wrocławianką z urodzenia. Moja mama nauczona po poprzedniej problematycznej ciąży uparła się, by swoje ostatnie dziecko urodzić pod okiem profesora, specjalisty w dziedzinie ginekologii i położnictwa. I w ten oto sposób stałam się wrocławianką z urodzenia, a z zamieszkania jedynie przez 5 lat studiów. Niemniej jednak przez te kilka lat to miasto zdążyło mnie trochę zauroczyć.
Nie zrozumcie mnie źle, kocham moją małą mieścinę. A jeszcze bardziej kochałabym mieszkanie na wsi. Gdzie codziennie o poranku mogłabym wychodzić boso na werandę i odurzać się zapachem wilgotnej ziemi i chlorofilu. Oczywiście popijając kawę lub herbatę i robiąc poranną prasówkę. Takie są dla mnie uroki wsi. Ale duże miasta też potrafią oczarować, szczególnie tymi wszystkimi możliwościami, które przed nami otwierają.
Pory roku we Wrocławiu
Uwielbiam Wrocław szczególnie wiosną. Pachnie wilgotnym chodnikiem i chlorofilem. Zza akademików dodatkowo czasami unosi się zapach grilla. Niekiedy znad miejskiego zgiełku wybije się dźwięk otwieranego piwa i salwa śmiechu, a czasami wszystko zagłuszy przejeżdżający tramwaj. Jeśli pójdziesz na rynek to doświadczysz zgiełku jaki wytwarzają ludzie tylko w takie przyjemne wiosenne dni. Jest to łagodny relaksujący szum. I jest on idealnym tłem do całej ferii zapachów dochodzących ze wszystkich knajp wciśniętych w stare kamienice okalające rynek.
Latem Wrocław się wyludnia. Przechodzi w stan letniego wstrzymania. Miasto odpoczywa. Zwalnia. Często przygniecione upałem, przez który mieszkańcy starają się przemknąć od cienia do cienia i od klimatyzacji do klimatyzacji.
A jesienią następuje nagły przypływ studentów, który zalewa miasto niczym fala wdzierająca się daleko na brzeg. Miasto wychodzi z marazmu i nagle znów tętni studenckim życiem. Niestety widać to głównie po zarzyganych chodnikach.
Zima jest zimą. Nawet Wrocław nie potrafi jej osłodzić, mimo że jest przecież dolnośląską wyspą ciepła. Niestety wtedy jest najgorszy, bo szary i ponury.
Co powinieneś zobaczyć
Jakby nie patrzeć studiuję ogrodnictwo już piąty rok i zdążyło mi wejść dość mocno w krew. Więc nie usłyszysz ode mnie, że koniecznie powinieneś zobaczyć rotundę, operę albo nie wiem co tam jeszcze standardowo się ogląda we Wrocławiu. Za to polecam wstąpić do ogrodu botanicznego, pojechać na pergolę i wejść do ogrodu japońskiego. Koniecznie. To są wyspy zieleni wśród miejskiego zgiełku. Przekraczasz próg i nagle się wyciszasz, a wdychany chlorofil działa niemal jak chloroform- głęboko relaksująco. Wrażenie ciszy i spokoju wbrew logice potęguje dochodzący z daleka ponaglający dzwonek tramwaju.
Odwiedź te miejsca i je wchłoń. Niech wyryją ci się w siatkówce. Zanim zaczniesz robić całe mnóstwo zdjęć (a na pewno zaczniesz), to zatrzymaj się i chłoń wszystkimi zmysłami. Wzrokiem, słuchem a nawet dotykiem. Bądź tu i teraz. Nie patrz na to wszystko przez wizjer aparatu czy też wyświetlacza telefonu. Poznaj to wszystko swoimi zmysłami.
***
Nie odnalazłabym się w dużym mieście na dłuższą metę. Nie pasuje mi ciągły pośpiech i czas tracony na dojazdach i korkach. Ja potrzebuję dużo uspokajającej zieleni, świeżego powietrza i przestrzeni. Możliwości bym mogła rano wyjść w piżamie i o bosych stopach do ogrodu. Przejść się po jeszcze zroszonej trawie.
Mojej idealnej trawie ogrodnika.