Bierz życie na klatę

Wczoraj 30, dzisiaj 13

Ugh, niedobrze mi. A skoro mi niedobrze kiedy zasiadam do pisania, to już wiem, że będzie pisane z tego wrażliwego miejsca schowanego gdzieś głęboko w środku. Kiedy się dziś obudziłam, to jeszcze przez chwilę leżałam patrząc tępo w sufit i zastanawiałam się czy na pewno chcę opowiedzieć tę historię. I właśnie wtedy poczułam tą mdlącą niepewność w żołądku.

Uczucie, które zawsze mi towarzyszy, kiedy zaraz powiem na głos coś, czego jeszcze do tej pory nie mówiłam.
Czasami wydaje mi się, że już niczym nowym nie potrafię siebie samą zaskoczyć. Że już na tyle siebie poznałam, że nie ma zbyt wielu kątów, które wciąż byłyby dla mnie nieodkryte. I chociaż rozsądna część mnie w ogóle tak nie myśli, to jednak podświadomie mimo wszystko trochę tak. No więc wciąż potrafię samą siebie zaskoczyć. I stało się tak, kiedy przeczytałam jeden fragment książki, którą dostałam na urodziny od wspaniałej dziewuchy. Cytat pochodzi z książki „Czuła przewodniczka” Natalii De Barbaro:

(…) każdy człowiek skazany jest na doświadczenie tego, co Gabor Mate zdefiniował jako traumę: w swoich licznych książkach i wartych obejrzenia na YouTubie wykładach Mate mówi, że trauma nie jest tragicznym wydarzeniem, które spotkało nielicznych. Nie trzeba być żołnierzem, który patrzył na froncie na śmierć swoich przyjaciół, ani kobietą, którą w dzieciństwie ojczym wykorzystywał seksualnie, żeby doświadczyć traumy. Trauma, wedle jego definicji nie jest nawet tym, co nam się wydarzyło, a naszą wewnętrzną reakcją na to, co się stało, wewnętrzną korektą, (…) decyzją naszego wewnętrznego systemu, by oddzielić od siebie jakiś kawałek własnej tożsamości. Tak jak na filmach katastroficznych w scenie, kiedy okazuje się, że kogoś trzeba zrzucić z pokładu przeciekającej tratwy, bo robi się za ciężka, a kiedy zatonie, umrą wszyscy – ktoś zostaje zrzucony, zepchnięty, tonie. Tak pozbywamy się, w służbie przetrwania, tego kawałka, na który, jak nam się zdaje, nie ma zgody; albo którego przeżywanie jest dla nas w tamtym wczesnym momencie po prostu za trudne.

Było kilka rzeczy w tej książce, które wzięłam dla siebie i które jakoś we mnie rezonowały, ale ten fragment… o rany, ten fragment był jak cios młotkiem prosto w splot słoneczny.

Bo wiecie, ostatnio przeżywam fazę na kolory i tak po prawdzie to ubieram się trochę jak 13-letnie dziecko. Ostatnio nawet czaiłam się na KOMPLET (każdy dzieciak lat 90. wie o czym mówię) ze Space Jam i byłam szalenie zawiedziona, że został wyprodukowany w rozmiarach dziecięcych. Jestem raczej kompaktowa, ale nie aż tak.
Zatem ostatnio jeśli coś ma tęczę, jednorożce, koty, brokat, cekiny albo szalone neonowe kolory, to ja lecę do tego jak ćma. Wszystko co zwraca moją uwagę na Vinted, najczęściej jest właśnie z sekcji dziecięcej, o czym niestety uświadamiam sobie boleśnie, kiedy rozmiar zapisany jest w centymetrach zamiast w literach albo dwucyfrowo.

Ale co to ma wspólnego z traumą?

Absolutnie wszystko. Bo wiecie jak się ubierałam w 2004 roku, kiedy faktycznie miałam 13 lat? Na ciemno. Bałam się kolorów, a jeśli już zakładałam coś w kolorze, to był to kolor stonowany, miałki, byle jaki. Nienawidziłam koloru różowego i stroniłam od wszystkiego co kojarzyło mi się jakkolwiek z dziewczyńskim czy kobiecym. Zawsze wydawało mi się, że po prostu nie było mi po drodze z typową wizją kobiecości w społeczeństwie, ale to nie do końca było to. Moje poczucie kobiecości, to temat na zupełnie inny wpis.

Ale wiecie co jeszcze się wydarzyło w 2004 roku? Umarł mój brat. Jak przedtem może miałam jeszcze jakieś kolorystyczne zrywy, tak wtedy już po prostu nie było na nie miejsca. Nie dlatego, że oczekiwano ode mnie noszenia żałoby. Po prostu trzeba było tę dziecięcą część siebie odciąć i wyrzucić za burtę, żeby przetrwać. Trzeba było szybko dorosnąć na tyle, na ile to w ogóle było możliwe w tym wieku. Nie było miejsca za infantylne bluzeczki i świecące buty. Obie z mamą starałyśmy się być silne dla siebie nawzajem, przez co żadna z nas nie miała przestrzeni na słabość. Nie mam o to żalu, bo rozumiem, że obie zrobiłyśmy to, co według nas było konieczne, żeby przetrwać.

Ta zmiana postrzegania traumy nie wpłynęła tylko na to jak zobaczyłam samą siebie, ale też na to jak zaczęłam widzieć traumę w innych ludziach. Jakbym nagle dostała możliwość widzenia świata w dodatkowym wymiarze. Bo teraz widzę te brakujące kawałki w innych ludziach, którzy odrzucili je od siebie w ramach przetrwania. To dało mi też trochę pokory, bo zrozumiałam, że niektóre braki w innych ludziach wynikają właśnie z tego, że musieli coś poświęcić, żeby wciąż tu być; żeby kompletnie się nie rozpaść.

Spełniam zachcianki 13-latki

Dlatego może teraz, kiedy po tylu latach przeżyłam to co było wtedy niewystarczająco przeżyte; kiedy zagoiło się to, co na nowo musiało być otwarte i oczyszczone; dopiero teraz mogę wejść w kontakt z tym, co z siebie odrzuciłam.

Kilka dni temu przeglądałam swoją makijażową kosmetyczkę (która z resztą ostatnio zaczęła rosnąć) i z zaskoczeniem zauważyłam, że wszystkie moje paletki z cieniami są w bardzo podobnych tonach – głównie brązy, beże, kolory nude i tak dalej. Obok nich położyłam paletę, którą kupiłam tego dnia w Rossmannie – kilka silnie brokatowych cieni, a cała paleta w sumie we wszystkich kolorach tęczy, od niebieskiego, przez zielony i pomarańczowy aż po żółty. Stojąc przed tą półką w drogerii ważyłam paletę w ręce i zastanawiałam się czy rzeczywiście jej potrzebuję. Czy rzeczywiście będę nosić takie cienie? Sama nie wiem… ale jednocześnie czułam jakby 13-letnia Berenika była przy mnie i ciągnęła mnie za nogawkę, mówiąc błagalnym tonem: no weź kup mi ją! Zobaczysz, będzie fajnie, będziemy się malować na dziwne kolory i będzie zabawa!

***

Kiedy 13-letnia Berenika we mnie mówi, że chce taką kurtkę z kolorowymi frędzlami jaką miała Harley Quinn w Ptakach Nocy, to ją robię dla niej. Niech ma dziewczyna, zasłużyła sobie. Czy będę momentami wyglądać idiotycznie jak na swój wiek, w oczach niektórych ludzi? Bardzo możliwe. Ale przywilejem celebrowania 13-latki w sobie – będąc jednocześnie 30-latką – jest to, że szczerze mam gdzieś co sobie pomyślą.


Photo by Stephen Leonardi on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać