adventure begins
Lifestory

Saldo III

Wiem, że robienie noworocznych postanowień zakrawa już trochę o obciach, ale ja i tak co roku je robię. Bo w końcu w wyniku takiego postanowienia powstał ten blog, więc może jednak nie są one aż tak strasznie beznadziejne.

Początek roku jest jak ten świeżo kupiony zeszyt – pachnący, czyściutki i nieskazitelny. W głowie aż huczy od tych wszystkich możliwości, od pomysłów na zapisanie kartek. A koniec roku jest jak ten sam zeszyt, ale już wygnieciony, z zagubioną listą zakupów wciśniętą między strony, z bezładnymi rysunkami na tylnej okładce i wypełniony wspomnieniami, wrażeniami, emocjami.
Uwielbiam obydwa stany tego zeszytu – tą dziewiczą świeżość i tą charyzmę po przejściach.

Sprawdzam

Osobiście bardzo lubię to uczucie, kiedy dochodzę do momentu, gdzie mogę postawić grubą krechę i powiedzieć sobie: „sprawdzam”.  Sprawdzam jak mi poszło.
Sprawdzam co udało mi się osiągnąć.
Sprawdzam czego mi jeszcze brakuje.
Sprawdzam co mogę ulepszyć.
Sprawdzam co mogę sobie spokojnie odpuścić.
Sprawdzam, które relacje mnie budowały, a które działały destrukcyjnie.

I na tej podstawie postanawiam. Tworzę plany co podeprzeć i wzmocnić, a co odciąć i odpuścić. Decyduję, w których kierunkach warto dalej błądzić, a w których błądzić już nie warto.

Nigdy nie wiadomo

Znacie to powiedzenie, że „jeśli chcecie rozśmieszyć Boga, to powiedzcie mu o swoich planach”?
Rok temu postanowiłam ogarnąć się życiowo (w sensie znaleźć w miarę przyzwoitą pracę, dostawać przyzwoitą pensję, którą miałam zamiar wydawać na fajne rzeczy). I rzeczywiście udało mi się taką pracę dostać. A potem miesiąc przed końcem roku zupełnie nagle stracić. Więc tak jakby wyszłam na zero.

To jest jedna z tych sytuacji, które trochę otwierają oczy. Bo zobaczyłam przede wszystkim jak reaguję w takich sytuacjach. Zobaczyłam też obłudę innych. Ale także doznałam prawdziwego wsparcia od moich bliskich. I właśnie przez to jednak nie wspominam tego wszystkiego źle.
Cenne doświadczenie życiowe – chyba tak to się nazywa, nie?

Wewnętrzny spokój to luksus

W ciągu tego roku było ciężej mi pisać, bo przez większość czasu wracałam wykończona z pracy i mój zmęczony mózg nie potrafił sklecić żadnego sensownego zdania. Pisałam mniej regularnie, nie miałam siły się angażować i czasami zwyczajnie się gubiłam. A potem się odnajdywałam. I właśnie po takiej sinusoidzie nieustannie wędrowałam razem z tym moim blogiem.
Cały czas się zmieniam i widzę to tym wyraźniej, im dalej spojrzę wstecz.
Kiedyś robiło na mnie wrażenie jak ktoś żył w luksusie. Teraz podziwiam tych, którzy żyją w wewnętrznym spokoju. Kiedyś szukałam u innych, teraz bardziej szukam w sobie.

Cała ta magia dzieje się poza strefą komfortu

Dokładnie dwa lata temu opublikowałam tutaj swój pierwszy tekst. Byłam przekonana, że mam coś ciekawego i wartościowego do przekazania. Że to będzie jakiś taki pokarm dla mózgu, a nawet i duszy.
Ale miałam też obawy – a co jeśli nikt nie będzie chciał tego czytać, bo to będzie głupie i miałkie?
Bałam się, że okażę się zupełnie beznadziejna w czymś, co tak bardzo kocham robić. Do tej pory zawsze marzyłam o pisaniu, ale nigdy nie wykraczałam poza jakieś swoje osobiste notatki. To marzenie było wręcz idyllyczne, otoczone ochronną bańką i z dala od jakiejkolwiek krytyki.
Ale to jednak prawda, że cała magia dzieje się poza strefą komfortu

Pisząc poprzednie Saldo nie przypuszczałam nawet, że będę miała propozycję współpracy, że pojadę trochę na wariata do Poznania i spędzę jeden z najlepszych weekendów 2016 roku.
To był dla mnie skok na głęboką wodę i oczywiście byłam tym wszystkim przerażona do kości. Ale właśnie wtedy postanowiłam myśleć o tym jak o przygodzie i… o słodki jeżu, to była najprawdziwsza przygoda!
Od tamtej pory, kiedy przeraża mnie jakieś przedsięwzięcie, albo stoję w obliczu wyzwania czy coś, to automatycznie włącza mi się w głowie komunikat: pomyśl o tym jak o przygodzie.
I nagle staję się główną bohaterką swojej własnej książki, którą właśnie czeka niesamowita przygoda. (Trochę brzmi jakbym miała niezłą fazę, nie?)

W gruncie rzeczy wszystko jest naszym wyborem – czy potraktujemy coś jako porażkę, lekcję, szansę czy może jednak przygodę.

Zmiana celu

Lubię koniec roku, bo jakoś tak lepiej pozwala spojrzeć na wszystko z perspektywy. Rok temu na przykład strasznie się cieszyłam, że mam 700 polubień na Facebooku. Ale w tym roku wreszcie udało mi się dobić do tego upragnionego tysiąca. Ba!, już niemal udało mi się podwoić te siedem setek.
Rok temu jakoś bardziej fiksowałam na punkcie tych liczb. Liczby to były moje cele. (Co oczywiście było strasznie głupie.) Teraz liczby to jedynie dla mnie jakiś wyznacznik i punkt kontrolny, a nie cel sam w sobie. Teraz „sukces” tego bloga mierzę przez wiadomości jakie od Was dostaję – opowiadacie mi czasem swoje historie, pytacie, dziękujecie, albo zwyczajnie chcecie podesłać mi coś, co może mnie zainteresować. Jestem Wam za to ogromnie wdzięczna.

Punkty kontrolne 2016 roku

Liczby to wciąż tylko liczby. Ale mimo wszystko, coroczne Saldo jest chyba najlepszym miejscem na umieszczenie takich punktów kontrolnych. Tym bardziej, że z odpowiedniej perspektywy czasu nabiorą zupełnie nowej wartości.

W tym roku tego bloga wyświetliło lekko ponad 92 tys osób, lekko ponad 185 tys razy.
Zostawiliście 588 komentarzy.
Najpopularniejszymi tekstami na blogu były:

1. Jak zdobyć faceta – jedyny prawdziwy sposób
2. O co chodzi z tym wieszakiem?
3. 17 wykresów, które zrobią dobrze introwertykowi
4. Jak zrobić dobrą kawę w kawiarce?
5. Friendzone – sami się w nim umieszczacie


Wiecie, przygotowałam taką ankietę, dzięki której mogę się nieco więcej dowiedzieć o Was, ale też o tym jak postrzegacie mnie i mojego bloga. Będę wdzięczna, jeśli poświęcisz chwilę swojego czasu na wypełnienie >>> tej krótkiej ankiety <<< (podobno za jej wypełnienie dostaniesz dodatkowe punkty dobrej Karmy ;) ) 

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać