Lifestory

Saldo II

Uwielbiam koniec roku. To jest idealny moment, żeby uczciwie rozliczyć się z samym sobą. A skoro co roku robię sobie jakieś postanowienia, to zawsze mam się z czego rozliczać.

Wychodzi na to, że w tym roku mam tylko jedno postanowienie noworoczne: ogarnąć się życiowo. Czyli znaleźć porządną pracę, za którą dadzą mi pieniądze, które będę mogła wydawać na fajne rzeczy. Taki jest plan.
No dobra, może jeszcze jedno postanowienie: myć naczynia na bieżąco.
To tyle jeśli chodzi o nowe, a teraz przejdźmy do podliczania zeszłorocznych zysków i strat.

Rozliczanie czas zacząć

W tym roku, to już szczególnie mam z czego się rozliczać, bo jednym z moich postanowień było prowadzenie właśnie tego bloga. Dokładnie rok temu pojawił się tutaj mój pierwszy wpis – moje koty za płoty z pisaniem. A potem długie miesiące dziubania kolejnych wpisów, których nie czytał nikt prócz moich znajomych (i to tych najbliższych, więc naprawdę miałam skromną publikę).
Ale to był dobry rok. Tak ogólnie. Podsumowując plusy dodatnie i plusy ujemne, to saldo wychodzi na plus dodatni. I pomyślałam sobie, że może właśnie w tym miejscu warto byłoby napisać jak to wyglądało od mojej strony. Trochę dla samej siebie, a może trochę też dla tych, którzy sami chcą zacząć lub dopiero zaczęli.

Pierwsze miesiące

Przez pierwsze miesiące tak naprawdę uczyłam się pisać. Często wiedziałam co chcę napisać, ale już ciężej było to ubrać w dobre słowa i jeszcze ułożyć je w jakąś logiczną kolej rzeczy. No i te cholerne przecinki – moja tragedia osobista. Niestety, ale chyba już do końca życia będę dawała przecinki na wyczucie (chociaż wydaje mi się, że teraz już trochę bardziej ogarniam te wszystkie zasady). Zatem na początku pisanie jednego tekstu zajmowało mi godziny, a nieraz nawet dni. A przecież wrzucałam jeden tekst w tygodniu. Starałam się być regularna i zamieszczać tutaj przede wszystkim jakąś TREŚĆ. Z czasem zaczęli pojawiać się komentujący i pierwsi prawdziwi czytelnicy. Ale przez długi czas pisałam i wysyłałam to w przestrzeń kosmiczną w nadziei, że jakaś obca cywilizacja to odczyta.
Ale przez te pierwsze miesiące bardziej chodziło mi o zmuszenie siebie do pisania i wyrobienia w sobie tego nawyku. Bo nawet jeśli nie wiedziałam o czym chcę napisać, to siadałam i zaczynałam pisać. Zwyczajnie zmuszałam się i przełamywałam „brak weny”. W sumie to niezbyt często mam taką prawdziwą wenę na pisanie. Jak jest pora najwyższa na wrzucenie czegoś na bloga, to siadam i wklepuję kolejne słowa aż zacznie to mieć jakiś sens. A jak dalej uparcie nie ma to żadnego sensu, to idę robić przez jakiś czas coś innego i później znów siadam do pisania – i tak do momentu aż nie pojawi się coś sensownego na ekranie.

Wsiąknięcie w blogosferę

Kolejnym etapem było wsiąknięcie w blogosferę. Zaczęłam odwiedzać inne blogi i podglądać wyczyny starych wyjadaczy. Komentowałam i czasami tym przyciągałam kogoś do siebie. Ale NIGDY nie dałam komentarza w stylu „f4f, s4s, czekam na rewanż”. NIGDY. Wiem, że to jest cholernie żmudna robota zdobywać czytelników, ale czy kiedykolwiek ktoś powiedział, że będzie łatwo? Trzeba cierpliwości i czasu, a przede wszystkim treści, która zatrzyma u Was czytelnika na dłużej.
Więc jeśli jesteście na początku blogowania, to nie spamujcie na innych blogach linkami do siebie. Od tego są grupy na FB i różnego rodzaju link-party na fanpejdżach blogerów. A na samym początku skupcie się na tworzeniu jakiejś wartościowej treści. Bo to właśnie ona zatrzymuje czytelnika i jest podstawą, nad którą trzeba nieustannie pracować.

Kiedy już w miarę ogarniałam co i jak, to wzięłam udział w warsztatach WroBlog i spotkaniu integracyjnym, gdzie od zupełnie innej strony poznałam blogosferę, blogerów i blogowanie samo w sobie. Nauczyłam się w SEO i chociaż nie korzystam z tego za bardzo, to przynajmniej wiem o co cho. Fajnie też było poznać kilka osób, które do tej pory kojarzyłam tylko z internetów (chociażby Króliczek Doświadczalny, którego znałam głównie z Instagrama i dopiero po tym spotkaniu zakumałam, że to była ona i żałowałam okropecznie mojej nieświadomości tego faktu w trakcie spotkania) i miło było wymienić się z nimi opiniami, podpytać i w ogóle po prostu porozmawiać.

Ciemna i Jasna Strony Mocy

Przyznam się szczerze, że dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak dużo Was jest. Nawet na takim głupim Fejsie jest Was w dniu dzisiejszym 733. Siedemset trzydzieści trzy osoby. To dużo. Dwieście osób na weselu to sporo typa, a gdyby tak Was wszystkich zaprosić, to… o słodki jeżu, to dużo jest po prostu. Jakoś tak cały czas chcę dobić do tysiąca, że zupełnie pominęłam w świadomości fakt, że siedemset to też sporo.

Największym przełomem dla mnie było rozejście się w internecie introwertycznych wykresów – to właśnie dzięki nim większość z Was jest dzisiaj ze mną. Pierwszy raz dostałam tyle pozytywnych komentarzy i uświadomiłam sobie jak wiele osób boryka się z takimi samymi problemami (które zresztą większość społeczeństwa marginalizuje).
Ale wtedy również pierwszy raz spotkałam się z prawdziwym hejtem i odkryłam, że idealnie do takich sytuacji pasuje piosenka David Guetta ft. Sia-Titanium. Polecam jak coś. Ale mimo wszystko te negatywne komentarze były małym ułamkiem w porównaniu do całej reszty, więc też jakoś specjalnie się tym nie przejęłam.

Najdziwniej ze wszystkiego było mi „ujawnić się” przed znajomymi ze studiów, czy w ogóle znajomymi, którzy nie wiedzieli, że piszę bloga po kątach. Chociaż do tej pory mam wrażenie, że niektórzy moi znajomi polubili moją stronę na FB, nie wiedząc tak naprawdę co polubili i że to moje cudo.
Ale tak czy inaczej nic nie zastąpi tego uczucia, kiedy jakiś znajomy bierze cię z zaskoczenia i stwierdza: przeczytałem twojego bloga – kawał dobrej roboty.
Ale jeszcze milsze są wiadomości i maile od Was. Ach! – miodzio. To miłe jak komuś się tak chce poświęcić te parę minut i coś do mnie naskrobać.

Jeszcze tylko podsumowanie…

Oto 5 najpopularniejszych wpisów z zeszłego roku:

#1. 17 wykresów, które zrobią dobrze introwertykowi

#2. Nie bój się. Kochaj. – czyli 3 cytaty z filmu „Chemia”, które warto zapamiętać

#3. Jak zdobyć faceta – jedyny prawdziwy sposób

#4. Najpierw seks, a potem związek

#5. 10 sytuacji, które doprowadzą cię do szału na studiach

Oraz duże i kolorowe dziękuję wraz z gorącymi uściskami w ten mroźny dzień przesyłam do Narwanego, Pani Miniaturowej (dawnej Meduzy), LieveG i Nieobiektywnego, za najwięcej komentarzy w ciągu roku. Buziak!

***

Mogłabym o tym pisać i pisać, ale przecież jeszcze trzeba się szampana napić i tego torta zjeść. Więc napiszę jeszcze, że będzie spotkanie we Wrocławiu między 28 stycznia a 15 lutego ze mną, z Gradową i z każdym kto tylko miałby ochotę posiedzieć z nami przy kawie i pogadać. Jeśli ktoś nie korzysta z fejsika, a jest zainteresowany tematem, to można do mnie pisać maila z pytaniem o szczegóły na kontakt@lepiejmyslec.pl.

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać