Lifestory

Opowiastki i przeżycia

Podobno samo życie podsuwa gotowe opowieści, ale tylko tym, co potrafią opowiadać. Skoro tak, to może przeżycia zdarzają się tylko ludziom, którzy umieją przeżywać. – P. Auster 

Zbiór opowiastek z czasów, kiedy jeszcze nie udostępniałam historii i przeżyć na blogu, ale wrzucałam je do wirtualnej szuflady. Prz okazji chciałam powiedzieć, że żyję i mam się dobrze – po prostu zamiast na opowiadaniu, to skupiłam się ostatnio na przeżywaniu. Bo żeby umieć opowiadać, to trzeba umieć przeżywać, czyż nie?

Cel dnia

– Jest czwarta po południu. Dlaczego jesteś w piżamie?
– Mama była zdziwiona, że w ogóle wyszłam z łóżka. – mówię wyciągając herbatę z szafki i dwa kubki – Powiedziałam jej, że jakoś mnie tak naszło ale nie chce mi się przebierać. Na co ona, że nie muszę, bo tak jesteśmy tylko my dwie w domu. – wyciągam pudełko zielonej herbaty i pytająco unoszę brwi, a gdy otrzymuję aprobujące kiwnięcie głowy wsypuję po jednej łyżeczce do kubków i pytam – A ty co dzisiaj robiłeś cały dzień?
– Hmm… – zamyśla się A., by ostatecznie stwierdzić ze wzruszeniem ramion – Żyłem.

Bekon i jajko

Siedzimy przy stole z ojcem, on pije czarną kawę z fusami a ja liściastą zieloną herbatę.
– Pamiętasz jak opowiadałem ci historię o jajku i boczku? – mówi, po czym upija łyk kawy. Marszczę brwi kręcąc głową kiedy nie potrafię sobie przypomnieć tej historii. – Na pewno ci mówiłem, nie pamiętasz?
– Nie. Opowiedz mi jeszcze raz.
– To było w którymś odcinku Chirurgów. Podobno każdy związek jest jak jajecznica. – zaczyna, patrząc niewidzącym wzrokiem przez okno – Ktoś jest kurą, która daje tylko jajko i w każdej chwili może pójść znieść następne jajko gdzie indziej. A ktoś jest prosiakiem, który dając boczek musi dać kawałek siebie, jednocześnie coś czego już nie odzyska.
– A tak pamiętam już… – przyznaję, ale proszę go by mówił dalej.
– W idealnym życiu fajnie by było gdyby obie osoby były jajkiem, wtedy jesteśmy ze sobą ale wiemy że oboje możemy znieść następne jajko gdzieś indziej. – mówi i bierze kolejny łyk kawy – Jeszcze lepiej kiedy obydwoje umawiają się, że będą jajecznicą z samego bekonu…
– Hm, tato – nieśmiało przerywam nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu – trochę ciężko zrobić j a j e c z n i c ę  z samego b e k o n u.
– Dlaczego? – szczerze się dziwi – Ludzie tworzący taką jajecznicę mogą siedzieć w ogrodzie i umówić się, że są na plaży nad morzem. Albo rozłożyć koc na podłodze w mieszkaniu umawiając się, że są na pikniku w parku. I to właśnie jest piękne, kiedy dwoje ludzi może się umówić, że będą jajecznicą tylko z bekonu.
Kiwam w zamyśleniu głową zgadzając się z nim w duchu, a on życzy mi żebym kiedyś tworzyła z kimś jajecznicę z samego bekonu. Po czym dodaje:
– W przeciwnym wypadku lepiej żebyś była jajkiem.

Herbatniki

Z kolei moja mama podczas spaceru uraczyła mnie spożywczą definicją mężczyzny.
– Czasem nasz związek z kimś ciężko określić – mówi mama bawiąc się w dłoni źdźbłem trawy- Facet nie jest naszym mężem ani nie oświadczył się by móc nazwać go narzeczonym. Przyjacielem też ciężko go określić. Nazywanie kogoś swoim chłopakiem w pewnym wieku już po prostu nie pasuje, a partner to takie koszmarne słowo z tanich poradników. Bo taki gość ma własne mieszkanie, ty także masz swoje niezależne życie. Spotykacie się po pracy i idziecie do któregoś z was na herbatę. – mama wyrzuca zmięte źdźbło – I właśnie takich facetów nazywa się herbatnikami.

Wewnętrzne dziecko

Jedziemy na kolejną wycieczkę po górach i dolinach Schwarzwaldu, kiedy w radiu zaczyna lecieć piosenka Chucka Berry’ego Memphis Tennessee a herbatnik mojej mamy podgłaśnia radio i zaczyna wystukiwać palcami rytm o kierownicę. Po chwili już gwiżdże i zaczyna się gibać na wszystkie strony na ile pozwala mu jednoczesne prowadzenie auta. Śmieję się i patrzę na mamę, a ona mówi:
– Jak w radiu leci taka jedna jego ulubiona piosenka, to potrafi skakać po całym pokoju. – śmieje się- A czasem skaczemy oboje. – dodaje, a ja widzę w jej oczach ten osobliwy błysk, który mówi mi że jej wewnętrzne dziecko ma się bardzo dobrze.

Surrealny romantyzm

Leżymy na huśtawce w środku nocy, na placu zabaw w środku miasta. Wtulam się w niego i chłonę jego ciepło. Otwieram oczy i patrzę w gwiazdy. Subtelnie gładzi mnie po ramieniu, a mnie zalewa fala ciepła, wylewa się z serca i łagodnie rozbija o stopy. Zaciskam mocno powieki i usiłuję wszystkimi zmysłami zapamiętać tę chwilę, zrobić z niej zdjęcie w mojej głowie.
– To jest jak sen – mówi, a ja czuję delikatne wibracje głosu na jego ramieniu – Jeden z tych, z których bym się obudził i potem ci napisał że mi się śniłaś.
Uśmiecham się i dopiero po chwili odpowiadam:
– Masz rację. To wydaje się takie surrealne.
Po czym oboje znów zgodnie milczymy chłonąc swoje ciepło i po prostu trwając w tym surrealnym obrazie chwili.

Ruchome piaski

Siedzimy na mokrej ławce naprzeciw Chrystusa przybitego do ogromnego krzyża. Nie wybrałabym tego miejsca na randkę, ale przynajmniej zarzucił pomysł spaceru po starym cmentarzu.
Zatem wpatruję się w tego nieszczęsnego Chrystusa i staram się zmusić do otworzenia się.
Powiedz coś, żeby wiedział że… no właśnie, że co?
– Wciągasz mnie jak ruchome piaski i to mnie przeraża. – szybko wyrzucam z siebie jednym tchem.
Przyjmuje to do wiadomości i całuje mnie łagodnie, a z czasem pocałunek zmienia się w namiętny i pewny.
– Fajnie tak czasem porozmawiać ciałem – mówi tuż przy moich ustach, a gdy ja wydaję odgłos zdziwienia dodaje – Dziś dużo mi powiedziałaś.
– Co takiego ci powiedziałam? – mruczę z ustami tuż przy jego szyi, powoli całując go po zarysowanej linii szczęki. – Hm?
– Że będzie dobrze.

Jak zwykle [czyt.: przystojnie i seksownie]

Chodzę od szafki do szafki szukając odpowiedniego zestawu ubrań na randkę. A. siedzi na moim łóżku i się ze mnie nabija.
– Zobaczysz jeszcze sam – grożę mu palcem – Ja tu robię życiowe wybory.
Wyciągam czarną bluzkę i dalej przeglądam zawartość szafy, kiedy przypomina mi się coś. I opowiadam mu jak to ostatnio S. spojrzał w dół na swoje ubranie i stwierdził, że „czuje się dzisiaj źle ubrany i brzydki”. A. odrywa wzrok od telefonu i śmiejąc się pyta:
– I co ty na to?
– Jak to co? – dziwię się i przez chwilę waham się czy wybrać popielaty sweter czy może piaskowy. – Powiedziałam, że wygląda jak zwykle.
– Coooo? – wybucha szczerym śmiechem.
– No wyglądał jak zwykle przystojnie i seksownie. Ale przecież mu tego nie powiem – tłumaczę wyglądając zza drzwi otwartej szafy.
A. kręci z dezaprobatą głową i nie przestaje się śmiać.

Coś nas łączy

-Wiesz kiedy pierwszy raz pomyślałam, że cię kocham? – pytam go już którejś z kolei wspólnej jesieni, podczas wieczornej wyprawy na zakupy. Pierwsze jesienne wieczory zawsze przywołują we mnie wspomnienia tej naszej pierwszej wspólnej jesieni.
– Kiedy? – pyta spoglądając na mnie przelotnie, gdy zatrzymujemy się na czerwonym.
– Też jechaliśmy tą drogą, tylko w drugą stronę, a w radio leciał ten kawałek Foster the People, ten taki wiesz, co ma to lalala* w sobie. I ty właśnie wtedy zacząłeś tak świrować, tańczyć i śpiewać. Oboje się śmialiśmy, a ja wtedy pierwszy raz pomyślałam jak bardzo cię kocham.
Parska śmiechem i dopytuje czy naprawdę, kiedy ruszamy spod świateł.
– A wiesz kiedy ja pierwszy raz tak pomyślałem? – mówi, gdy stoimy już na zewnątrz i patrzymy na siebie ponad srebrnym dachem samochodu – Kiedy siedzieliśmy wieczorem w aucie i w radio zaczął lecieć Coldplay, wiesz ten z tururu-tururu-tururu**, a ty zaczęłaś się wygłupiać, śpiewać przedrzeźniając wokalistę i tak fałszowałaś jak jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem. Właśnie wtedy pomyślałem pierwszy raz, że się zakochałem.


*
**

Photo by Chad Madden on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać