Kilka razy przewinęło mi się to przez facebookową tablicę, ale jakoś to zignorowałam. Ale wczoraj wieczorem wreszcie postanowiłam dowiedzieć się o co chodzi z tym wieszakiem. Spodziewałam się, że to będzie akcja jakichś mocnych feministek „o nic”. No cóż, zawiodłam się. Bo chodzi o nas wszystkie i chodzi o prawo do wyboru, którego chcą nas pozbawić.
W Polsce funkcjonują jedne z surowszych przepisów w Europie dotyczących aborcji. Aborcji można dokonać jedynie w trzech przypadkach:
- ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu),
- badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej),
- zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12 tygodni od początku ciąży).
Wydaje mi się, że jest to niezbędne minimum. Takie ludzkie i normalne minimum swobody w tej kwestii.
Nienawidzę, kiedy odbiera mi się prawo wyboru. Mogę z niego skorzystać lub nie, ale to już jest tylko i wyłącznie moja sprawa. Nikogo innego. I nikt inny nie powinien decydować za mnie w sprawach mojej macicy i mojego życia.
Ale działacze ruchu pro-life czują się władcami wszystkich macic w kraju. A kraj odpowiada na to akcją z wieszakami, bo kiedyś kobiety sięgały po wieszaki, żeby przerwać niechcianą ciążę. I jakkolwiek ten wieszak może się wydać absurdalny, to jednak mimo wszystko jest symbolem. Symbolem czego? Samowolki.
To, że zabronią wykonywania aborcji, będą skazywać na więzienie kobiety i lekarzy przeprowadzających zabieg, to wcale nie oznacza, że aborcje nie będą wykonywane. Już teraz istnieje podziemie aborcyjne, więc w zasadzie nic się nie zmieni. No może jedynie więcej dzieci będzie podrzucanych na śmietnikach i więcej matek umrze w trakcie aborcji DIY. No ale cóż, coś za coś – w końcu jesteśmy krajem pro-life.
To naprawdę ma być pro-życie?
Bo matka może umrzeć przy, w trakcie lub po porodzie (ważne, żeby dziecko przeżyło). Matka musi urodzić dziecko, które umrze trzy godziny po porodzie lub urodzi się upośledzone do tego stopnia, że nigdy nie będzie w stanie samodzielnie żyć (i w tym momencie ani dziecko nie ma życia, ani matka). Kobieta musi urodzić dziecko, które jest owocem gwałtu i musi patrzeć na swój brzuch przez 9 miesięcy, który zawsze będzie przypominał jej prawdopodobnie najgorsze chwile życia (już nie wspominając, że może przenieść swoją pogardę i uraz na dziecko).
Ale przecież to są logiczne rzeczy. Tak powinno być. Kobieta jest w końcu tylko inkubatorem i nie warto pytać ją o zdanie czy może jednak wolałaby żyć inaczej.
Pro-choice
Zawsze byłam za wyborem. Bo możliwość wyboru wcale nie oznacza, że od razu skorzystam z jakiejś opcji. Jeśli ktoś chce urodzić dziecko i przy okazji umrzeć, to droga wolna – ja się nie wtrącam i tego samego oczekuję w zamian. Jeśli kiedykolwiek będę w ciąży i będzie ona zagrażać mojemu życiu, to chciałabym ją przerwać. Bo ja mam mamę i to fajna sprawa jest, więc nie chciałabym, żeby moje dziecko wychowywało się bez swojej mamy. To fajnie i heroicznie wygląda tylko na filmach.
Poza tym najzwyczajniej nie mam ochoty umierać. I nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek powinien podejmować taką decyzję za mnie.
Przepisy, które mamy obecnie stanowią niezbędne minimum do podejmowania decyzji przede wszystkim o sobie. Ale czasem podejmując najlepsze decyzje o sobie, jednocześnie podejmujemy najlepsze decyzje dotyczące naszych dzieci. To tak jak w tym samolocie – najpierw rodzic nakłada maskę tlenową, dopiero później zakłada ją dziecku.
Kiedyś już poruszałam temat aborcji w odniesieniu do patologicznych rodzin. I uważam, że każdy powinien sam decydować o sprawach, które są w ich sferze prywatnej, które dotyczą ich życia i życia, które powołują na świat. Bo może to niekoniecznie jest dobry pomysł, żeby mama-patola wychowywała swoje dziecko wśród butelek po wódce, z zabawkami-strzykawkami i facecie awanturniku.
Pro-myślenie
A co my powinniśmy robić jako społeczeństwo? EDUKOWAĆ. Uświadamiać. Uczyć myśleć samodzielnie. Że zbliżenia seksualne niosą konsekwencje – nie zawsze takie same, ale wciąż. Że aborcja to nie jest żadne hop-tralalala, ale to jest zabieg, który może nieść ze sobą poważne konsekwencje na przyszłość. I usuwanie ciąży to nie jest żadna zapasowa forma zabezpieczenia.
Zamiast zmuszać kobiety do rodzenia dzieci gwałcicieli, to może by tak skupić się na zaostrzaniu kar za takie przestępstwo albo na obowiązkowej nauce samoobrony dla dziewczyn w szkołach. Zamiast zmuszać kobiety do rodzenia upośledzonych dzieci, to może by tak skupić się na pomocy tym, które już zajmują się swoimi dziećmi 24/7 od X lat. I ledwie wiążą koniec końcem.
Nie bądźmy krajem pro-life, bądźmy krajem pro-myślenie.
***
I na sam koniec mam tylko jedno pytanie do wszystkich działaczy pro-life. Załóżmy, że ja działam w organizacji anty-life i wystosuję projekt ustawy, w której we wszystkich trzech przypadkach TRZEBA przeprowadzić aborcję. Czujecie ten brak wyboru? Czujecie, że coś Wam się odbiera? Czujecie, że to niesprawiedliwe? Że to powinna być Wasza decyzja?
I dobrze.
Zazwyczaj nie mam do Was żadnych próśb, ale dzisiaj chciałabym żebyście dali lajka, jeśli się zgadzacie i udostępnili, jeśli sądzicie, że Wasi znajomi jeszcze nie wiedzą o co chodzi z tym wieszakiem. Dbajmy o swoje prawo do wyboru.