Dzisiaj rano jak zwykle przyszłam na zajęcia jogi trochę wcześniej i już siedziałam na macie, kiedy schodziły się kolejne dziewczyny. Kiedy się rozkładały ze swoimi matami jakoś tak weszło na wiecznie żywy temat tego, że „my byliśmy inną młodzieżą”, a później to już poszło z górki i zatrzymało się na bardzo ciekawym temacie…
Wychowujesz czyjegoś przyszłego zięcia
Jedna z kobiet opowiadała, że to matki same hodują niemoty życiowe.
– Przyszła do mnie koleżanka z 8-letnim synem i zaczęła go rozbierać z kurtki, czapki, szalika, rękawiczek i innych zimowych okuć. No tego to już było za wiele, już nie mogłam się ugryźć w język! – wyrzuca z siebie i cała jej pozycja siedzenia „w centrum” się sypie – Zapytałam się ją czy chciałaby dla swojej córki takiego zięcia-niemotę, którego mamusia rozbierała w wieku ośmiu lat. I wtedy coś do niej dotarło.
Dla mnie akurat to nie była żadna nowość, bo moja mama zawsze powtarzała rzeczy w stylu: „te durne baby zapominają, że przecież nie wychowują synów dla siebie tylko dla przyszłej synowej”. Niby to jest oczywiste, ale ile kobiet tak NAPRAWDĘ zdaje sobie z tego sprawę? Ile kobiet zachowuje się jak stara kwoka, która rozpływa się nad swoim „syneczkiem”, a przyszłą synową traktuje jako zło (nie)konieczne? Nie wychowują synów na przyszłych mężów, tylko po prostu wychowują dzieci. A to jest kolosalna różnica.
Zresztą rodzice tak samo potrafią skrzywdzić córki
Mogą uczyć je nieustannej uległości, poszukiwania samca rozpłodowego i chodzącego bankomatu, a nie partnera na zasadzie ty i ja kontra świat. To są rzeczy, które najczęściej wynosimy z domu. A jak je już wyniesiemy, to później bardzo ciężko jest przeprowadzać selekcję i odpowiednio posegregować śmieci. Bo przecież rodzic nie może chcieć dla nas źle, prawda?
Skoro mama zawsze wpajała, że mężczyzna idealny to ten, który co miesiąc przynosi wypłatę i spokojnie pije piwo przed telewizorem, to pewnie tak jest.
Tak urobione kobiety mogą mieć męża, który jest ogarnięty, umie wstawić pranie, posprzątać w domu i zająć się dzieckiem, ale jeśli choćby przez chwilę nie ma pracy, to już są w drodze, żeby złożyć papiery rozwodowe.
Nie chciałabym, żeby mój syn trafił na taką kobietę. Chciałabym, żeby byli w tym wszystkim razem. Na dobre, na złe i jeszcze gorsze. Wiem, jestem naiwna – wierzę w jednorożce i brokat na cyckach.
Ale kojarzycie ten moment w filmach kiedy ojciec odprowadza swoją córkę do ołtarza i symbolicznie przekazuje jej rękę przyszłemu mężowi? Moim zdaniem właśnie o to chodzi w tym wszystkim.
Chciałabym widzieć więcej rodziców, którzy chcą dla swoich dzieci kogoś, kto da im w przyszłości oparcie i miłość. Bo przecież kiedyś zabraknie rodziców, a razem z nimi tej bezwarunkowej rodzicielskiej miłości i wsparcia. I co wtedy?
***
Lubimy narzekać na młode pokolenia i jakoś nie chcemy przyjąć do świadomości, że to MY je kształtujemy. Oczywiście później wyrośnie z tego co wyrośnie, ale to my wpierw wyrabiamy ciasto i to my wsypujemy kolejne składniki, potem wkładamy do piekarnika i już nic więcej nie możemy zrobić, tylko patrzeć co z tego wyrośnie.
W tym wszystkim chodzi o nabycie pewnej świadomości. Świadomości, że twoje dziecko kiedyś będzie czyimś mężem lub żoną. Możesz stworzyć potwora lub dobrego człowieka w czasie sztormu. Czujesz tę odpowiedzialność?
I ostatecznie, już na sam koniec trzeba zadać sobie jedno cholernie ważne pytanie: czy chciałabym mieć takiego zięcia/synową?