Lifestory

Nie ma się czego bać, to tylko Halloween

Już niebawem moją tablicę zaleją deklaracje znajomych o wzięciu udziału w przeróżnych imprezach z okazji Halloween. A wraz z nimi zaleje mnie cała masa zdjęć, wydarzeń i postów anty-Halloween. Co roku mnie to irytuje. I zaraz opowiem Wam dlaczego.

Lubię Halloween. Niekoniecznie dlatego, że wielbię szatana. Po prostu uwielbiam imprezy, na które trzeba się jakoś przebrać. Serio. Uwielbiam bale przebierańców, imprezy tematyczne i karnawałowe. A w Halloween podoba mi się to, że to właśnie jest taka ogromna impreza tematyczna – ma być strasznie i ma być zabawnie. Wszystko jest w nietoperze, czarne koty, dynie, czarownice i jest w kolorystyce czarno-pomarańczowej.
To stanowi kontrast do naszego pełnego sztucznego patosu Dnia Wszystkich Świętych. Szarego i bezbarwnego. I mówię to ja, która co roku chodzi w ten dzień na grób brata. Wraz z całą rzeką szarych i wystrojonych na pokaz ludzi. Jako że nie jestem wierząca i nie wiem jak ten dzień wygląda z punktu widzenia Chrześcijanina, to dla mnie cały ten dzień opiera się na wystrojeniu się (czyt.: przebraniu się z dresów) i wyjściu na cmentarz. Wróceniu do domu i potem po zmierzchu wyjściu wraz ze znajomymi ponownie na cmentarz i napawaniem się widokiem tryliarda zapalonych zniczy. I to jest jedyny punkt tej imprezy, który cenię.
Nie ma za bardzo u nas tradycji, by się w tym dniu spotkać w gronie rodzinnym i wspominać zmarłych. Nasza pamięć się kończy na wysprzątaniu grobu i zapaleniu znicza. A ja bym chciała żebyśmy rozlewali wódkę na ich grobach i symbolicznie dzielili się z nimi chlebem. Siedzieli i gawędzili o nich, utrzymywali ich żywy obraz w naszych pamięciach. Żebyśmy mieli wrażenie, że ledwie wczoraj słyszeliśmy ich śmiech. W dniu kiedy mamy pamiętać o zmarłych, chciałabym żebyśmy jednocześnie pamiętali o tym, że my jeszcze ciągle żyjemy.

Wierzący vs. Halloween

Dobra. Więc wyczytałam, że noc z 31 października na 1 listopada, to jakieś superważne święto w kościele szatana. No i nie wiem, to chyba oznacza, że skoro wtedy idziesz na imprezę przebrany za zombie, to czcisz i wyznajesz szatana. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie, kiedy czytam lub słyszę wywody niektórych ludzi. Trochę mi się to nie dodaje. Bo z tego by wynikało, że skoro przyjmuję zaproszenie na kolację wigilijną, to jest równoznaczne z tym, że wierzę w Boga i go czczę. A ja tak naprawdę po prostu lubię pierogi z kapustą i grzybami. No i tutaj mam pytanie, czy można coś czcić nieintencjonalnie? Czy można nieświadomie czcić Boga? A jeśli tak, czy to oznacza, że mimo mojej niewiary w Niego – przyjmie mnie do nieba? Nie wiem czy za mną nadążacie. Ale chodzi mi o to, że nie wydaje mi się by dzieciaki chodzące od drzwi do drzwi, przebrane za Spongeboba czy inne Hello Kitty przyzywały szatana. Chcą tylko cukierka – albo psikus.

Dynie cukierek albo psikus

Tradycjonalista vs. Halloween

Padają niekiedy wzniosłe hasła typu: „To nie jest nasza rodzima tradycja!”. Bo od zawsze było u nas Wszystkich Świętych i nie ma co wchłaniać głupich zachodnich zwyczajów. Cholera mnie bierze jak to słyszę, bo w naszych korzeniach były od zawsze DZIADY a nie Wszystkich Świętych. Kościół umieścił katolickie święto specjalnie zaraz obok, żeby te dwa się zmieszały i samoistnie wyparło pogańskie zwyczaje. Skutecznie zresztą. Tak samo było w przypadku Nocy Kupały i Nocy Świętojańskiej. Ale czy ktoś teraz wie o co chodziło z tymi całymi Dziadami (oprócz tego, że były też Dziady Mickiewicza)?
Tak jak w wielu kulturach wierzono, że w nocy 31/1 granica między światem żywych i umarłych jest najcieńsza. Składano dary w postaci jedzenia i picia umarłym przodkom, by wkupić się w ich łaski. Oni bowiem mieli pieczę nad urodzajem i płodnością. Zapraszano dobre duchy, a odpędzano te złe. W ogóle tradycja palenia zniczy na grobach sięga naszych pogańskich czasów. Kiedyś palono ogniska, które miały oświetlać duszom drogę prowadzącą z grobów, by te nie zabłądziły i bezpiecznie trafiły do miejsca biesiady ich bliskich. Żeby mogły się najeść, napić i w ogóle po prostu trafić na właściwą imprezę. Zresztą poczytajcie sobie o Dziadach.

O co chodzi z tym całym Halloween?

Może na początek skąd się ono w ogóle wzięło. Najprawdopodobniej swoje korzenie ma w celtyckim święcie Samhain. Które zresztą przypomina nasze Dziady. Żegnano wtedy lato i stanowiło to oficjalne zakończenie żniw. Wierzono, że granica między światami się zaciera, a duchy – te narodzone i jeszcze nie, te dobre i te złe- zstępują na ziemię. Ludzie, żeby je zniechęcić do zamieszkania w ich domach – gasili wszystkie źródła światła i starali się by ich domy wyglądały na opuszczone i nieprzyjazne. A sami przebierali się za włóczęgów i żebraków, by zniechęcić duchy do zamieszkania w ich ciałach. Stąd te przebieranki w obecnych czasach.

A dynia? Cóż, pierwotnie były to drążone rzepy i symbolizowały ogniki – czyli błędne dusze tragicznie zmarłych. Zamieniono je na dynie, które są łatwiejsze w obróbce i większe. Halloweenowa dynia nosi nazwę Jack-o’-lantern. Legenda głosi, że niejaki Jack był mocno chciwy. Diabeł do niego przyszedł  i zaproponował bogactwo za duszę. Jack się zgodził, a kiedy diabeł przyszedł po zapłatę, to J. wystrychnął go na dudka. Kiedy Jack umarł 31 października, to do nieba go nie wpuścili (bo chciwy) i diabeł go też w piekle nie chciał (bo ten sobie z niego zażartował). Więc Jacek skazany jest na błądzenie po naszym padole z latarnią w ręce aż po dzień sądu ostatecznego. Taka sytuacja.

Halloween – wersja meksykańska

Día de los Muertos, czyli meksykański Dzień Zmarłych. Święto radosne, kolorowe i bardzo rodzinne. Meksykanie na potęgę pieką specjalny chleb zmarłych. W piekarniach jest mnóstwo pieczywa w kształcie czaszek, kości, kościotrupów i tak dalej. Normalka. To właśnie z tego święta wywodzi się dość znany trend czaszek zdobionych kwiatami i misternymi wzorami. A same kwiaty pełnią ważną rolę przy dekorowaniu grobów zmarłych. Meksykanie wierzą, że aksamitka ma moc wzywania i prowadzenia dusz zmarłych do ich grobów i tym samym do ucztujących w pobliżu bliskich.
Całe święto jest bardzo pozytywne. Ludzie się cieszą i świętują, bo wierzą, że właśnie w te dwa dni (1 i 2 listopada) ich zmarli zstępują z zaświatów i towarzyszą swoim bliskim w tej wielkiej imprezie.
Zresztą jeśli macie ochotę dowiedzieć się o tym święcie więcej w bardzo lekki sposób, to polecam obejrzeć bajkę (a jakże) The Book of Life. 

The book of life

Prawda jest taka, że w naszym codziennym życiu mamy mnóstwo zwyczajów pogańskich. Takich, które permanentnie wsiąknęły w naszą kulturę i żadne religie nie były w stanie ich wyplenić. Więc je zaadoptowały. Oswoiły. Przemianowały. Po prostu bądźmy tego świadomi. Przebrane dzieci, to przebrane dzieci. Ponacinane i wydrążone dynie, to wciąż tylko dynie. To takie same resztki po dawnych zwyczajach, jak te nasze znicze na grobach. Założę się, że nasi przodkowie równie niechętnie patrzyli na zmiany wprowadzane przez Kościół, jak my teraz patrzymy na stawiane przed domami dynie.

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać