kompulsywne jedzenie
Ludzie

Kompulsywne jedzenie – czyli głód pozytywnych emocji

Kompulsywne jedzenie od bulimii różni się tylko tym, że nie robisz sobie twixa. A mimo wszystko o bulimii słyszał każdy, natomiast o kompulsywnym jedzeniu już niekoniecznie.
A prawda jest taka, że możesz nie wyglądać jak ktoś, kto ma zaburzenie odżywiania, a mimo wszystko je mieć. Doskonałym tego przykładem jestem ja i dlatego o tym głośno mówię. Mimo, że czasem wstyd się do tego przyznać.

Zjadam masło orzechowe łyżeczką wprost ze słoika. Zakleja mi szczęki, dzięki czemu choć na chwilę udaje mi się spowolnić słowa, które cisną mi się na usta. Na szczęście udaje mi się je przełknąć wraz z kolejną łyżeczką masła orzechowego. Po raz kolejny zajadam niepokój. Ten niepokój jest kompletnie bezsensowny i zdecydowanie nie powinien być zajadany czymkolwiek. Ale niestety jest. I kolejna łyżeczka masła orzechowego trafia do moich ust.
To już graniczy z rytuałem. Trafia się gorszy dzień, a ja zaczynam przetrząsać wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś mocno kalorycznego. Chwytam jakąś starą czekoladę i ją pochłaniam. A po wszystkim zostaje tylko puste sreberko, zgaga i poczucie winy, które zresztą najchętniej zajadłabym paczką czipsów.

Kiedyś bezmyślnie kilka razy w tygodniu pochłaniałam śmieciowe jedzenie by zagłuszyć poczucie, że coś nie gra w moim (ówczesnym) związku.
Teraz na szczęście się to nie zdarza… aż tak często.
Dlatego schudłam. Ludzie myślą, że to dlatego że się zakochałam. A ja tylko kiwam głową, grzecznie się uśmiecham i mówię, że bardzo możliwe. Ale w mojej głowie odzywa się cichy i bardzo rzeczowy głosik: po prostu przestałaś wpierdalać jak durna.
A później dowiedziałam się, że to ma swoją nazwę. I w dodatku jest to całkiem powszechne zjawisko.

Kompulsywne jedzenie – to się leczy

Kompulsywny oznacza „wykonywany pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu”.
Jak w przypadku każdego nałogu, wszystko sprowadza się do potrzeby rozładowania wewnętrznego napięcia. W tym konkretnym przypadku środkiem, żeby to osiągnąć nie jest papieros, szklanka wódki czy krecha koksu, tylko łyżka stołowa Nutelli. A w naprawdę okropny dzień nawet cały słoik. Zagryziony czipsami. I popity butelką coli.
I może to się wydawać mało szkodliwe (chociaż na dłuższą metę może przecież prowadzić do nadwagi), to przecież wciąż jest to w pewnym sensie ucieczka od problemów. Próba rekompensaty, zamiast wzięcia życia na klatę i rozprawienie się z problemami. Wiem, bo sama to przechodziłam.

Samo kompulsywne jedzenie zaklasyfikowano jako odrębną jednostkę chorobową w 1994 roku. I mimo tego, że już od przeszło dwudziestu lat przejadanie się jest znane jako odrębne zaburzenie odżywiania, mało kto zdaje sobie sprawę, że jego wilczy napad na tabliczkę czekolady jest chorobą. Dotyka to w takim samym stopniu kobiety jak i mężczyzn. Większość ludzi uważa, że skoro nie są otyli, ani nie wystają im kości obojczykowe jak sklepowe wieszaki, to nie ma problemu. A te dwa tysiące kilokalorii zjedzone poprzedniego wieczoru?- zwyczajna zachcianka, odreagowanie. W końcu nie jesteś na tym świecie za karę, nie?

Dlaczego jedzenie pomaga?

To jest bardzo prosty mechanizm: negatywny/pozytywny bodziec = pocieszenie/nagroda. A taki system zaczął się jeszcze kiedy byliśmy niemowlakami – uspokajaliśmy się pijąc ciepłe mleczko z matczynej piersi albo butelki. Gdy byliśmy trochę starszymi dziećmi dostawaliśmy lizaka, kiedy nas bolało lub byliśmy nieszczęśliwi („No już kochanie, masz cukiereczka, tylko nie płacz”). Jedzenie kojarzy nam się z nagrodą za przeżyte cierpienie, samotność, stres i ogólny ból egzystencjonalny. Dlatego gdy masz jeden z tych gorszych dni w swoim życiu, zamawiasz pizzę o średnicy pół metra, siadasz przed jakimś smętnym filmem i popijasz gorzkie żale butelką coli.

W tym wszystkim nie pomaga nam też nasz organizm. (To znaczy jemu się wydaje, że nam pomaga)
W warunkach stresu nasze nadnercza produkują hormony: adrenalinę i kortyzol. Ta pierwsza powoduje, że natychmiast jesteś gotów do walki lub ucieczki. Natomiast ten drugi ma na celu zapewnienie ci wystarczającej energii do walki. Dlatego odczuwasz potrzebę, by zjeść wszystko w zasięgu ręki co słodkie i wysokokaloryczne. Dodatkowo długotrwały stres stale utrzymuje kortyzol na wysokim poziomie, co powoduje, że nasz troskliwy organizm zaczyna magazynować energię w postaci tkanki tłuszczowej na wypadek długotrwałej walki. Przecież lepiej mieć i nie potrzebować, niż nie mieć i zostać pożartym przez niedźwiedzia/ szefa/ nauczyciela/ wykładowcę/ żonę/ męża/ wstaw odpowiednio.

Jak przestać

Moim sposobem jest naturalna skłonność do bycia leniwą bułą. Najczęściej nie pochłaniam wszystkiego jak tornado, tylko dlatego, że nie mam co pochłaniać. Nie chciało mi się iść na zakupy = lodówka pusta. Kiedyś zdarzało mi się przez cały weekend jeść chleb na przemian z majonezem i z miodem (to pierwsze jako wersja na porządnie, a drugie w ramach deseru), bo nie chciało mi się ruszyć do sklepu po cokolwiek innego.
Teraz już zazwyczaj nie jem chleba z majonezem. Bo zwykle nie mam chleba. Ani majonezu.
A tak już zupełnie serio, to w sklepie powstrzymuję się przed kupowaniem śmieci, wybieram za to zdrowsze zamienniki i jeśli już absolutnie muszę się czymś zapchać – to wciągam masło orzechowe, a nie jakieś tłuszcze trans. Ale nawet teraz nie zdarza mi się to tak często. Dlaczego? Bo znam mechanizm.

Kluczem do większości rzeczy, które wymagają ogarnięcia samego siebie jest przede wszystkim samoświadomość. Kiedy choć na chwilę zatrzymasz się i zastanowisz nad tym co robisz i dlaczego- już odniosłeś sukces.
Odnosisz sukces za każdym razem gdy sięgasz po paczkę czipsów i twoja dłoń na chwilę zastygnie w pół drogi, a ty zadasz sobie pytanie: czy naprawdę tego potrzebuję? Gdy uda ci się powstrzymać swoją wewnętrzną potrzebę do nakarmienia tego małego Gremlina, którego nosisz w sobie. Gdy oczami wyobraźni zobaczysz ten moment, kiedy wszystkie puste opakowania leżą przed tobą, a palce ubrudzone przyprawami z czipsów niezbicie świadczą o twojej winie i uznasz, że to nie jest warte tego mdłego uczucia, które pojawia się po wszystkim.
I wreszcie naprawdę wygrywasz, gdy cofniesz rękę i wyjdziesz ze sklepu bez czipsów.
Przełamujesz błędne koło dopiero wtedy, gdy  u ś w i a d a m i a s z  sobie, że jedzenie jest najprostszym sposobem na wypełnienie pustki. Na zaspokojenie potrzeby bliskości.
Wreszcie dociera do ciebie, że napis na butelce coli tylko  z d a j e   s i ę  mówić Substytut więzi instant!.
Bo głód, który czujesz nie jest głodem fizycznym. To głód pozytywnych emocji.


Photo – gratisography.com

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać