kartonowi ludzie
Ludzie

Kartonowi ludzie

Takich ludzi można spotkać wszędzie. Gdy się do nich podchodzi odnosi się wrażenie, że to są tylko kartonowi ludzie – jednowymiarowi i pozbawieni jakiejkolwiek głębi.

Siedzieliśmy w małym i surowym pokoju brata K. Oni pili piwo, a ja wyjątkowo wiśniową herbatę. Grali w Fifę i opowiadali mi jak stworzyli super potężnego gracza i nazwali go Jezus. Głupie poczucie humoru, za którym naprawdę tęskniłam. W pewnym momencie K zaczyna szydzić z jakości publiki na trybunach.
— To i tak jest lepiej, bo w jedynce były tylko płascy ludzie z kartonu. Niby odgłosy były, ale nic poza tym… — wtrąca jego brat, a po chwili już zupełnie pochłania go wirtualna holenderska drużyna.

A mi coś zaczyna świtać i powoli owijam mój mózg wokół tego tematu – kartonowi ludzie. Ludzie makiety. Człowiek pudełko. Kwadratowa głowa. Toporna głowa. Chwila, niedawno przecież miałam do czynienia z tym typem człowieka.

Człowiek z kwadratową głową

Poszłam na rozmowę o pracę. Weszłam po schodach, na końcu których już czekał na mnie kierownik sklepu. Uścisnął mi dłoń, a ja już miałam złe przeczucia. Weszliśmy do gabinetu, usiadłam i zaczęła się plejada mniej i bardziej głupich pytań. Wiecie, to nie było nie wiadomo jakie stanowisko – ot, zwykły doradca klienta na dziale ogród. Nie traktowałam tej pracy jako szansy na zbudowanie kariery, ale bardziej jako po prostu tymczasowe źródło dochodu i możliwość jakiegokolwiek kontaktu z ogrodnictwem jako takim.
Wy dajecie mi kasę, a ja robię dla Was rzeczy. To nie jest fizyka jądrowa, nie? Więc naprawdę ciężko było mi podejść śmiertelnie poważnie do niektórych pytań jakie się pojawiły.

— Dlaczego chce Pani podjąć tutaj pracę?
— Bo potrzebuję pieniędzy?
— Tylko dlatego?
— Noooo to chyba jest nadrzędny powód, dla którego ludzie podejmują jakąkolwiek pracę.
— A jak widzi się Pani za 10 lat?
(przecież ja nawet nie widzę się za miesiąc, a co dopiero za 10 lat?!)
— Za 10 lat to ja mam nadzieję, że wciąż będę żyła.
(uśmiecham się do swojego żartu, ale po drugiej stronie widzę tylko zblazowane i puste oczy)
— Dlaczego tak Pani mówi?
— Mój brat miał 29 lat, kiedy zdiagnozowano u niego raka żołądka. Rok później już nie żył. W tej chwili mam 25 lat… Mam po prostu inną perspektywę na życie. 10 lat to bardzo dużo czasu.
— Aha. A jaka była Pani największa porażka?
(nad tym pytaniem zastanawiam się długo. Mam 25 lat do cholery, niby jakie życiowe porażki mogłam ponieść?!)
— Nie ma porażek. Są tylko błędy i wnioski z nich wynikające
(wzruszam ramionami i już wiem, że nie dostanę tej pracy)
— Widzę, że Pani to ma takie zacięcie filozoficzne, co?
(moje brwi wędrują w górę, a ja już wiem, że nie chcę tam pracować)

To był typowy przykład kartonowego człowieka, który wszystko musi mieć dopasowane do ramki. A to co się nie mieści, traktowane jest jako błąd w systemie i zostaje odrzucane. Tacy ludzie poszukują prostoty, bo sami są prości i mają bardzo proste potrzeby.
To również coś mi przypomina.

Tanie atrakcje

Siedziałam w kawiarni ze znajomą i rozmawiałyśmy o prostych ludziach, których największymi atrakcjami dnia codziennego jest pożarcie się z sąsiadką i wysmarowanie majonezem wszystkich klamek w oknach na klatce. O ludziach, dla których największą rozrywką jest chodzenie od okna do okna i podglądanie gdzie chodzą sąsiedzi – kto, z kim, dlaczego, a po co? 

I doszłyśmy do wniosku, że tacy ludzie muszą mieć naprawdę nudne życie, skoro aż tak kręci ich życie innych. Muszą naprawdę nie mieć co ze sobą zrobić, skoro chce im się po nocach chodzić i smarować klamki majonezem albo dziurawić sąsiadom rury od ogrzewania.
To jest smutne, kiedy życie niektórych ludzi kończy się jedynie na pójściu do pracy, żeby zarobić hajs głównie na fajki i piwo. Na życiu z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Kończą szkołę, rodzą dzieci i idą do pracy. I tak dzień w dzień. Czasami się pożrą z mężem/żoną, a czasami dla urozmaicenia pokłócą się z sąsiadami. Odbierają dzieci, karmią dzieci, ubierają, włączają bajki i wysyłają na podwórko. Po prostu żyją, bo tak się żyje – ot, z rozpędu. Bez zastanowienia czy może jest w tym wszystkim jeszcze miejsce na coś więcej. Bo co może być więcej? Trzeba jeść, chlać, srać, rodzić, wychowywać, żyć i po tym wszystkim umrzeć. No może w międzyczasie wybrać się nad Bałtyk.

***

Piszę to do nas, ludzi młodych – nie dajmy się wciągnąć w „życie z rozpędu”. Nie zamieniajmy swoich głów na kartony, które nie są w stanie pomieścić nic poza kwadratowymi i wyciętymi od szablonu myślami. Teraz kształtujemy to, jacy będziemy za tych paręnaście/parędziesiąt lat. Żyjmy własnym życiem, a nie życiem innych. Bo to przecież głównie o to chodzi, prawda?


Photo by Michael Radtke

 

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać