Miałam wiele zajawek w swoim życiu – od tańca brzucha po szycie na maszynie – ale chyba właśnie moja mania na wrotki miała najdziwniejszy początek.
Siedziałam w pracy i to był akurat ten czas, kiedy w pracy było tak mało pracy, że brałam ze sobą laptopa i pisałam dla Was teksty albo oglądałam kolejne odcinki Brooklyn 9-9. Któregoś z tych pięknych dni uznałam, że chyba potrzebuję nowego longboarda, bo ten to kaszana trochę jednak i w sumie fajnie by było mieć dancera. Przechodząc od strony do strony trafiłam na dziewczynę, która zaprojektowała deski właśnie dla dziewczyn – miały pastelowe kółka i w ogóle różne dziewczyńskie rysunki na dechach. W swojej BTFL Boards miało też wrotki i filmik promujący – w ten sposób trafiłam na You Tube i później to już krótkim strzałem znalazłam się na filmiku Teamu Moxi. I to właśnie ten ich krótki filmik sprawił, że absolutnie opadła mi szczęka i stwierdziłam, że „o rany, ja chcę być w takim wrotkowym gangu!”.
Ale dlaczego akurat wrotki?
To proste! Bo każdy myśli, że wrotki już dawno umarły i są tylko dla małych dzieciaczków. Och, ja żyję dla takich sytuacji, kiedy mogę cała się zapalić niepohamowanym entuzjazmem i niemal bez tchu powiedzieć „nic bardziej mylnego!”.
Zazwyczaj właśnie tak nam się kojarzą wrotki – że to dla dzieci i tych co nie potrafią jeździć na łyżworolkach. Jednak dziewczyny z Moxi pokazały mi, że takie myślenie to gówno prawda jest i na wrotkach można wyczyniać takie rzeczy, że z wrażenia człowiek nie wie co ze sobą zrobić jak ten Travolta z gifa. Można robić salta, gwiazdy, stanie na rękach, slajdy i grindy, skakać, tańczyć i w zasadzie wszystko co sobie wymyślisz albo na co masz odwagę.
Teraz jak tak sobie myślę, to zawsze szukałam sobie we wszystkim jakichś takich mniej wydeptanych ścieżek (w moim mniemaniu). Kiedy chciałam nauczyć się grać na gitarze, to akustyczna wydawała mi się zupełnie mało ciekawa, za to elektryczna to już było coś. Kiedy uczyłam się tańca brzucha, to nijak nie ciągnęło mnie do kolorowych i błyskotkowych tańców tradycyjnych, ale właśnie do wersji tribal fusion, która była mroczna i jakaś taka dziwna, a może nawet jeszcze bardziej hardcorowa. Łyżwy? Tylko hokejówki, nawet jeśli jestem jedyną dziewczyną na lodowisku nie w figurówkach.
Dlatego w świecie, w którym znaczna większość ludzi jeździ na rolkach i już nikt nie pamięta wrotek, to było oczywiste, że wybiorę właśnie wrotki!
Czy na wrotkach jest łatwiej niż na łyżworolkach?
Szczerze mówiąc to cokolwiek sobie nie założysz na nogi z kółkami, a nigdy na niczym takim nie jeździłeś, to będzie ciężko. No tak po prostu jest i nie będę ci tego owijać w watę cukrową – stłuczesz tyłek. Wielokrotnie. Ale zupełnie się tym nie przejmuj, bo to jest absolutnie normalne! Nawet kiedy stajesz na deskorolce to też musisz się nauczyć utrzymywania innej postury, żeby zachować w ryzach swój środek ciężkości. To samo dotyczy wrotek, rolek, łyżew, snowboardu i nart pewnie też.
Moja odpowiedź brzmi: owszem, jest łatwiej… o ile już wcześniej mieliście do czynienia z czymkolwiek innym na swoich nogach niż normalne buty. No okej, może na wrotkach jest łatwiej stać w miejscu niż na rolkach (o ile nie przeniesiesz ciężaru na pięty, bo wtedy gwarantowane bliskie spotkanie tyłek-ziemia).
Gdzie kupiłaś swoje wrotki?
Moją pierwszą parę wrotek kupiłam na Allegro i pochodziła z jakiegoś outletu, ze zwrotu czy coś. Były właśnie tej marki co wspomniałam wcześniej (BTFL Roller Skates) i zauważyłam, że ich używane wrotki pojawiają się na Allegro co jakiś czas. Nie są jakieś złe i w sumie jak na sam początek to w zupełności spełniły swoją rolę.
Do czasu aż zobaczyłam pomarańczowe wrotki Moxi, które są absolutnymi Jordanami czy innymi Michaelami Korsami w świecie wrotek.
Moje Moxi Lolly Clementine kupiłam przez internet w poznańskim sklepie ZicoRacing. Strasznie długo się nosiłam z tą decyzją, że aż doprowadziłam się do jakiejś fiksacji na punkcie tych pomarańczowych wrotek, ale jak sobie sprawdzicie ich cenę, to sami zrozumiecie dlaczego tak długo ważyłam ten zakup w głowie. Teraz po jakimś czasie odkąd mam własną parę Moxi, to mogę uczciwie przyznać, że już wiem o co tyle szumu – one są naprawdę cudowne. Ani razu mnie nie obtarły, dopasowują się do stopy i są tak niesamowicie wygodne, że aż czasem mi w nich wygodniej niż w trampkach. Suną po jezdni jakbym jechała po maśle a nie po asfalcie – zapewne wina dobrych łożysk i kółek.
Jeśli chodzi o dbanie o wrotki, to jest takie samo jak w przypadku rolek i deskorolek – najważniejsze to nie jeździć po piachu i wodzie, żeby nie zasyfić sobie łożysk. Reszta to pikuś!
Co jest takiego fajnego we wrotkach?
Mnie osobiście zawsze kręci w takich rzeczach, że jak inni coś robią i to wygląda na takie lekkie, miłe i przyjemne, to tak naprawdę za tym kryją się tysiące powtórzeń, setki upadków i dziesiątki przekleństw. I właśnie przy nauce jazdy na wrotkach jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że im częściej coś robisz, to tym lepiej i łatwiej ci to przychodzi. Niby proste, prawda? A jednak wciąż znam mnóstwo osób (włącznie ze mną), które zarzucały naukę czegoś, bo nie wyszło im za pierwszym, za drugim ani za dziesiątym razem.
Prawda jest taka, że nawet kiedy wywalisz się za trzydziestym razem, to zrobisz to z większą gracją (a przede wszystkim bezpieczniej), niż kiedy wywaliłeś się po raz pierwszy. A to już jest jakiś postęp!
Do tej pory pamiętam jak wyrżnęłam się na wrotkach po raz pierwszy. To było w ogóle podczas mojej pierwszej w życiu jazdy na wrotkach i szło mi całkiem nieźle (wcześniej jeździłam na łyżwach i to dlatego), więc chciałam spróbować podskoczyć (bo przecież dziewczynom na filmikach to nie sprawiało jakichś trudności!) – w efekcie poleciałam do tyłu na łokieć i kość ogonową. Wstałam wystraszona i na trzęsących się nogach zrobiłam ze dwa kółka po boisku (w myśl, że trzeba od razu wskoczyć na konia, z którego się spadło), po czym ściągnęłam wrotki i wróciłam do domu. Usiadłam przed laptopem i znalazłam filmik, gdzie Indy Jamma Jones wyjaśniała jak trzeba skakać na wrotkach i już zrozumiałam gdzie leżał mój błąd.
A potem to już było powtarzanie, powtarzanie i jeszcze trochę powtarzania tego samego ruchu, aż mięśnie zapamiętają o co cho.
Gdzie i od kogo uczysz się jeździć na wrotkach?
Moją absolutną mentorką jest Indy Jamma Jones, która prowadzi kanał na You Tubie Planet Roller Skate. Jeśli chodzi o agresywną jazdę na wrotkach, to stawiam na Bomba Hache. Roller dancing to Oumi i StaceySkates. A jeśli chodzi o jazdę po skate parkach i roller derby to królową jest Lady Trample, która jest jednocześnie założycielką marki, bloga i kanału Chicks in Bowls. Ponadto specjalne miejsce w moim sercu zajmuje EstroJen, która nie dość, że wymiata na wrotkach, to jeszcze jest założycielką marki Moxi, dzięki której niejako odświeżyła ideę jazdy na wrotkach.
Ogólnie takich super dziewczyn (i chłopaków, bo oni też jeżdżą na wrotkach!) jest dużo więcej, ale może wezmę parę głębszych oddechów i już się trochę uspokoję.
Do jazdy na wrotkach nie trzeba być przebojowym, wystarczy być konsekwentnym
Wiecie co, ostatnio usłyszałam, że ja to taka przebojowa jestem i szczerze mówiąc to do tej pory chce mi się śmiać, jak to sobie przypomnę. Bo ja przecież czasami dobry kwadrans walczę ze sobą, żeby wyjść z domu, bo pod drzwiami stoją jacyś ludzie i ja nie chcę ich spotkać, bo wydaje mi się, że będą mnie obgadywać i w ogóle po prostu będą się patrzeć na mnie. Ale wychodzę. I po każdym takim przełamaniu swojego kretyńskiego strachu, który się wziął nie wiadomo skąd, to każdy kolejny przełamuje się łatwiej. I jeśli na tym polega bycie przebojowym, to cholera, może jednak jestem przebojowa!
***
A teraz powiem Wam o jeszcze jednej rzeczy, którą lubię we wrotkach i czego jeszcze nikomu nie mówiłam. Lubię to, że one są takie… moje. Że są takie trochę babskie i że nie czuję się jakbym wbijała się klinem w jakiś męski sektor. Nie, moje wrotki są dziewczyńskie, a ja na nich jeżdżę jak dziewczyna i jest mi z tym cholernie dobrze!
Zdjęcie tytułowe pochodzi ze strony Moxi i przedstawia kilka dziewczyn z Teamu Moxi.