Zdecydowanie nie jestem ekspertką w dziedzinie jak sobie radzić ze stratą. Jeśli już mamy szukać kogoś takiego, to z pewnością ekspertką w dziedzinie tracenia bliskich osób i w ogóle przeżywania tragedii, byłaby Meredith Grey z Chirurgów. Chociaż jest postacią fikcyjną, to i tak sądzę, że można czegoś się od niej nauczyć w tej materii.
Doświadczyłam w życiu kilku strat. Tych bardziej spektakularnych i dość odległych (jak śmierć brata) oraz tych mniej spektakularnych i mniej odległych (jak rozpad przyjaźni). W międzyczasie też było kilka rozpadów serca, ale i tak w tym ponurym rankingu (całe szczęście) jednak wygrywa Meredith.
Jeśli chodzi o moją dotychczasową strategię radzenia sobie z rozpadem, rozkładem i utratą, to było otrzepanie się, wzruszenie ramionami i pójście dalej. No bo co mam zrobić? Mam wylewać hektolitry łez na coś, na co nie mam żadnego wpływu? Mam się wściekać, że coś się stało, a przecież ja takiego czegoś się nie spodziewałam? No bywa, co poradzisz, jak nic nie poradzisz, nie?
No właśnie jednak nie.
Moja mama lubi mawiać, że w naturze nic nie ginie, jedynie zmienia swoje miejsce. I to jest racja. Jeśli nie pozwolisz ujść temu smutkowi, żalowi i złości, to one nie znikną. One jedynie trafią do twojej wewnętrznej zamrażarki emocji i jak przyjdzie odpowiednia pora (na przykład podobna sytuacja z utratą w tle) to wszystkie te emocje z zamrażarki wyjdą świeżutkie, jak dopiero co ustrzelone. Wiem co mówię, bo sama tego doświadczyłam.
Taka głupia niespodziewana utrata pracy spowodowała, że nagłą falą zalały mnie emocje, których z pewnych powodów nie było mi dane należycie przeżyć po śmierci brata. I popatrzcie, przecież to 14 lat minęło! Ile czasu to wszystko czekało w zamrażarce, żeby w sprzyjających okolicznościach wyskoczyć na światło dzienne i zasnuć mnie depresją.
Wiem, że to co teraz piszę może wydawać się szalenie intymne i prywatne, ale wydaje mi się, że ogólnie temat utraty jest takim polem minowym, po którym nikt nie chce się jakoś pałętać. Ale właśnie dlatego będę o tym pisać, bo każdy w końcu doświadczy w życiu straty, czy to pracy, życiowego partnera, rodzica, dziecka albo własnego zdrowia. Nie wspominając już, że będzie musiał być oparciem dla kogoś, kto tej straty doświadcza i to jest sytuacja chyba jeszcze bardziej obezwładniająca – no bo jak się zachować, co wtedy zrobić? A skoro statystyka jest w tej kwestii bezlitosna, to nie ma co tkwić w zaprzeczeniu, że nas takie coś na pewno nie spotka i nie będziemy musieli się z tym mierzyć.
Jak poradzić sobie z emocjami podczas utraty?
Odpowiedź jest tak prosta, że aż śmiać mi się chciało, kiedy to sobie uświadomiłam. Bo z tymi wszystkimi emocjami wcale nie trzeba sobie jakoś radzić, im trzeba po prostu pozwolić wybrzmieć. Bo to jest tak jakby ta utrata z hukiem uderzyła w twój wewnętrzny emocjonalny dzwon, a ty zamiast latać jak opętany i próbować go jakoś uciszyć, to po prostu powinieneś pozwolić mu wybrzmieć. Przeżywając swoje emocje, kiedy pozwalasz im zwyczajnie zaistnieć i być, to okazujesz im tym samym szacunek. Okazujesz szacunek swojemu smutkowi, kiedy pozwalasz mu po prostu istnieć, swobodnie przez ciebie przepływać. To samo dotyczy złości, wzruszenia, czy radości – kiedy pozwalasz sobie na odczuwanie ich, to okazujesz im szacunek.
Kiedyś sądziłam, że oznaką siły psychicznej jest właśnie takie szybkie podnoszenie się z tych nieszczęsnych kolan, ale teraz wiem, że prawdziwą siłą jest pozwolenie sobie na zalanie tym smutkiem, rozżaleniem, gniewem, radością. Wyparcie tego wszystkiego nie jest siłą, dopiero wzięcie na klatę tego potoku jest czymś godnym podziwu.
5 etapów żałoby
Mówi się, że żałoba przebiega w pięciu etapach:
- zaprzeczenie (to nie może być prawda)
- gniew (dlaczego to nie mogło spotkać kogoś innego)
- negocjacje (może gdybym bardziej się postarał)
- depresja (to wszystko jest bez sensu)
- akceptacja (teraz już nic nie zmienię)
I żeby dojść do tego ostatniego etapu, który wreszcie daje nam ukojenie, to musimy przejść wszystkie pozostałe. Z pewnością każdy przechodzi utratę w innych odcieniach, ale wydaje mi się, że najważniejszym jest spotkanie z tymi emocjami. Żeby przed nimi nie uciekać, nie chować się przed nimi za pracą, obowiązkami i starym, dobrym „muszę być silny dla dzieci/męża/żony/rodziców/narodu/(wstaw dowolnie)„. Można się tak kręcić w kółko latami, bawić się ze swoimi emocjami w ciuciu-babkę, a i tak przyjdzie dzień, że cię dorwą.
Jak pomóc komuś w żałobie?
Po pierwsze: dać poczucie bezpieczeństwa. I tu niekoniecznie chodzi mi o dach nad głową oraz ciepły posiłek, ale chodzi mi o poczucie psychicznego bezpieczeństwa. Dać jej przestrzeń do czucia, do wybrzmienia tej złości, temu smutkowi i tym wszystkim próbom negocjacji. Niech ta osoba po prostu czuje na poziomie komórkowym, że może sobie pozwolić na przeżywanie tego wszystkiego.
Po drugie: nie bój się, kochaj. Kiedy spotyka coś złego kogoś nam bliskiego, to czujemy się zwyczajnie bezradni i nie mamy pojęcia co począć. Chcielibyśmy mieć przy sobie magiczny ołówek, albo lepiej gumkę i zwyczajnie wymazać te nieprzyjemności z czyjegoś życia, ale tak się nie da. Pamiętam jak byłam przy mojej bardzo dobrej koleżance, kiedy dostała telefon, że jej brat miał bardzo poważny wypadek. Chociaż to jej świat się momentalnie załamał, to ja również poczułam, że zapadam się w tym rumowisku wraz z nią. Nie miałam pojęcia co robić, jak ją pocieszyć i czy w ogóle mam prawo i odwagę ją pocieszać. Ostatecznie ją przytuliłam, a później kupiłam jej coś ciepłego do picia, olałam zajęcia i czekałam z nią na dalsze informacje.
Do dzisiaj na to wspomnienie czuję ucisk w brzuchu i wraca do mnie tamto poczucie zagubienia.
Wtedy tego nie wiedziałam i przytuliłam ją z braku pojęcia co mogłabym pożyteczniejszego dla niej zrobić, ale odkąd dowiedziałam się jak ważny dla naszego życia i zdrowia jest zmysł dotyku, to teraz już wiem, że czasem nic lepszego nie jesteśmy w stanie zrobić, niż przytulić i po prostu przy kimś być.
Bądź jak Meredith
Kiedy Meredith Grey straciła w wypadku miłość swojego życia, Dereka, to zniknęła na parę miesięcy. I to nie do końca tak, że uciekła przed „tym wszystkim”, ale zwyczajnie wyjechała, żeby dać sobie czas. Chociaż też mogłabym w tym momencie wetknąć w ten wątek wykałaczkę i zacząć grzebać na ile to było fair wobec jej przyjaciół i tak dalej, to jedno bezwzględnie szanuję i Wy też powinniście – ona dała sobie czas. Wiedziała, że to nie jest żadne przeziębienie, z którego wyjdzie się w trzy dni. A nawet kiedy człowieka dopadnie grypa, to też powinien pozwolić sobie na zawinięcie się w kocykowe burrito i wychorowanie się, więc dlaczego miałoby być inaczej z czymś takim jak żałoba i depresja? Żyjemy w takich trochę czasach, że wszystko trzeba szybko i od razu, że nie ma co czekać, bo przecież życie nie ma opcji pauzy. A może jednak powinno. A jeśli nawet nie ma szans życiu wbudować takiej funkcji, to możemy się postarać wbudować ją w samego siebie i w chwilach osłabienia pozwolić sobie na użycie tego guzika.
***
Prawda jest taka, że cierpienie dużo szlachetniej wygląda na filmach, a kiedy człowiek sam musi to przeżyć, to jakoś nieszczególnie mu się to widzi. A jednak jeśli już zaczęliśmy głośniej mówić o higienie psychicznej, to nie można zapominać w tym kontekście o należytym okazywaniu szacunku emocjom, również tym postrzeganym jako negatywne, takim jak smutek: złość, rozpacz czy rozczarowanie.
Photo by Fancycrave on Unsplash