Jak introwertyk ładuje baterie
Z pamiętnika introwertyka

Jak introwertyk ładuje baterie

Kiedy za dużo czasu spędzam w większym gronie ludzi, to po jakichś kilku dniach czuję się wyprana z energii. Czuję się wtedy jakbym została przygnieciona gruzem i jednocześnie zalana galaretowatą breją. Nie mam siły. Mam ochotę zakopać się w pościeli, poić się herbatą i po prostu być. Oddychać. 

Poprzedni weekend spędziłam na festiwalu wypełnionym po brzegi ludźmi i muzyką. Było cudnie. Ale takie imprezy zawsze wyciągają ze mnie niemal całą życiową energię. A wcale tej energii znowu nie mam aż tyle na co dzień, więc tym bardziej czułam się jak przekłuty balonik urodzinowy. Kiedy wstałam we wtorek rano i byłam zmęczona jakbym nie przespała co najmniej tygodnia, to już miałam przeczucie co jest grane.

Przebodźcowanie

Podobno żyjemy w czasach ciągłego przebodźcowania. Lubię to słowo mimo, że edytor tekstu podkreśla je na czerwono jakby wcale nie istniało. Ale istnieje, skoro ja właśnie tak się poczułam – przebodźcowana. Brałam telefon do ręki i czułam jakbym wkładała sobie do głowy cegłę. Czułam się wewnętrznie ciężka. Powolna. Marudna. Okropna. Paskudna.
Ogólnie to ja już się nauczyłam rozpoznawać u siebie ten stan i na przykład (zazwyczaj) wiem, że powinnam zostać odizolowana od ludzi, bo inaczej zacznę ich bez przyczyny kąsać. Wpadam wtedy w tryb „bez kija nie podchodź”. Najlepiej wtedy zrobić mi kawę (albo zieloną herbatę), ostrożnie zostawić w pokoju i oddalić się na bezpieczną odległość. Albo używając jak najmniejszej liczby słów zapakować mnie do auta i wywieźć gdzieś, gdzie jest zielono i nie ma nikogo, potem położyć na trawie w cieniu i kazać patrzeć na liście drzew na tle niebieskiego nieba.

Czego introwertyk pragnie najbardziej

Introwertyk najbardziej na świecie pragnie zrozumienia. I nie chodzi tu o jakieś takie zrozumienie na poziomie molekularnego przenikania dusz – bądźmy szczerzy, takie coś zdarza się bardzo rzadko – ale o takie zwykłe zrozumienie czyjejś potrzeby. Że ktoś potrzebuje się zakopać w tej pościeli i pić herbatę z kubka, który już w sumie bardziej podchodzi pod miskę. Że czasem zaopiekować się kimś, to znaczy dać mu trochę przestrzeni i zostawić w spokoju. I to wcale nie oznacza, że zostawiasz kogoś samego sobie. W sumie to dokładnie to znaczy, ale w takim dobrym sensie.
Odkąd wyjaśniłam Mojemu, że jak przechodzę na wyższy level bycia wredną małpą, to nawet wskazane jest odsunięcie się na bezpieczną odległość i danie mi jakiejś przestrzeni. Teraz to on sam podsuwa mi, że ktoś tu chyba potrzebuje czasu tylko dla siebie. A mnie to tak zawsze rozczula, ale rozczula mnie to tak bardzo, jak rozczulają mnie dziadkowie, którzy przychodzą do mnie do pracy i proszą żebym im coś przeczytała, bo zapomnieli okularów. No ściska mnie w gardle i oczy zaczynają niebezpiecznie piec, ale siłą woli staram się trzymać ramy.

Zrozumienie. Albo wszyscy zginiemy.

Higiena psychiczna

To słowo wpadło mi do głowy, kiedy czytałam jakiś artykuł u Króliczka Doświadczalnego. To takie zgrabne określenie – higiena psychiczna. Proste i piękne.
I właśnie z takiej prostej higieny psychicznej introwertykom potrzebny jest ten czas dla siebie. Jak tego zabraknie, to wtedy zaczynają się schody. Nie wiem, może tylko u mnie objawia się to tym, że zachowuję się jak wredna małpa. (Zamiast być po prostu regularną małpą.)

Dlaczego o tym piszę? Bo mimo, że ja mam już to przepracowane i zwykle doskonale wiem, że to jest pora na małe #MeTime, to wciąż jest trochę ludzi, którzy nie wiedzą dlaczego nagle zaczynają się zachowywać jakby ich użarło w tyłek stado wściekłych os. Nagle zaczynają strzelać fochy, wszystko ich irytuje i emanują podobną aurą co chmura gradowa. Wiem, że ja długo nie wiedziałam o co mi chodzi. Już nie wspominając o tym, że nie wiedziałam dlaczego tak się dzieje.
A prawda jest taka, że dopóki nie zrozumiemy dlaczego tak mamy, to nie będziemy potrafili wytłumaczyć tego naszym bliskim i znajomym.

Nie wiem jak wy

Ale ja najczęściej ładuję baterie na spacerach. Patrzę na liście, na drzewa, w niebo. Staram się oddychać, obserwować, więcej milczeć, bardziej zaglądać co tam słychać u mnie w środku.
Kiedy próbuję się wyciszyć, to parzenie kawy czy herbaty nigdy nie jest takie jak zwykle – to jest rytuał. Niemal jakbym sporządzała sobie jakąś magiczną miksturę-lekarstwo. Ja w ogóle wtedy wszystko celebruję. Celebruję nawet leżenie i gapienie się w sufit.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na ładowanie swoich baterii?

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać