impreza w stylu introwertyka
Z pamiętnika introwertyka

Impreza w stylu introwertyka

Introwertyk na imprezie – dla niektórych to pewnie brzmi jak oksymoron. Bo przecież ktoś intro wręcz nie ma prawa czuć się swobodnie na imprezie. A jakbym Wam powiedziała, że to gówno prawda jest? Bo przecież impreza imprezie nierówna i każdemu można wedle potrzeb.

Wiecie co, ostatnio zapanowała bardzo fajna moda. Chociaż przyznam, że z początku to patrzyłam na to dość sceptycznie i przeglądając kolejne foty na Instagramie mruczałam pod nosem „co to, do jasnej cholery jest hygge”. Teraz natomiast nie mogę się przestać zachwycać tą ideą i dzielę się nią z każdym kto chce mnie wysłuchać. (Nawet jak nikt nie chce już o tym słuchać to jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza.)

Najśmieszniejsze jest to, że ja tak właściwie już wcześniej trochę uprawiałam to całe hygge. Tylko że robiłam to zupełnie nieświadomie. Teraz za to mogę robić to świadomie i sprawia mi to jeszcze więcej przyjemności.
Niektórzy pewnie już od dawna wiedzą o co cho z tym hygge, ale ci, którzy jeszcze tego nie wiedzą, to pewnie właśnie teraz zadają sobie to pytanie…

Czym do cholery jest to hygge?

Są pewne słowa, których nie da się przetłumaczyć wprost. Tak jak kiedyś Prosiaczek zapytał Puchatka jak się pisze miłość, a ten mu odpowiedział, że miłości się nie pisze, miłość się czuje.
No więc, żeby zrozumieć hygge, trzeba je poczuć. Pozwolę sobie w tym momencie zerżnąć opis wprost z tylnej okładki książki o hygge, którą napisał Meik Wiking.

Wyobraź sobie, że jest deszczowy dzień, a ty siedzisz w fotelu pod kocem i czytasz książkę.

Wyobraź sobie, że jesz kolację przy świecach z przyjaciółmi i świetnie się bawisz.

Wyobraź sobie, że siedzisz przed kominkiem z ukochaną osobą, a na zewnątrz szaleje zamieć.

To, co właśnie odczuwasz, to hygge.

Na samą myśl o tych sytuacjach ciepełko się budzi gdzieś tam w środku, prawda?
Teraz pomyślcie sobie, że Duńczycy żyją w miejscu, gdzie praktycznie cały czas jest zimno, mokro i ponuro, a mimo wszystko wciąż uparcie królują we wszelkich rankingach badających poziom szczęścia wśród różnych narodów. Logicznie rzecz ujmując nie mają powodu czuć się szczęśliwi. No dajcie spokój, ponad pół roku trwa zima, a lato też nic nie urywa.
Ale to właśnie Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie. Powodu tego fenomenu mądre głowy doszukują się w tym, że Duńczycy opanowali do perfekcji hygge. Czyli tak właściwie celebrowanie drobnych chwil radości, ciepła i przytulności jako takiej.
Całe to zimno, mrok i plucha tylko pogłębiają domowe hygge. Im bardziej beznadziejnie jest za oknem, tym przyjemniej się siedzi na parapecie, ogrzewając dłonie o kubek gorącej kawy.

Ale co to ma wspólnego z introwertykiem na imprezie?
Och, skarbie… absolutnie wszystko!

Impreza w stylu hygge

Duńczycy są przekonani, że hygge nie ma na wielkich imprezach. Nie ma go w eleganckich pomieszczeniach, błyszczących rzeczach i we wszystkim, co jest mocno nowoczesne czy wymuskane. Hygge to wszystko co przytulne, stare, domowe, a nawet rustykalne. Hygge raczej nie doświadczysz w dużym gronie ludzi. Czas spędzony najbardziej hygge jest w 3 lub 4 osoby.

Od razu przypomina mi się jak A zaprosił nas na swoje urodziny. Byliśmy tylko we czwórkę (dwie pary), każdy w dresach i swetrach. Do późnej nocy piliśmy wino, zajadaliśmy ser (a co niektórzy cały talerz marchewki), wszędzie porozstawiane były świeczki w słoiczkach po jogurtach, a my ciągle się z czegoś śmialiśmy, gadaliśmy i graliśmy w Cards Against Humanity. Wszyscy lubimy to wspomnienie. Było przytulnie, swobodnie i (teraz już wiem) bardzo hygge.

Dlatego jeśli ktoś mi mówi, że nie lubi imprez, to wiem, że po prostu jeszcze nie trafił na odpowiednią. Albo na dobrych ludzi, przy których może czuć się swobodnie.

Wewnętrzny wilk syty i owca zrelaksowana

Okazuje się, że imprezy w stylu hygge, to niewycieńczający sposób na bycie towarzyskim i zaspokojenie swojej potrzeby przynależności, kontaktu z innymi ludźmi. Niektórzy próbują być tacy fifarafa, że oni wcale nie potrzebują ludzi do szczęścia i ich męczą, ale badania wskazują, że u osób które doświadczają społecznej izolacji, aktywują się obszary w mózgu, które są aktywne również, gdy odczuwamy ból fizyczny. Nie ignorujmy samotności. Bo samotność jest najpaskudniejszym ze wszystkich wewnętrznych demonów jakie może nosić w sobie człowiek.

Więc powiem Wam szczerze, że mierzi mnie, kiedy ktoś twierdzi, że introwertyk wręcz nie ma prawa lubić imprez. Zgodzę się za to, ze mamy mniejszą tolerancję na bodźce zewnętrzne i tłoczne imprezy przeważnie budzą w nas jakiś tam dyskomfort. Może nie we wszystkim czujemy się swobodnie i dobrze, ale przecież nie jesteśmy tworem z fabryki, żeby każdy był odlany z tej samej formy i musiał się odnajdywać we wszystkim.
Bo kto powiedział, że impreza to mysi być tylko na dyskotece i najlepiej do porzygu? Imprezą może też być picie piwa z sąsiadami, skubanie słonecznika i oglądanie głupich filmików na YouTubie.

Bo nieważne jaką definicję udanej imprezy mają wszyscy inni. W tym wszystkim chodzi o to, żeby później móc się uśmiechnąć do swoich wspomnień.


Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o hygge, to polecam książkę, którą napisał Meik Wiking – Hygge. Klucz do szczęścia

 

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać