filozofia moralności
Bierz życie na klatę

Skąd wiesz co jest dobre a co złe? – czyli filozofia moralności

Gdybyśmy chcieli namalować obraz pod tytułem „Filozofia moralności”, to musielibyśmy użyć wszystkich możliwych odcieni szarości jakie istnieją w palecie barw. Tak przynajmniej ja sobie wyobrażam wszelkie dyskusje na tematy etyki i tego co jest właściwym postępowaniem. W mojej ocenie w tych tematach czerń i biel nie istnieje.

Jest taka jedna rzecz, którą uwielbiają filozofowie ds moralności (ja tak ich nazywam), a za czym nie przepadają przeciętni ludzie i przy czym strasznie się irytują – chodzi o eksperymenty myślowe. Coś, co ja uwielbiam, bo jeśli się już człowiek podejmie takiego eksperymentu, to w jego wyniku może nieco lepiej poznać samego siebie. Dzisiaj sobie trochę w ten sposób poeksperymentujemy i może dowiemy się czy bliżej nam do deontologa czy do konsekwencjalisty.

Słynny eksperyment myślowy – dylemat wagonika

 (Kobiecy głos mówiący przez megafon na peronie) – Wszystkich czytelników prosi się o poluzowanie wodzy fantazji!

Wyobraź sobie, że jesteś konduktorem kolejki miejskiej. To twój pierwszy dzień w pracy i jedziesz sobie śmiało swoim czerwonym wagonikiem w stronę wschodzącego słońca. Niestety pech chciał, że dzisiaj dostałeś uszkodzony wagonik. I to nie byle jak, bo nie działa ci to co najważniejsze – hamulec. Twój wagonik już mknie z zawrotną prędkością 90 km/h, a w polu widzenia majaczą sylwetki pięciu robotników, którzy zajęci remontem przy szynach zupełnie nie zdają sobie sprawy, że pędzi w ich stronę popsuty wagonik kolejki. Nagle uświadamiasz sobie, że przecież zaraz będziesz miał opcję skręcenia na inne tory, wystarczy tylko pociągnąć zwrotnicę. Jednak w tym samym momencie, kiedy już myślałeś, że udało ci się rozwiązać problem, widzisz sylwetkę jednej osoby, która stoi właśnie na tym nieszczęsnym torze.

No i teraz pytanie: co robisz? Ciągniesz za dźwignię zwrotnicy i zabijasz jedną osobę, a pięć przeżyje? Czy może zostawiasz tak jak było i rozjeżdżasz pięcioro robotników?
(Założę się, że znajdą się osoby, które wymyślą jakieś diaboliczne metody jak uratować wszystkich, ale na potrzeby tego eksperymentu załóżmy, że jednak nie mamy zdolności MacGyver’a ani zestawu gadżetów Batmana i musimy dokonywać takich wyborów, jakie podsuwa eksperyment.)

Zapewne większość osób szybko sobie przerachuje, że pięć bardziej się opłaca niż jeden i pociągnie za zwrotnice. I cudownie! Uff, decyzja podjęta, niech się dzieje co chce, prawda?
Zatem to doskonały moment, żeby troszkę dorzucić pieprzu do naszego eksperymentu. Wciskam guzik „replay” i cofamy się do początku.
Pędzisz, pędzisz, pędzisz. Wagonik zepsuty, na horyzoncie robotnicy (o nie!), ale jest opcja zwrotnicy (hurra!)… czekaj, czekaj… ale ta jedna osoba, co stoi na torach i nic nie słyszy, czy ona czasem nie wygląda znajomo? Tak jest, teraz widzisz, że w istocie jest to twój mąż/ żona/ dziecko/ ulubiony barista z kawiarni za rogiem (wybierz cokolwiek ci jest najdroższe).
I co teraz zrobisz? Nadal rachunek jest prosty – pięć ludzi się bardziej opłaca niż jedno, co nie?
Ups, chyba wrzuciłam Wam małpę do tego równania, która wszystko pomieszała.

Znowu wciskamy „replay”, ale tym razem stoisz na moście nad torami, gdzie doskonale widzisz pędzący wagonik z jednej strony oraz pracującą piątkę robotników z drugiej. Niedaleko od ciebie przez barierkę zagląda zaciekawiony facet, który jest naprawdę potężny (i kiedy mówię potężny, to mam na myśli, że jest potwornie gruby). Nagle sobie uświadamiasz, że mógłbyś tego gościa popchnąć tak, że spadłby prosto pod koła wagonika i może by go zatrzymał, a jeśli nie, to może jego upadek spowodowałby jakieś poruszenie, które zaalarmowałoby robotników i zdążyliby uciec z torów. (Załóżmy, że facet jest na tyle gruby, że to wszystko jest możliwe, a barierka na tyle niska i słaba, że dasz radę go wypchnąć.) 

Co robisz? Chodzi o to, że w tym równaniu znowu jest jedno życie za pięć innych, tylko tym razem musisz kogoś fizycznie popchnąć, wrzucić pod pędzący wagonik, a nie tylko pociągnąć jakąś wajchę. Kogoś, kto gdyby nie twój czyn, zupełnie nie byłby narażony na niebezpieczeństwo.
Ale zaraz, zaraz! Przecież w pierwszej wersji eksperymentu ta samotna osoba stojąca na torach też była zupełnie bezpieczna, dopóki TY nie pociągnąłeś za zwrotnicę, czyż nie?

Deontologia vs konsekwencjalizm

Filozofia moralności to szalenie zajmujący temat (przynajmniej dla mnie) i można go roztrząsać w wielu różnych kierunkach. Jednak na potrzeby tego wpisu ograniczymy się do tego jednego, chyba najważniejszego podziału oceny czy coś jest etycznie okej czy nie.

>>Kiedyś już trochę wspominałam o moralności przy okazji wpisu o tym, że jedzenie zwierząt jest moralnie niewłaściwe– obczajcie!<<<

Zaczniemy tutaj znowu od eksperymentu.
Siedzisz sobie w swoim wygodnym fotelu i czytasz książkę, wtem (!) słyszysz pukanie do drzwi. Otwierasz drzwi i twoim oczom ukazuje się wysoki facet w kominiarce, trzymający piłę motorową w ręce.
– Dzień dobry! – zagaduje uprzejmie – Trochę się śpieszę i miałem za sobą długi dzień… czy mogłaby mi pani wskazać drogę do pani dzieci?
Zapewne jeśli jesteś osobą zdroworozsądkową, to powiesz temu wariatowi, że dzieci są gdzieś na podwórku u sąsiada po drugiej stronie osiedla, a sama szybko zadzwonisz po policję.
No i niby gdzie tu ten dylemat? Jednak już taki deontolog miałby wątpliwość czy takie zachowanie jest etyczne. Bądź co bądź kłamiesz, prawda? A przecież kłamać nie wolno.

Tak w dużym skrócie deontologia zajmuje się oceną czynów człowieka i ich moralnością, a nie interesują nas wtedy konsekwencje wynikające z takiego czynu. Po prostu coś jest właściwe albo nie. Kłamanie jest złe, zabijanie jest złe, kradzież jest zła – koniec kropka, nie ma okoliczności łagodzących. Chyba nietrudno się domyślić, że to rodzi pewne trudności i wielu zarzuca deontologii brak elastyczności.

Natomiast konsekwencjalizm zajmuje się bardziej oceną konsekwencji jakie nastąpiły w wyniku jakiegoś czynu i właśnie na tej podstawie określa czy coś było moralnie właściwe czy nie. Konsekwencjaliści chętnie powiedzą, że cel uświęca środki. Sami się pewnie domyślacie, że tutaj też bardzo łatwo o nadużycia. Bo tak jak deontologii można zarzucić sztywność, to tak samo konsekwencjalizmowi można zarzucić za dużą elastyczność, która może oznaczać naginanie zasad moralnych pod swój własny użytek.

Ale skąd właściwie wiesz jakie będą konsekwencje?

Znów odpalmy machinę jaką jest nasza imaginacja i wyobraźmy sobie, że możemy się cofnąć w czasie i dajmy na to zabić Hitlera. Wspaniale prawda? Tyle istnień byśmy oszczędzili! Cudownie, tylko nadal nie mamy pojęcia jakie to spowodowałoby konsekwencje. Może wszystko pokiełbasiłoby się jeszcze bardziej i zginęłoby jeszcze więcej osób. Tego nie wiemy, prawda?

Teraz wyobraź sobie, że jesteś tą osobą, która ukrywa za regałem z książkami żydowską rodzinę. Przychodzi do ciebie czterech agentów Gestapo i pytają grzecznie czy czasem kogoś nie ukrywasz. Myślisz sobie, że przecież koszt jakim jest kłamstwo to nic, w porównaniu z życiem piątki ludzi. Proste!

Znowu klikam „replay”, a w progu stoją ci sami gestapowcy, jednak tym razem dają ci nieco inny wybór: jeśli nie znajdziemy Żydów w twoim domu, to zabijemy ciebie i twoją rodzinę (dajmy na to jest Was trójka), a jeśli nam wydasz tę piątkę Żydów, to przeżyjecie.
Co robisz?

Znowu przewijamy eksperyment do początku. Tym razem stoisz w progu na przeciw czterech hitlerowców, za regałem kryje się piątka Żydów, a ty chowasz za plecami karabin, granat czy bazookę i możesz z palcem w nosie rozwalić tych cwaniaków w mundurach. Cztery życia za pięć – chyba rachunek wygląda na korzystny, prawda?
A co, jeśli do tego równania znowu wrzucę małpę i dodam, że potomek jednego z tych hitlerowców w przyszłości odkryje lekarstwo na raka? Wyobraź sobie ile istnień dzięki temu by ocalało!
Ale tego nie możesz wiedzieć, bo przecież nie jesteś w stanie przewidzieć konsekwencji swoich działań aż tak daleko w przyszłość.

Konsekwencje mają znaczenie i wewnętrzne pobudki też mają znaczenie

Wyobraźmy sobie scenę w jakimś domu. Dzieciak ma obowiązek sprzątania swojego pokoju, ale w zamian za to mama oferuje mu nagrodę w postaci lizaka czy tam godziny na gry na tablecie (czasy się zmieniają). Dzieciak sprząta – owszem, ale czy robi to z własnej woli? Czy czasem nie robi tego tylko po to, żeby osiągnąć jakiś cel? A jeśli robi to tylko to w jakimś celu, to czy można powiedzieć, że przestrzega jakiegoś „kodeksu” i postępuje właściwe?

Widzicie, to samo wiele razy nurtowało mnie przy okazji chrześcijan i ich dekalogu. Wiele osób mówi, że gdyby nie było religii na świecie to panowałby chaos, bo już nikt nie bałby się, że trafi do piekła za nieprzestrzeganie przykazań. Mam wątpliwości. Czy czasem nasze wewnętrzne poczucie moralności nie powinno być niezależne od dekalogów, dekretów i kodeksów? Czy jeśli nie zabijasz, bo bóg tak powiedział, a nie dlatego, że to zwyczajnie jest złe, to jest to trochę taki oportunizm?
Skoro istnieją ludzie niezwiązani z żadną religią i nie są wcale moralnie zepsuci, to może jednak jakoś obeszłoby się bez wszechobecnego religijnego kompasu etycznego?

Rousseau powiedział, że nie można sądzić niewolnika, który zamordował kogoś z polecenia swojego pana, bo wewnętrznie może wcale nie chciał tego zrobić, ale niejako nie miał innego wyjścia. Jest to niewątpliwie ciekawa myśl.
Jeśli w czasach średniowiecznych nie kradłeś koni tylko dlatego, bo król groził powieszeniem każdego kto to zrobi, to czy w ogóle można wtedy mówić o twoim moralnym rozwoju? Czy może jednak niedorozwoju, hm?

Według buddyzmu mahajany, te ich nakazy i ścieżki postępowania są przeznaczone dla osób, które są w pewnym sensie niedorozwinięte duchowo. Bo człowiek z pełni wykształconą wrażliwością na inne żywe istoty, sam stara się żyć z nimi w zgodzie i żadne wytyczne nie są mu potrzebne.
Interesująca koncepcja.

Współczesny eksperyment myślowy

Wydawałoby się, że eksperymenty myślowe w postaci dylematów moralnych Immanuela Kanta czy Jean-Jaques Rousseau, są już passé. A jednak w naszej debacie publicznej co rusz pojawia się jeden, bardzo istotny dylemat moralny naszych czasów: aborcja.
Kto z nas nie przeprowadzał eksperymentu myślowego pod tytułem ” co by było, gdyby to mnie spotkało…?”. Szczerze mam nadzieję, że każdy z Was się nad tym zastanawiał. Jednak większość osób nie chce nawet o tym myśleć, bo nawet w wyobraźni jest to dla nich tak straszne i trudne do rozważania.

Czy aborcja to morderstwo? Kiedy można mówić o zabijaniu? W którym momencie płód staje się dzieckiem? Czy życie z wrodzoną wadą jest lepsze od przysłowiowego „spuszczenia w kiblu”? Czy dziecko poczęte z gwałtu lepiej jest urodzić i oddać do domu dziecka? Jeśli ciąża zagraża mojemu życiu, to co jest ważniejsze – moje życie, czy życie dziecka?
Nie wiem jak Wy, ale ja w tym wszystkim widzę same odcienie szarości i ani skrawka czerni czy bieli. Nie miałabym odwagi mówić komukolwiek co jest moralnie właściwe w tej kwestii, a co zupełnie niedopuszczalne.

Dlatego wiele osób powołuje się na kodeks moralny poszczególnej jednostki, której ten dylemat dotyczy. Że nie można jej narzucać co ma robić, że tego wyboru musi dokonać sama. Tylko czy naprawdę możemy ufać komuś, kto ma zasady moralne wykształcone na zasadzie DIY? W sensie chyba nie powierzylibyście swojego zdrowia chirurgowi, który uczył się jak ciąć ludzi z kilku książek i to wszystko. Albo nie wsiedlibyście do samolotu, który pilotuje ktoś, kto leci nim ledwie trzeci raz. Oczekiwalibyście od nich tysięcy wylatanych godzin i tyle samo odbytych na dyżurze na oddziale chirurgii, prawda? Więc jak można ufać komuś, kto swoją moralność opiera na jednej książce (na przykład Biblii czy Koranie)? Czy nie lepiej zaufać komuś, kto zbadał temat dogłębnie i zmierzył się z tymi wszystkimi trudnymi dylematami?

Imperatyw kategoryczny

Ostatnią rzeczą, którą chcę tu jakoś wrzucić do naszego kociołka moralności, to jedna z bardziej znanych myśli Kanta – imperatyw kategoryczny. Chodzi w tym głównie o to, że jeśli masz wątpliwość czy należałoby w jakiś sposób postąpić, to powinieneś sobie wyobrazić jakby to stało się wszechobecnym prawem. Już tłumaczę o co tak właściwie w tym chodzi.

Znowu musisz sobie coś wyobrazić. Tym razem stoisz przed sklepem, dopijasz butelkę wody, a następnie po prostu ją rzucasz na chodnik tam gdzie stoisz. Twój czyn sprawia, że na całym świecie panuje prawo, że każdy może rzucać śmieci gdzie chce. Czy chciałbyś, żeby tak wyglądał świat? Nie? Zatem twoim moralnym obowiązkiem jest znalezienie śmietnika i wrzucenie do niego pustej butelki.
Dlatego też Kant stwierdziłby, że kłamanie jest z zasady złe. Bo czy chciałbyś żyć w świecie, gdzie wszyscy kłamią? Przecież nie bylibyśmy w stanie nikomu zaufać ani niczemu uwierzyć! Chcesz tego? Chcesz???
I właśnie dlatego Kant mógłby mieć już pewien dylemat moralny w związku z okłamaniem tego bandziora w kominiarce, który chce dopaść jego dzieci.

Odkąd poznałam imperatyw kategoryczny, to sama często się nim posługuję w moich drobnych rozterkach dnia codziennego. Jednak czasem w innym kierunku. Na przykład kiedy się zastanawiam czy powinnam się tak męczyć i brać w sklepie warzywa luzem, bo znów zapomniałam swojego woreczka? [Wyobrażam sobie, że teraz skoro ja wzięłam warzywa luzem, to wszyscy inni robią tak samo – tak, w takim świecie mogłabym żyć]. To samo z targaniem swojej wody w bidonie, zamiast kupowania na miejscu butelkowanej.
Może to jest trochę głupawe, ale jednak mi pomaga. Szczególnie wtedy, gdy zastanawiam się czy w ogóle warto… I wtedy słyszę w głowie kategoryczne: tak, warto!

***

Etyka i moralność to ani łatwy, ani prosty temat. Głównie dlatego, że nie ma tutaj spraw czarno-białych, tylko wciąż trzeba się posługiwać odcieniami szarości. Jednak tak sobie myślę, że jest to temat cholernie ważny, który niestety pojawia się zazwyczaj w dyskursie na tle religijnym. Bo skąd przeciętny człowiek dowiaduje się co jest dobre a co złe? Raczej nie z lekcji etyki, a prędzej z lekcji religii. A szkoda, bo to bardzo ogranicza.


Photo by Johannes Plenio on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać