etapy związku
Damsko-męskie

Etapy związku

Miłość ma to do siebie, że ewoluuje. Skoro my się zmieniamy, to ona również zmienia się z nami. Można żyć w ciągłym zaprzeczeniu i nieustannie spoglądać wstecz. Ale można też godnie się ustabilizować. Zaakceptować to, że inaczej wcale nie znaczy gorzej. 

Siedzieliśmy w kuchni. A pił wódkę i popijał ją piwem, a ja wyjątkowo grzecznie piłam tylko herbatę. Wiecie, zakochał się chłopak i to tak konkretnie wpadł po same uszy. Chodzi naćpany szczęściem i mimowolnie nagle zaczyna chichotać albo się uśmiechać nie wiadomo do kogo. Siedzimy, pijemy – każde co innego i z różnych powodów. Patrzę na niego, na te wszystkie odcienie emocji, które przeskakują mu przez twarz, czytam te wszystkie niedomówienia, urwane zdania… i zalewa mnie nostalgia. A mówi, że teraz nareszcie rozumie. Rozumie jak się czułam, kiedy poznałam Swojego i unosiłam się nad ziemią, i uśmiechałam się nagle i nieoczekiwanie do jakiejś myśli, i byłam tak szczęśliwa jak jeszcze nigdy wcześniej. Słucham go w milczeniu i obracam w dłoniach kubek z resztką herbaty, wreszcie mówię:
– Wiesz, patrzę na ciebie i widzę siebie. Widzę sam początek i to wszystko co teraz przeżywasz ja też przeżywałam. Od tego łapie mnie taka melankolija… – mówię jak ten Megamocny z bajki i oboje się do tego uśmiechamy.
– To mija, prawda? – pyta wreszcie i od razu dodaje – To zakochanie. Bańka w końcu pęknie.
Myślę chwilę.
– Nie tyle mija, co się zmienia i ewoluuje. Później to nie jest to samo uczucie, które było na początku. To nie jest już wszystko trawiący ogień i szał. Jest za to bardziej stabilnie. Jest więcej przyjaźni, zaufania i troski. Bo wiesz jak to mówią: zakochanie czasem się przytrafia, jak niekontrolowana erekcja, natomiast cała reszta co dzieje się później – to już jest kwestia wyboru.

Zobaczcie sami

Właśnie tamtego wieczoru uświadomiłam sobie, że nie wiadomo nawet kiedy, wskoczyłam na kolejny level. A prawda jest taka, że od stabilizacji przerażają mnie bardziej już chyba tylko ślimaki. Długo podchodziłam do tego jak ten pies do jeża, ale w końcu udało mi się jakoś to oswoić. Nawet nadałam temu autorskie określenie – „godna stabilizacja”. I w ten właśnie oto sposób postanowiłam się godnie ustabilizować.

Bo wiecie, widzę jak moi znajomi się rozstają z różnych powodów i na różnych etapach związku. Są też tacy, którzy są w długoletnich relacjach i nawet są szczęśliwi. Zaczęłam się im przypatrywać, zaczęłam obserwować też siebie i stwierdziłam, że jest w tym wszystkim jakiś wzór. Czytałam kiedyś etapy ewoluowania miłości z psychologicznego punktu widzenia, ale to było dla mnie dość skomplikowane i zbyt profesjonalne. Więc uprościłam to sobie.

Praktycznie na każdym etapie można się rozstać i założę się, że każdy z Was będzie w stanie sobie przywołać z odmętów pamięci jakieś pary, które utknęły w pułapce któregoś z etapów i padły. Nie bądźcie nimi.

Etapy związku

Etap #1. Bańka

To jest etap, w którym jesteście tylko Wy – szczelnie zamknięci w bańce mydlanej, do której nie przenika zło tego świata. Poznajecie siebie nawzajem i chłoniecie siebie jak biszkopt likier. Ciągle Wam mało i wydajecie się nienasyceni. Nie ma jeszcze żadnych znajomych, których można by nie lubić, ani członków rodziny, których ciężko tolerować. W zasadzie nie ma nic i nie widzicie nic, oprócz oczywiście siebie nawzajem. To jest faza zakochania, zauroczenia i bezwładnego opadania w miłość.

Etap #2. Pierwsze rozczarowania

To jest moment, kiedy bańka pęka i do Waszego świata wdziera się świat zewnętrzny. W miarę jak się poznajecie, zaczynają wychodzić na wierzch pierwsze wady i pojawiają się pierwsze rozczarowania. Wtedy człowiek powinien zadać sobie podstawowe pytanie: „Czy będę w stanie z tym (wstaw dowolnie) wytrzymać?”. Nie ma co się łudzić, że ktoś się dla nas zmieni. Ba, my wręcz nie możemy tego oczekiwać. Tak się po prostu nie robi i to jest podstawa podstaw.
Zatem powoli zsuwają nam się z nosa różowe okulary, ale i tak jeszcze zatrzymują się na samym czubku nosa. Bo wierzymy, że razem damy radę.

Etap #3. Docieranie

To taki etap, w którym okulary wielokrotnie lądują na ziemi, czasem zostają zdeptane i porysowane, ale my wciąż uparcie wciskamy je sobie na nos. Może i są po przejściach, ale co z tego. Teraz mają za to więcej charyzmy!
W wyniku tych rozczarowań zaczynają się kłótnie, sprzeczki i różnice zdań. To jest dość kluczowy moment i powiedziałabym nawet, że jest to swego rodzaju chrzest ognia. Albo to przetrwacie, albo nie.
W miarę jedzenia z kimś tej beczki soli można poznać całą paletę barw charakteru drugiej osoby i to w odcieniach dalekich od różu. Ale to dobrze, bo ostatecznie biorąc kogoś, powinniśmy go brać dokładnie takim jakim jest – czyli również w zestawie z tymi paskudnymi kolorami.

Etap #4. Stabilizacja

Uff, w końcu meta, finał, finisz. Najgorsze za nami i w końcu możemy się cieszyć spokojem, prawda? Nic bardziej mylnego. To jest najcięższy etap, bo najdłuższy. To jest prawdziwy maraton wśród etapów. Wcześniejsze fazy mają jeden wspólny mianownik: emocje. Na początku te oblane cukrem i brokatem, a później te bardziej pieprzne i pikantne. Ale to nic nie szkodzi, że inne. Chodzi o to, że ciągle coś się dzieje. Czasem cały Wasz świat staje nagle na krawędzi noża i nie wiadomo czy poleci w te, czy może jednak we wte. A tutaj nagle zapada spokój, sielanka, stabilizacja. Na początku jest to wytchnieniem, ale z czasem przeistacza się to w zwyczajną… nudę.
I właśnie cały trud tego etapu polega na tym, żeby nie było nudno. Żeby być szczęśliwym człowiekiem w związku. Tak wiecie, na dłuższą metę.
Pamiętacie jak na W-Fie nauczyciel nie pozwalał rzucić się na trawę i po prostu leżeć po męczącym biegu? Zamiast tego kazał nam chodzić, bo jak się wyłożymy to już nie będziemy mogli się ruszyć. W związku jest tak samo. Praca nad tym jest nieustanna i nie można tak po prostu z ulgą się legnąć w trawie. Trzeba się na nowo zakochiwać, przypominać dlaczego właśnie ten człowiek nam wpadł w oko wśród tylu innych człowieków.
Bo jeśli w tym miejscu odpuścicie, to koniec końców się rozstaniecie. Przypniecie sobie łatkę z napisem: „wypaliło się”. Wypaliło się, bo zapomnieliście do tego ognia podkładać. Fajniej było wyłożyć się na trawie, nie?
Ten, kto kiedykolwiek rozpalał w piecu, ten wie, że to wcale nie taka prosta sprawa utrzymać dobry ogień przez cały dzień. Trzeba chodzić, podrzucać, sprawdzać, otwierać, zamykać, czasem trochę poprzeklinać.
Nic się samo z siebie nie pali. No chyba, że lasy w Australii.

***

Jest takie określenie jak „godnie się zestarzeć”. Czyli pozwolić sobie na zmarszczki i to, że ciało się zmienia – trochę bardziej nas ogranicza, niż daje możliwości. To nie oznacza, że człowiek powinien się zaniedbać w imię natury. Skąd! Po prostu może niekoniecznie trzeba żyć w ciągłym zaprzeczeniu. Że starość to nas wcale nie dotyczy.
Myślę, że w związku tak samo można się „godnie ustabilizować”. Nie robić awantur, że on już nie kocha tak jak na początku i w ogóle to już nie jest to samo. Oczywiście, że nie jest. Ale nie ma co patrzeć na to w kategorii: teraz jest gorzej. Bo nie jest gorzej. Jest po prostu inaczej.

 


Photo // unsplash.com

 

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać