szpilki czarno białe zdjęcie
Bierz życie na klatę

Dzień Szpilek – o co chodzi z tą aferą?

Kocham rozprawiać o moralności, bo jest to temat, który powoduje swędzenie w mózgu i czasami przyprawia o zwarcie na neuronach. Etyka to nie jest prosty temat, bo i świat przecież prosty nie jest. W dodatku im bardziej próbujemy rozkminić czy coś jest dobre czy złe, to tym więcej elementów układanki się pojawia i kończy się na tym, że mamy jeszcze więcej wątpliwości niż na początku.

Jakiś czas temu była taka akcja pod tytułem „Dzień Szpilek” urządzona przez ekskluzywny sklep z butami. Oczywiście lepiej byłoby temat ruszyć widelcem, kiedy był świeży jak średnio wysmażony stek wprost ściągnięty z patelni. Ale po co, śpieszy nam się gdzieś? Podziabajmy jeszcze trochę tej padliny, której inni nie rozszarpali do końca.

Po pierwsze: seksizm

Generalnie na tą akcję składa się kilka ruchomych kawałków układanki. Po pierwsze akcję zainicjował sklep Moliera2 – kojarzysz? Ja nie bardzo, dopóki przez znajomych nie zalała mnie fala zdjęć szpilek i hasztagu DzieńSzpilek. A później sobie przypomniałam, że widziałam ich reklamę w postaci gigantycznego billboardu na przeciwko przystanku we Wrocławiu z jakimś seksistowskim hasłem: „szczęśliwa żona, to szczęśliwy mąż – dlatego nowe buty kupuję z myślą o nim”. Takie trochę to obrzydliwe moim zdaniem, no bo wiecie, ciągle to zasrane założenie, że kobiety ubierają się z myślą o facetach, co między innymi prowadzi do chorego przeświadczenia, że jeśli są gwałcone, to znaczy, że same się prosiły ubierając chociażby szpilki. No bo wiesz, w końcu kupiłaś je z myślą o nim.

Po drugie: nie ma nic za darmo

Zatem akcja polegała na tym, że masz udostępnić zdjęcie w szpilkach albo samych szpilek i opatrzyć to odpowiednim hasztagiem, a później sklep to sobie zliczy i za każde zdjęcie ZGODNE Z REGULAMINEM TEJ AKCJI przekażą 2 złote na Przylądek Nadziei. W sumie spoko akcja, nie? Nie musisz kupować szpilek, wystarczy, że wytargasz z szafy jakieś tanie jeszcze z czasów liceum i wrzucisz fotę i w ten oto sposób – żadnym własnym kosztem – wspomożesz dzieci chore na raka.
Tylko, że nic nie ma za darmo. W dzisiejszych czasach, jeśli coś jest za darmo, to znaczy, że TY jesteś produktem.

Zabawne jest to, że tak często widownia zarzuca swoim ulubionym twórcom, że się sprzedali. Kiedy w rzeczywistości twórcy sprzedali ich, swoich widzów – ich uwagę, czas i zaangażowanie. Warto mieć to zawsze na uwadze.

Co zyskała na swojej akcji Moliera? Oczywiście turbo zasięg – teraz o wiele więcej osób będzie miało w świadomości istnienie takiego sklepu jak Moliera2. Zasięg to też jest coś, co się kupuje normalnie za pieniądze na przykład na Facebooku – wiem, bo też kilka razy płaciłam za to, żeby FB promował moje posty i żeby docierały do większej liczby osób. Zatem Moliera jedynie potrzebowała iskry, która później zamieniła się w pożar, który rozlał się po internetach i sam siebie nakręcał. Bo wiecie, w końcu, jeśli nie dołączysz do akcji, to jesteś jednak trochę bez serca – nie chcesz pomóc dzieciom chorym na raka, nawet jeśli nie kosztuje cię to ani jednej złotej monety.

I wtedy wchodzę ja, cała na czarno i z wielkimi rogami niczym Czarownica i mówię, że ja w tym udziału brać nie będę, bo mi tu coś śmierdzi (ale może to jestem ja, bo w końcu jestem zepsuta).
Zatem dotarliśmy do najlepszej części tego wszystkiego – etycznej rozkminy.

Po trzecie: pomaganie dobrze wygląda

Z perspektywy tej firmy – moim skromnym i mało znaczącym globalnie zdaniem – to co zrobiła było mało etyczne. Jeśli chcieli pomóc dzieciakom, mogli po prostu wpłacić ten hajs i pewnie w zamian dostali by jakiś baner, tekst czy cokolwiek mówiące „Wspiera nas TA FIRMA”, ale nie oszukujmy się, do kogo by to dotarło? Może kilka osób zainteresowanych Przylądkiem Nadziei miałoby w świadomości, że Moliera jest taka dobroduszna i wspiera chore dzieci. Ale przecież można wesprzeć dzieci i coś na tym zarobić, nie? Zresztą prawie żadna firma nie robi akcji charytatywnych tak zupełnie bez podtekstów marketingowych albo PR-owych. Ale sam fakt, że jest to działanie powszechnie, jeszcze nie oznacza, że jest to działanie zupełnie w porządku.

Ocenę takiego postępowania marek i firm pozostawiam Wam, moje zdanie znacie i ono absolutnie nikogo nie zobowiązuje do niczego. W kontekście etyki są dwie perspektywy, z których można spojrzeć na tę akcję.

Podejście utylitarne

Jest zapewne lwia część osób, która uważa, że to nie ma znaczenia, że Moliera nachapała się zasięgów, jeśli dzięki temu kupa kasy wpadnie na cele charytatywne. Jest to doskonały przykład podejścia „cel uświęca środki” – czyli dobry, stary utylitaryzm: miarą słuszności postępowania jest użyteczność jego skutków.

W myśl tego podejścia nie każde kłamstwo jest złe, jeśli jest powiedziane w dobrej wierze. Odwieczny dylemat: czy powiedzenie partnerowi/partnerce o zdradzie jest moralne, skoro ta wiedza ją/jego tylko skrzywdzi?

Podejście deontologiczne

Część osób stwierdzi, że oczywiście, że to ma znaczenie i dobry skutek nie niweluje wątpliwych działań – cel wcale nie uświęca środków.

I znowu opierając się na przykładzie kłamstwa przywołam eksperyment myślowy Kanta. Jeśli założymy, że kłamstwo jest zawsze złe, to co zrobimy, kiedy morderca zapuka do naszych drzwi (z siekierą w ręce, cały uwalany we krwi poprzedniej ofiary) i zapyta czy jest w domu mąż/żona/dziecko, bo chciałby mu/jej coś odrąbać? Według zasady, że kłamstwo jest zawsze złe, powinniście odpowiedzieć zgodnie z prawdą – że są w pokoju obok. Ale jak wiemy, raczej każdy powiedziałby, że akurat zabójca się z nimi minął i posłalibyście go w zupełnie innym kierunku.

Według tego podejścia o zdradzie też zawsze powinno się powiedzieć, nawet jeśli to spowoduje cierpienie.

Ci co wiedziedzieli i ci, co nie wiedzieli

Myślę, że w tej akcji wzięło udział sporo osób, które przystąpiły do niej zupełnie nieświadomie i na fali „bo wszyscy inni biorą udział, więc musi być legitne” – nie zdając sobie sprawy, że to wcale nie jest takie darmowe, a przynajmniej nie w konwencjonalnym ujęciu. Albo nie będąc świadomym pokracznej kampanii reklamowej, która jest wbrew ich światopoglądowi (oczywiście nie wszystkich ona uraża, blablabla).

Natomiast druga część ludzi była zupełnie świadoma tego „ukrytego kosztu”, ale wzięła w tym udział, bo cel uświęca środki. Koniec końców kasa pójdzie na chore dzieci.

***

Nie wiem co jest bardziej etyczne i jestem pewna, że każdy będzie miał inne zdanie. Przede wszystkim nie oceniam moralności osób, które wzięły w niej udział – z pewnością nikt nie zrobił tego z nikczemności. Bardziej interesuje mnie czy takie działania marek i firm jest w porządku?
Tematy dotyczące moralności bardzo rzadko mieszczą się w skali „czarne – białe”, a dużo częściej istnieją jednocześnie w wielu miejscach na skali szarości. To, że ktoś poddaje coś w wątpliwość, nie oznacza, że uważa się za moralnie wyższą istotę. To oznacza, że po prostu ma wątpliwość.


Photo by Inja Pavlić on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać