Czy tylko mi się wydaje totalnie chamskim, żeby pod czyjąś wypowiedzią dodać jedynie komentarz w stylu „nie prawda pisze się osobno”? Czy tylko ja traktuję to jako potwarz i mam ochotę użyć mocy i udusić telepatycznie daną osobę kablem od internetu?
Na grupie dla blogerów¹ (którą przypadkowo objęłam we władanie) ocenialiśmy pewnego bloga. Jedna dziewczyna w odpowiedzi na komentarz oceniający bloga miała jedynie do powiedzenia, że CZCIONKA ELEKTRONICZNA nazywana jest FONTEM. A kiedy śmiałam się nie zgodzić – bo „font” po angielsku znaczy tyle co „czcionka”, więc nawet mówiąc po angielsku to jest wciąż to samo – w odpowiedzi usłyszałam jedynie, że powinnam poluzować gumę (?) czy coś.
I dopiero wtedy szczerze się wkurzyłam.
Bo moje gumy są wystarczająco poluzowane.
Po prostu nienawidzę i doprowadza mnie do zajebiście szewskiej pasji czyjaś ignorancja. Za każdym razem mam ochotę się rzucić przez stół i zacząć dusić taką osobę.
Bo takie komentarze są oznaką braku jakiegokolwiek szacunku do drugiej osoby. Jeśli nie masz nic do powiedzenia odnośnie tematu rozmowy, to chociaż daruj sobie te kretyńskie przytyki na temat czyichś błędów językowych. Bo co to ma wnieść? Chcesz wykazać się wiedzą? Chcesz tylko pomóc? Bo może ktoś nie wie? Super, świetnie – tylko, że to są właśnie dobre rady, o które nikt nie prosi.
Kiedyś już pisałam o tym, że czasami musimy pozwolić innym popełniać swoje własne błędy, a teraz piszę o tym, żeby nauczyć się SŁUCHAĆ i CZYTAĆ drugą osobę. Ale nie słuchać tylko po to, by w przerwie na oddech wtrącić swoje zdanie albo wytknąć czyjeś. Ale żeby rzeczywiście wysłuchać co ma do powiedzenia druga osoba, przetworzyć to w głowie i wtedy się do tego odnieść.
Wersja analogowa
Zapraszam do siebie koleżankę i rozmawiamy przy kubku gorącej kawy. Opowiadam jej o moich obawach, nadziejach i myślach, które nie dają mi spokoju. A ona zamiast odnieść się do tego, o czym do niej właśnie mówiłam, wtrąca totalnie znikąd, że moja składnia ma wiele do życzenia i w ogóle początek był dobry, ale wnioski fatalne.
Ja tu duszę wylewam i się otwieram jak puszka paprykarza szczecińskiego, a ona jedynie jest w stanie merytorycznie skomentować moją wypowiedź pod względem językowym. Przecież nie oczekiwałam, żeby czerwonym długopisem powytykała mi błędy w składni, ale żeby zrozumiała sens, przeczytała między wierszami.
Żeby nie widziała tylko liter, zasad ortografii i interpunkcji, ale także człowieka, który te litery układa i co chce tymi literami powiedzieć.
Skoro w rzeczywistości analogowej jest cholernie nie na miejscu takie wyrywanie się z komentarzem znikąd, to tak samo jest w rzeczywistości wirtualnej. Tak się zwyczajnie nie robi.
***
Tak samo jest na tym blogu. Jeśli po przeczytaniu całego tekstu, jedyne co masz mi do napisania, że zrobiłam jakiś błąd, to jest mi cholernie przykro. Przykro mi, że nie jesteś w stanie użyć opcji komentuj w przypadku innych przemyśleń, ale od razu z niej korzystasz, gdy tylko znajdziesz błąd na stronie.
Photo by Pineapples // unsplash.com