dlaczego warto pisać pamiętnik
Bierz życie na klatę

Dlaczego warto pisać pamiętnik

Moja przygodna z pamiętnikiem zaczęła się bardzo dawno. Oczywiście na początku pisałam badziewiaste notatki o chłopakach z klasy i wkurzających koleżankach, ale był jeden moment, który zupełnie odmienił… w sumie to mnie całą.

To było w podstawówce. Na języku polskim dostaliśmy jako zadanie domowe napisać kartkę z pamiętnika. Pamiętam jak siedziałam wieczorem przy biurku z pustą kartką przed sobą, z długopisem w dłoni i gapiłam się w ścianę. Zastanawiałam się o czym mogłabym napisać. Za ścianą usłyszałam jak moja mama rozmawia z moim najstarszym bratem – wtedy już jeździł na chemioterapię i odpoczywał po kolejnej serii naświetlań czy czegoś równie dziwnie brzmiącego dla trzynastolatki. I zaczęłam o tym pisać. Nie pamiętam dokładnie co napisałam, ale wiem, że było o tym co czuję – o strachu, bólu i stanie ciągłej niewiedzy jak to naprawdę z nim jest i tą jego tajemniczą chorobą. A na końcu pisania już po prostu płakałam.
To była chyba pierwsza szkolna praca w jaką włożyłam naprawdę kawałek siebie.

Po kilku dniach nauczycielka przy całej klasie stwierdziła, że generalnie wszystko co napisaliśmy to było jedno wielkie G. Oprócz jedynej pracy, która trafiła w sedno tego, o co w tym wszystkim chodziło. I zapytała mnie czy może przeczytać co napisałam całej klasie, żeby wiedzieli jak to powinno wyglądać. Nie wiem dlaczego, ale zgodziłam się (może po prostu to było spowodowane szokiem, że pierwszy raz w życiu okazałam się być w czymś wyjątkowo dobra, lepsza niż cała reszta klasy).

Moje początki też były fatalne

Od tamtej pory zaczęłam prowadzić pamiętnik. Był beznadziejny. Moje wpisy nie przekraczały długości jednej strony od zeszytu, a często nawet mniej. Pisałam o durnotach i nawet kiedy mój brat zmarł, to nie poruszyłam w pamiętniku głębiej tego tematu. Teraz wiem, że wtedy prześlizgiwałam się jedynie po powierzchni i nie pozwalałam sobie na wtykanie pióra w rany, żeby je rozgrzebać i pisać właśnie tym bólem.

Parę miesięcy później odkryłam Dziennik Bridget Jones i tym samym poznałam zupełnie nową formę prowadzenia pamiętnika. To był kolejny przełom – zaczęłam pisać w formie strumienia myśli. Niektóre wpisy oddzielały minuty (zaczęłam zaznaczać czas pisania poszczególnych akapitów/myśli), niektóre były głupie, inne zabawne, a jeszcze inne pełne emocji. Ale były przynajmniej jakieś.

Przestałam się też bać, że ktoś przeczyta moje zapiski. Nawet dałam do przeczytania mojej ówczesnej przyjaciółce ten pierwszy zapełniony notes. Nie wiem po co. Ale chyba dzięki temu też przełamałam w sobie ten lęk, że nie wiadomo co się stanie, jeśli ktoś przeczyta moje (nieraz już przeterminowane) myśli. Ale o jakiś fragment miałyśmy sprzeczkę, więc postanowiłam już nigdy nikomu nie dawać ich do czytania, bo po prostu czasem ten inny punkt widzenia potrafi ludzi ranić.
A jeśli ktoś sam się natknie i przeczyta? No to już jest na jego własną odpowiedzialność. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej tego nie robić, bo więcej z tego bólu niż pożytku -kiedyś też z ciekawości przeczytałam w czyimś pamiętniku coś, co później prześladowało mnie bardzo długo. Zresztą nadal prześladuje. Dlatego teraz możecie zostawić mi swój pamiętnik otwarty na stole, a ja nawet nie zerknę.

Pisanie terapeutyczne

Od lat wiem, że to moje pióro i ten zmieniający się z roku na rok notes robią robotę. Po prostu to wiedziałam po sobie i choć wiele razy próbowałam przekonać znajomych, którzy mieli problemy z otworzeniem się przed innymi, żeby na początek dali szansę kartce papieru, to najczęściej kwitowali to skrzywieniem. Nie wiem w którym momencie prowadzenie dziennika/pamiętnika stało się czymś… żenującym.

Przeprowadzono nawet badania, które udowodniły, że pisanie pamiętnika może mieć właściwości terapeutyczne. Oczywiście nie zastąpi prawdziwej psychoterapii ze specjalistą czy farmakoterapii, ale może być doskonałym uzupełnieniem albo po prostu punktem wyjścia dla rozbudowania samoświadomości.

Dlaczego to działa?

Kiedy musisz opisać coś, co ci się przydarzyło, to musisz jednocześnie jakby trochę wyjść z siebie i opisać swoje emocje z boku. To pozwala uzyskać inną perspektywę na zdarzenia i przede wszystkim zdystansować się od kanonady uczuć. (Zresztą to jest jedna z technik medytacji – przyglądanie się sobie niczym mucha przyklejona do ściany.)

Zauważ, że kiedy jesteś zły, to po prostu masz wrażenie, że cały ty jesteś tą złością. A teraz wyobraź sobie, że musisz komuś opisać jak się czujesz. Zapewne będziesz musiał na chwilę się od siebie odsunąć i zrobić mały skan swoich emocji, później odszukać odpowiednich epitetów, porównań, metafor, które najlepiej oddadzą, to co dzieję się u ciebie w środku. I w ten oto sposób przestajesz być poszczególnymi emocjami, a stajesz się podmiotem, który jedynie ich doświadcza. Niby różnica jest subtelna, a jednak biorąc pod uwagę szerszy obrazek to ma dość spore znaczenie czy powiesz „jestem zły”, czy może jednak „czuję złość”.
Nie jesteśmy swoimi emocjami. Jesteśmy ludźmi, przez których przewalają się plejady emocji zupełnie jak chmury przez niebo – przez chwile są, żeby zaraz zwyczajnie zniknąć za horyzontem.

A poza tym to kartka papieru jest niezwykle cierpliwa i z pewnością nie będzie cię w żaden sposób osądzać. Papier przyjmie wszystko. A kiedy przerzucisz swoje myśli na papier i mimo, że nie wypowiedziałeś ich na głos, to i tak one opuściły twoją głowę, więc przestaną się kisić i nieustannie fermentować wewnątrz.

Jak pisać, żeby to rzeczywiście pomogło?

Po pierwsze: najlepiej pisz jak leci.

Po prostu przelewaj strumień myśli, nie zastanawiaj się zbyt wiele, nie zwracaj uwagi na interpunkcję, na gramatykę, na błędy ortograficzne ani na kształtne brzuszki liter. Dopiero kiedy nie będziesz wiedzieć jak coś ująć i trafnie opisać, to zatrzymaj się na chwilę i zastanów się nad tym, zrób wewnętrzny skan i później opisz to, co znalazłeś.

Po drugie: nie bój się.

Wiem, że na pewno będziesz się bać rozgrzebywać piórem dawno zasklepione blizny i z pewnością będziesz się bać, że twoja pisanina może wpaść w nieodpowiednie ręce. Ale notes możesz nosić zawsze przy sobie w torbie czy plecaku, albo wcisnąć go gdzieś za szafę, gdzie nikt nie zagląda, albo w skrajnej obawie możesz po prostu palić to, co napisałeś. Jednak niekiedy (szczególnie na początku) dobrze jest po jakimś czasie wrócić do swoich zapisków i się z nimi zmierzyć. Gwarantuję ci, że poczujesz jakbyś czytał słowa napisane przez kogoś zupełnie innego. To jedno z najdziwniejszych wrażeń, ale jest szalenie cenne – uświadamia nam, że wciąż podlegamy zmianie i przede wszystkim nasze emocje podlegają ciągłej ewolucji.

Po trzecie: bądź ze sobą szczery.

Bo jeśli nie możesz być nawet szczery wobec kartki papieru, to co ci pozostało w takim wypadku? Wiem, że to brzmi co najmniej niepokojąco, ale uwierz mi, że warto. Naprawdę warto czasem wsadzić rękę w swoje flaki, trochę pogmerać, wyciągnąć jakiś bebech i rozsmarować go na kartce papieru. Trochę makabryczna metafora, ale dla mnie właśnie takie jest pisanie pamiętnika. Wbrew temu co niektórym przychodzi na myśl kiedy mówię, że prowadzę pamiętnik, to wcale nie są misie, to nie są kwiatki i skaczące po pachnącej łączce jednorożce. Niestety. Dlatego nie bój się utytłać w tych brzydkich rzeczach, które nosisz w sobie. Koniec końców, chyba lepiej to paskudztwo z siebie wyrzucić, prawda?

***

Teraz jak tak patrzę wstecz, to nie wyobrażam sobie siebie nie piszącej wieczorami w notesie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w dużej mierze to jak patrzę na świat, to jak go interpretuję i wreszcie to jak Wam to wszystko przekazuję, wynika właśnie z tego, że kilkanaście lat temu zaczęłam pisać pamiętnik. Że któregoś wieczoru wyrzuciłam z siebie strach przed stratą brata na kartkę papieru, a ktoś zupełnie obcy odnalazł w tym jakąś wartość. To tak jakby odnaleźć kamień filozoficzny, który zamienia twoje ołowiane uczucia w czyste złoto.


Photo by Brad Neathery on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać