MacBook
Lifestory

Dlaczego nie kupię MacBooka

Im bardziej wszyscy się nakręcają na maki, tym bardziej ja się zapieram i go nie chcę. Chociaż skubaniec ładny jest. Ale nie, bo nie.

Pierwszy raz miałam okazję skorzystać z MacBook’a na warsztatach, na które to nie chciałam targać mojego już pięcioletniego laptopa, który waży tyle co konkretny worek ziemniaków. Więc dostałam to srebrne smukłe cudo do rączek i starałam się pamiętać, że nienawidzę Apple’a .
– Ale on jest taki piękny, cieniutki, jasny i taki… cudoooowny. – mówił cieniutki głosik w mojej głowie, a ja mu stanowczo przerywałam, gdy tylko zaczynał wygadywać te swoje głupoty.
– Wcale nie jest fajny. Jest beznadziejny. Zobacz, nawet nie ma Alt’a. Nawet nie wiesz jak tu włączyć WiFi. Wszystko jest powywracane i w ogóle. Beznadziejne. Co z tego, że ładne. Co z tego, że lekkie jak piórko. Co z tego, że fajne logo. To nie jest istotne!

No i mniej więcej tak wyglądały całe warsztaty w mojej głowie. Prawie każdy uczestnik korzystał tam z MacBooka, łącznie ze mną. I tak sobie pomyślałam o tym moim biednym pięcioletnim Samsungu, który tak dzielnie mi służył przez całe studia. Który w porównaniu z tym srebrnym cudem jest toporny jak sam topór. Ale mimo wszystko wspólnie napisaliśmy dwie prace dyplomowe, mnóstwo projektów, prezentacji i wszystkie wpisy na tego bloga. A on dalej się nie chce zepsuć i nie zmusza mnie do zakupu czegoś nowszego.
Ale mimo wszystko jakoś mnie urzekło to durne jabłko. Na tyle, że postanowiłam zajść do Media Marktu i się rozejrzeć. No i doznałam szoku. Bo wiedziałam, że to droga zabawka, ale mimo wszystko.

Dlaczego to cholerstwo jest aż tak drogie?!

Sorry, ale za tyle hajsu, to poleciałabym na wymarzoną wycieczkę na Hawaje. Wzięłabym tam ślub, wróciła, wybudowała dom i posadziła 10-letniego buka¹. No dobra przesadzam.
Ale mimo wszystko dużo pieniędzy kosztuje to aluminiowe cudo współczesnego designu elektronicznego. I ja wiem, że to ustrojstwo w USA jest tańsze i dopiero po narzuceniu tych wszystkich podatków i innych ceł – to wychodzą takie kokosy.
Niemniej dalej mnie nie stać. I tak się składa, że akurat tamta przypadkowa i chwilowa praca, to nie była moja jedyna styczność z nadgryzionym jabłkiem. Kiedyś dałam się ponieść i kupiłam sobie iPoda Touch. I na początku byłam bardzo zadowolona. Nie miałam wtedy smartfona, więc to była dla mnie jakaś jego namiastka. Wiecie, dostęp do WiFi i pierwszy romans z moim kochankiem – Instagramem (na którym do tej pory moje pierwsze zdjęcia są właśnie z tego iPoda i niezmiennie straszą jakością). Niestety dopiero później dotarło do mnie, że jestem w ciemnej odbytnicy kiedy nie mam dostępu do bezprzewodowego internetu. A wtedy żadnego Insta. Ale to nie było wcale najgorsze.

Najgorszy jest ten cały iTunes

To mnie w tym wszystkim wkurzało chyba najbardziej. Jestem przyzwyczajona do otwierania urządzenia w komputerze i eleganckiego wrzucania plików muzycznych w foldery. Biorę, zaznaczam, kopiuj-wklej i bangla. A tutaj nie bangla. Nie otworzysz. Z tego co pamiętam tak od tyłu (jakkolwiek to zabrzmi), to tylko chyba można było wejść w folder ze zdjęciami.
Absolutnie wszystko trzeba robić przez tego durnego iTunes’a. Wszystko było w porządku dopóki biblioteki multimediów się zgadzały. Czyli do jednego iPoda był dopasowany jeden komputer. Tych komputerów niby można było dodać kilka. Ale jak tylko chciałam cokolwiek dorzucić na niego, to kazał mi wybrać czy chcę żeby się z synchronizował z biblioteką na tym drugim komputerze. A jak nie, to wypad. W ogóle wrzucenie jakichś zdjęć z kompa na niego, to też jakieś dziwne tańce musiałam odstawiać i się nakombinować.
Ale jest szansa, że po prostu nie umiem w iOSa. Jestem dziecko Windowsa i to w dodatku takie, które strasznie nie lubi zmian. Dopiero teraz, po paru miesiącach przyzwyczaiłam się do nowej wersji Androida w telefonie (chociaż nadal trochę płaczę jak mogli mi to zrobić).

Obecnie już nawet nie można skorzystać na tym iPodzie z większości popularnych aplikacji, bo wewnętrzny system jest na nie za stary. I nie da się go zaktualizować. Bo wyszły nowe iPody. Więc no cóż, kiedyś atutem były dla mnie jego dodatkowe możliwości, teraz to tylko zwykła MP-czwórka z nadgryzionym jabłkiem z tyłu.

Jeszcze parę irytujących rzeczy

Niektórzy mówią, że iOS jest bardziej intuicyjny. W ogóle taki super. I nie wiem, może to po prostu ja jestem taka toporna i nie potrafię się w tym odnaleźć. Mam wrażenie, że masa opcji jest tam zablokowanych. Są jakby tory, którymi możesz się poruszać i to musi ci wystarczyć. Irytuje mnie, że mają swoje formaty i nie otworzysz nic, co nie jest po ichniemu. Musisz się gimnastykować, żeby eksportować w formaty, które będą czytelne dla nie-iOSowców. Nie mówiąc już o tym, że nie odtworzysz płyty. Sorry, ale c’mon. Widziałam zdjęcie blogerki muzycznej, na którym był MacBook i obok leżała płyta, a podpis pod zdjęciem: Ten moment kiedy dostajesz super płytę a masz macbooka…
Badum-tss.

Prawda jest taka, że jestem trochę typem osoby, która z zasady nie chce tego, czego pragną wszyscy dookoła i co wszyscy uważają za super-cool-spoko. Nawet w swoim iPodzie dość szybko zakleiłam z tyłu logo, żeby nie rzucało się aż tak w oczy, że korzystam ze sprzętu Apple’a.
Nie urzekło mnie w tej firmie nic, poza ich naprawdę świetnym designem. I gdybym chciała, to wysupłałabym te pieniądze i kupiłabym choćby używanego MacBooka. Ale tego nie zrobię. Dlaczego? Bo nie. Wolę polecieć na Hawaje.

 


¹Jego wiek nie jest bez znaczenia. Drzewa alejowe są baaardzo drogie ²

²Ten przypis był specjalnie po to bym mogła się popisać swoją jakże fachową wiedzą ogrodniczą. Jak widać studia się przydają ;)

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać