Jakiś czas temu powiedziałam znajomemu, że uwielbiam chodzić na wesela i tego typu imprezy. Stwierdził, że co ze mnie za introwertyk, skoro lubię chodzić na jakiekolwiek imprezy. No i tak to się zaczęło.
Kiedyś napisałam czym jest introwersja, ale ostatnio widzę potrzebę, żeby napisać czym ona zdecydowanie nie jest. Bo nie wiem skąd się wzięło przekonanie wśród innych osób, że skoro określam siebie jako introwertyczkę, to ja w ogóle uważam się za lepszą od innych. Że jestem taka cool. Doprawdy nie mam pojęcia skąd się to wzięło, bo nigdy w życiu nie stwierdziłam, że jestem lepsza od kogokolwiek ze względu na mój introwertyzm. Nawet nigdy nie stwierdziłam, że jestem w jakiś sposób przez to wyjątkowa. (A też się spotykam z głosami, że introwertyzm to taki syndrom Płatka Śnieżnego.) Ani też nie powiedziałam, że introwertycy są lepsi od ekstrawertyków. Bo to tak jakby stwierdzić, że kobiety są lepszym tworem niż mężczyźni. A przecież po prostu jesteśmy zupełnie inni, więc niby w jakich płaszczyznach można to porównać? Wady są zaletami, zalety wadami – wszystko zależy jak się położysz na ziemi i pod jakim kątem spojrzysz.
Intro na sto pro
Mimo, że mam więcej cech introwertycznych, to strasznie nie lubię być na siłę wpychana do szuflady introwertyka. Głównie dlatego, że jest to bardzo stereotypowa szuflada i jak człowiek tam trafia, to robi mu się wręcz niezręcznie jak chce coś zrobić poza jej obrębem.
Bo wiecie, ja strasznie lubię się śmiać. Tak do łez, aż brzuch boli i myślę, że no nie wytrzymam i się w końcu posikam z tego śmiechu. Lubię żartować i się wygłupiać. Kocham tańczyć, słuchać muzyki na żywo i nie potrafię ustać w miejscu na koncertach. Lubię chodzić na wesela, gdzie tańczy się do disco polo i pije dużo wódki. Lubię zebrać znajomych na weekend i pograć w alko-Jengę z całą lodówką wypełnioną butelkami piwa.
Ale nie potrafię tak dzień w dzień. Bo w pewnym momencie po prostu czuję się przebodźcowana.
Intro i ekstra – to kwestia tolerancji na bodźce
Znajomy znajomego studiuje medycynę i dostałam od niego screena z jakichś jego notatek z zajęć. Proszę bardzo:
Więc cała ta różnica między intro a ekstra wcale nie polega na tym, że ja bardziej lubię się wylegiwać pod kocykiem niż inni. Chodzi o to, że mam inny próg tolerancji na bodźce. I teraz najlepsze! – przecież każdy introwertyk może mieć zupełnie inny próg tolerancji. A co za tym idzie – niektórzy introwertycy mogą lubić wyjść czasem na imprezę, a inni absolutnie w ogóle tego nie znosić. I dlatego właśnie mówi się, że w większości ludzie są ambiwertykami – czyli łączą się w nich cechy obu osobowości i zgrabnie się nawzajem przenikają.
Introwertyczne wykresy
To jest trochę zabawne, że niektórzy traktują te wykresy zupełnie dosłownie. Bo te wykresy są jak taka karykatura i właśnie takie mają zadanie – mają przerysować pewne cechy, żeby w efekcie rozbawić. I przez mojego bloga przewinęła się cała masa osób z ogromnym dystansem, którzy znaleźli w nich samych siebie i potrafili się z tego śmiać. Ale byli też tacy, którzy wzięli wykresy zupełnie serio i stwierdzili, że ludzie intro to zwykłe „spierdoliny”. Czy coś.
Nie mam syndromu „Płatka Śniegu”
Już nie wiem czy bardziej bawi mnie czy jednak bardziej denerwuje porównanie introwertyzmu do mody. Bo teraz n a g l e wszyscy chcą być intro – to przecież takie super hiper na czasie! Niektórzy się zastanawiają skąd nagle tylu introwertyków wyrosło jak grzyby na krowim placku. Wiecie co, to jak zastanawianie się skąd nagle wyrosło tylu homoseksualistów.
Może zawsze było ich tyle samo, ale dopiero teraz mają odwagę otwarcie być sobą?
Tak samo jest z intro.
Niektórzy widząc, że inni podchodzą do siebie z dystansem, sami też zaczynają sobie odpuszczać i cenić swoją inność. I nie, „inność” wcale nie oznacza „lepszość” tylko to, że wcale nie muszą ciągle starać się sprostać jakimś tam wymaganiom nie wiadomo kogo.
Bo ludzie potrafią się naprawdę zadręczać tym, że nie są takimi, jakim im się wydaje, że powinni być. A potem wchodzą tutaj. Czytają komentarze i są w szoku, że jest więcej ludzi takich jak oni. Że mają mężów i żony, którzy wcale nie robią im awantury za to, że czasem chcą się zamknąć w pokoju i pogapić w sufit. Że się da bez wiecznej udręki. Że to nie jest wcale tragedia. Że ludzie się z tego śmieją i wręcz mają się dobrze.
Więc w przytaczaniu sławnych introwertyków wcale nie chodzi o żaden syndrom, że jest się Wyjątkowym Płatkiem Śniegu. Chodzi raczej o to, że człowiek patrzy i przestaje myśleć o tych introwertycznych cechach jako o ograniczeniach i wadach. Myśli o nich bardziej jak o integralnych cechach osobowości. Chodzi o jakąś tam akceptację siebie jednak.
***
Nie wydaje mi się, żeby introwertyzm był modny. Bo nikt nie staje się z dnia na dzień introwertykiem. Wielu ludzi zawsze nimi było, tylko po prostu wcześniej nie wiedzieli, że istnieje na to jakieś określenie.
I tyle.
Polecam do obejrzenia ten film, który daje ciekawy przekaz i w zasadzie chyba ma w sobie esencję tego o czym piszę.