Najgorsze były tygodnie, kiedy moja mama chodziła do pracy na nocki. Zostawałam wtedy w domu zupełnie sama i zawsze się bałam, że on wtedy przyjdzie mnie nastraszyć. Zemści się za to, że byłam dla niego złą siostrą. Zostawiałam sobie wtedy włączoną lampkę i puszczałam cicho radio, żeby chociaż głos radiowych prezenterów dotrzymywał mi towarzystwa… aż do pewnego wieczoru.
Siedziałam wtedy w naszym salonie i nagle zobaczyłam jak mój brat staje w progu pokoju. Chudy i łysy, bo po chemioterapii. Ale miał na sobie ten gruby czarny sweter, w którym lubiłam go przytulać, bo wtedy nie było czuć jak bardzo jest chudy i zniszczony chorobą. Ten sweter zawsze pachniał jego perfumami, które zdążyły wsiąknąć głęboko w sploty włóczki.
Wiele razy wyobrażałam sobie ten moment. Wiele razy próbowałam obmyślić sobie plan działania, ale zawsze w mojej wyobraźni kończyło się na tym, że zastygałam w bezruchu – spetryfikowana przerażeniem. Bo oto przyszła pora rozliczeń za wszystkie kłótnie i złośliwości.
W żadnym z moich wymyślonych scenariuszy nie zrobiłam tego, co zrobiłam w rzeczywistości – czyli rzuciłam się biegiem i mocno się przytuliłam do niego, chowając twarz w ten ten gruby, czarny sweter. Zaskoczyłam go, nie wiedział co zrobić, ale po chwili rozluźnił się i też odwzajemnił uścisk.
– Wybaczysz mi? – wychrypiałam.
– Co miałbym ci wybaczyć?
– Że byłam taką złą siostrą.
– Wybaczę.
Później długo rozmawialiśmy. Nie pamiętam dokładnie o czym, ale pamiętam, że długo siedzieliśmy na podłodze w moim pokoju i gawędziliśmy. Ostatnie co pamiętam, to jak pytam go co tam jest po śmierci. Odpowiedział mi tak, jak tylko on mógł mi odpowiedzieć:
– Ha! Chciałabyś wiedzieć!
I właśnie wtedy znów obudziłam się w świecie, w którym już dawno go nie było.
Pierwsze ciepło, pierwszy chłód
Robi się ciepło i wszyscy dookoła ożywają, pragną wycisnąć lato do cna, a ja myślę tylko o tym, żeby się zakopać, ukryć i zaniechać lata. To ciepło i słońce mnie przytłacza, drażni i uwiera.
Przychodzi rozgrzany czerwiec, a mnie wypełnia gesty, czarny dym. Zupełnie jakby ktoś w moim środku zgasił jasną iskierkę czystej energii, a próbował ją zastąpić opałem z kaloszy. Czerwiec to dla mnie miesiąc sprzeczności.
Pamiętam końcówkę roku szkolnego i mdłą radość z tego powodu, przykrytą gorzkim faktem, że mój brat leży w domu i umiera. Smak świeżych truskawek kojarzy mi się jak mu je wkrajałam do miseczki, posypywałam cukrem, polewałam śmietaną i zanosiłam mu do zjedzenia. Chociaż tyle, że ostatnie co jadł, to były czerwcowe owoce i młode ziemniaczki. Potem jadł już coraz mniej.
Później bałam się do niego wchodzić do pokoju, kiedy zaczęły się majaki z bólu, a jego oczy stały się nieobecne.
Pamiętam ten przeszywający chłód martwej dłoni przy pożegnaniu w krematorium. Te czarne ubrania, w które bezlitośnie grzało czerwcowe, cmentarne słońce. Słony smak łez i rozmazany obraz. Pamiętam jak stoimy nad jego grobem tuż po ceremonii i jak łapię mojego drugiego brata za rękę, w której czuję zmiętą chusteczkę.
Ostatni dobry dzień
Przychodzą upały i zasłaniamy okna. Przygaszone czerwcowe popołudniowe światło przypomina mi ten Ostatni dobry dzień – to taki jeden dzień, kiedy tuż przed śmiercią choremu się polepsza.
Siedzieliśmy wtedy przy nim ja i mój drugi brat. Gadaliśmy i żartowaliśmy jak dawniej, a ja smarowałam Rafałowi siniaki po wkłuciach na ręce jakąś maścią. Śmiałam się, że robię mu w ten sposób takie wiry z włosów na rękach. Przez chwilę wydawało się, że to wszystko, ten cały okropny rok jeszcze obróci się w śmiech. Że tak jak dawniej będziemy urządzać bitwy na poduszki, że oni będą wpadać na jakieś kolejne idiotyczne pomysły, że ja będę przed świętami prosić go, żeby obrał mi pomarańczę, bo jak on obierze to smakuje lepiej – słowo honoru!
***
Dalekie podróże, drogie prezenty i wielkie gesty są fajne, ale koniec końców, to nie za nimi się tęskni. Teraz trochę lepiej rozumiem jak bardzo istotna jest codzienność. Bo w obliczu traumy czy straty, to właśnie za tym tęskni się najbardziej – za tymi drobnymi, prostymi rzeczami. I dopiero wtedy człowiek sobie uświadamia, że nie kocha pomimo czyichś niedoskonałości, ale właśnie przez nie.
Photo by Sandra Wattad on Unsplash