Specjalnie nie pisałam o tym, żeby nie popłynąć na fali gównoburzy. Chciałam, żeby to łajno osiadło i dopiero wtedy tak na spokojnie sobie w nim pogrzebać. Bo wiecie, Bożenka z Klanu zwróciła moją uwagę na coś, co właściwie chodziło mi po głowie od jakiegoś czasu, ale teraz w końcu zostało wywołane na powierzchnię.
Bierz życie na klatę
Dziś zapraszam na kolejny odcinek autorefleksji Bereniki po 30-tce. Zaczęło się od tego, że postanowiłam wybrać się na rowerze do sklepu po krótkie spodenki. Na co dzień nie jeżdżę po mieście na rowerze, bo – mówiąc tak kompletnie szczerze – trochę się boję. Zbyt dużo było u nas potrąceń rowerzystów, żeby nie mieć stracha. I właśnie walcząc ze sobą, żeby na tym rowerze jednak pojechać zdałam sobie sprawę, że przede wszystkim boję się… zajmować przestrzeń.
Oczywiście w ciągu tych 30 lat życia zrozumiałam znacznie więcej rzeczy i nawet w jednym z wpisów wypisywałam różne wnioski, które przyszły do mnie z czasem, ale między 29 i 30 rokiem życia zrozumiałam tę jedną rzecz, która bardzo mocno zatrzęsła moim postrzeganiem siebie i podejściem do siebie w ogóle.
Na pewno znacie ten obrazek: dziewczyna siedzi na kanapie w kocykowym burrito, zajada się lodami i ogólnie wygląda jak jedno wielkie nieszczęście. Strzelacie co jest tego powodem? No jasne – zerwanie! Tylko pewnie z góry zakładamy, że chodzi o zerwanie związku romantycznego, a nie przyjaźni… A ja się zastanawiam: dlaczego?