Ostatnio doznałam… czego tak właściwie doznałam? Nie było to odkrycie, skoro już w jakiś sposób wcześniej to wiedziałam. Może właściwszym określeniem byłoby, że doznałam pełnego, ponownego uświadomienia.
Ludzie
Od razu chcę powiedzieć, że ja tutaj nie zasadzam się do robienia polowania na mięsożerne czarownice. To nie jest tak, że ja wiem co jest dobre, a co jest złe. Od jakiegoś czasu trochę czytam o filozofii moralności, trochę też o tym myślę samodzielnie i jedyne w czym się upewniłam to jest to, że nasza moralność się zmienia i bardzo mocno zależy w ogóle od okoliczności w jakich przyszło nam żyć.
Kiedyś już pisałam o tym, że nie istnieje coś takiego jak obiektywna rzeczywistość, a może nawet nie tyle nie istnieje, co po prostu my nie jesteśmy w stanie jej zobaczyć, bo nasze zmysły i percepcja z miejsca tą obiektywną rzeczywistość skażają swoją subiektywnością, a dzisiaj pomówimy o prawdzie i o tym, że zawsze przyjmuje twarz tego, kto ją wypowiada.
Amerykanie to specyficzny naród. Zawsze byłam zafascynowana Ameryką i od zawsze wydawała mi się jakby trochę oderwana od reszty tego świata – lepsza, mądrzejsza i ciekawsza niż wszystko tutaj dookoła (przecież mają NASA i w ogóle!). A potem zaczęłam z nimi pracę i cała ta mityczna otoczka wokół amerykańskiego snu troszkę jakby zrzedła.