Lifestory

Złe miejsce, zły czas

Obudziłam się w piękną i słoneczną sobotę. Chociaż niejaka Abigail niemiłosiernie hula za oknem. Zawsze czuję się jakoś nieswoja w taką aurę. Mój tato powiedziałby, że to pogoda na wisielca. Ale może nie tym razem. Może ma z tym coś wspólnego piękne słońce, ale tym razem to pogoda na ofiary terroryzmu.

Miałam dzisiaj pisać o czymś zupełnie innym. Miałam się trochę z siebie pośmiać. Ale jakoś mi nie do śmiechu. I nie powiem, że solidaryzuję się z Paryżem czy Francją. Bo nie wiem za bardzo jak mogę się z nimi solidaryzować będąc setki kilometrów dalej. Wysyłać im dobre myśli? Wrzucić na insta wieżę Eiffla? Pomodlić się? Gdybym była na miejscu rodzin ofiar, to miałabym głęboko w dupie czy jakaś Polka w odległej Polsce wrzuca na insta zdjęcie z zacnym hasztagiem #PrayForParis.

W złym miejscu, o złym czasie

To jest coś, czego się boję bardziej od wanny pełnej ślimaków – znaleźć się w złym miejscu, o złym czasie. I powiedziałam, że nie solidaryzuję się z Francją. Tak samo jak nie solidaryzowałam się z rodzinami ofiar katastrofy Smoleńskiej czy rzezi jaką urządził sobie Brevik w Norwegii. Ale za każdym razem wieść o takich wydarzeniach mnie rozbija. Bo momentalnie zaczynam sobie wyobrażać, co musieli czuć ludzie w momencie katastrofy? Albo ich rodziny otrzymując jeden telefon, który rozłupał ich świat na okruszki jak dziadek do orzechów? Albo te dzieciaki, które leżały i udawały martwe – bo liczyły, że Brevik odpuści. Wyobrażając to sobie, nie potrafię jednocześnie tego nie odczuwać. Wiem, że to zaledwie ułamek procenta tego, co tak naprawdę musieli czuć ci ludzie. Ale wciąż. Nawet ten ułamek potrafi przytłoczyć.

Tak się składa, że chcieliśmy razem z Pięknym wybrać się na któryś weekend do Paryża. Równie dobrze mógłby to być ten weekend. Mogliśmy być na tym koncercie Eagels of Death Metal. Wiem, że ich lubi więc może zrobiłabym mu niespodziankę, kupując bilety na koncert. Albo moglibyśmy być w którejś z tych kafejek. Leniwie popijasz sobie wino, aż tu nagle rozlega się huk. Zanim zrozumiesz co się dzieje, już leżysz na ziemi.
On – pusty, martwy i już nie mój. Ja – równie martwa, nawet jeśli żywa.

I to jest chyba najgorsze, ta cała randomowość. Nie możesz się tego spodziewać. To nie jest tak, że wkraczasz na teren działań wojennych i musisz się liczyć z tym, że możesz dostać zza węgła kulkę między oczy. Ty zwyczajnie siedzisz sobie na koncercie, albo pijesz wino w kafejce i prowadzisz normalne życie. Do momentu aż przychodzi ktoś, kto stwierdza, że to nie jest normalne i jego jest bardziej normalne od twojego. Dlatego musisz umrzeć.

PrayForParis

Przez nasz kontynent przewala się jedynie echo po wojnie. U nich są to odgłosy wybuchu bomb w czasie rzeczywistym. I tak patrzę na to wszystko i się zastanawiam nad powiedzeniem „historia lubi się powtarzać”. Czasy Auschwitz i mordowania ludzi dla zasady już minęły. Ale czy na pewno?


Photo

Grafika – „Peace for Paris” by Jean Jullien

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać