Kompas
Bierz życie na klatę

Pozwól innym popełniać ich własne błędy

Podobno człowiek uczy się na błędach. A najlepiej to uczyć się na tych cudzych. A nadal mimo wszystko wszyscy chcą popełniać jednak swoje. I czasami powinniśmy na to pozwolić. 

Na pewno każdy zna to frustrujące uczucie, które pojawia się kiedy jakaś nieporadna bohaterka horroru kompletnie nie potrafi się ogarnąć. Krzyczymy na nią, śmiejemy się z niej aż w końcu wyłączamy z frustracji film. Podobne wrażenia daje oglądanie jak ktoś nam bliski popełnia oczywiste błędy. Ciężko jest wtedy po prostu zrobić popcorn i cieszyć się spektaklem. A czasami właśnie tak powinniśmy postąpić.

Daj jej być nieszczęśliwą

Kumplowałam się z koleżanką, która utknęła w trochę chorej i toksycznej relacji ze swoim nie-chłopakiem. Niby się rozstali, ale on przyjeżdżał do niej na obiady albo dzwonił, kiedy miał wysoką gorączkę i po męsku umierał na przeziębienie. Ona czasami zostawała u niego na noc, ale spali w osobnych pokojach. Mówiła, że to przyjaźń. Ale kiedy dowiadywała się, że znalazł współlokatorkę, to zaczynała być chorobliwie zazdrosna.
A ja będąc z boku to wszystko widziałam jak na dłoni. Widziałam jak ją to wyniszcza i nie pozwala jej ruszyć do przodu. Nawet jak poznawała świetnego faceta, który był dla niej dobry, to ostatecznie go spławiała. Bo miał pryszcze na plecach, bo był za miły albo inne równie ważne powody. Nie dawała sobie nawet szans.
Cały czas próbowałam jej wytłumaczyć, cały czas chciałam jej pomóc się z tego wyrwać. Bo wiecie, ona cały czas mi o tym gadała. Wkurzała się, płakała, wpadała w przygnębienie. Pamiętam jak jednego wieczoru się o to pokłóciłyśmy. Kiedy znowu zaczęła mi marudzić jaka to jest nieszczęśliwa – zaczęłam jej tłumaczyć niczym Ciocia Dobra Rada co robi nie tak. Bo człowieka już to dobija, dziewczyna ciągle narzeka, a za nic się nie ogarnie. Obie zaczęłyśmy podnosić głos, aż doszło do tego, że wykrzyczałam:
– Ja tylko chcę Ci pomóc do cholery! Ciągle chodzisz nieszczęśliwa i narzekasz!
– Ale ja wcale nie chcę twojej pomocy! Chcę być nieszczęśliwa – odwrzeszczała mi. A ja wreszcie zamilkłam.
To znaczy najpierw się wkurzyłam, wycedziłam „no to sobie bądź nieszczęśliwa”, trzasnęłam drzwiami i poszłam w cholerę.

To, że ktoś mówi ci o problemach wcale nie oznacza, że oczekuje pomocy

Kiedy ochłonęłam i na spokojnie wszystko przemyślałam, to doszłam do wniosku, że popełniłam błąd. Bo kiedy ona mi o tym wszystkim opowiadała, to ja jej nieustannie wytykałam jak bardzo głupio robi. I to było zupełnie niepotrzebne, bo ona doskonale wiedziała, że robi źle. I nie chciała ode mnie rady, wsparcia – chciała po prostu pary uszu, które jej wysłuchają.
I wtedy przypomniał mi się pewien wiersz, który zapisałam w jednym z moich notesów, gdy miałam lat naście.

Gdy proszę, byś mnie wysłuchał,
a ty dajesz mi wskazówki,
nie robisz tego, o co prosiłem.
Gdy proszę, byś mnie wysłuchał,
a ty zaczynasz mi wszystko tłumaczyć,
nie wiesz nawet, jak bardzo
ranisz moje uczucia.
Kiedy proszę, byś mnie wysłuchał,
a ty czujesz, że musisz coś zrobić,
by rozwiązać mój problem,
czuję, że mnie zawiodłeś.
Słuchaj! Wszystko, czego chcę,
to byś wysłuchał.
Nic nie mów, nic nie rób –
po prostu słuchaj.

Czasami o tym zapominam. Zapominam, że czasami moje dobre chęci są komuś potrzebne jak dziura w bucie. Tak bardzo chcę pomóc, że w ogóle nie patrzę czy ten ktoś w ogóle o tą pomoc prosi i czy jej faktycznie potrzebuje.
Ciężko jest pomóc komuś, kto nie widzi problemu. Albo widzi problem, ale wcale nie chce pomocy mimo wszystko. I co wtedy?
Nic. Trzeba zostawić. Być obok. Jak upadnie, to pomóc wstać. Albo wspólnie poleżeć. Pośmiać się, popłakać, powyzywać. Ale nie iść w cholerę. Nie zostawiać dlatego, że ktoś jeszcze nie widzi tego wszystkiego tak jasno jak ty.

Pamiętaj, że dużo łatwiej jest kalkulować na spokojnie, kiedy stoisz z boku i cała sprawa ciebie nie dotyczy – wtedy czarne jest ewidentnie czarne, a białe jest białe. Ale kiedy jesteś w samym środku przetaczającego się cyklonu, to nawet nie wiesz gdzie jest góra a gdzie dół. Dopiero kiedy wszystko się uspokoi, to możesz rozprawiać o odcieniach szarości. I właśnie wtedy przydaje się pomocna dłoń.

Pozwól popełniać innym ich własne błędy

Z A łączy mnie przyjaźń, taka na poziomie mózgowo-duszowym. Z rodzaju tych przyjaciół co mówią „będę za 15 min” kiedy dzwonisz bo wydaje ci się, że masz raka skóry, albo trzymają włosy, kiedy rzygasz i bezczelnie wyżerają najlepsze rzeczy z lodówki.
Tak się składa, że jest między nami różnica wieku – 5 lat. Kiedy ja byłam na studiach, on chodził do liceum. Kiedy skończyłam studia, to on się wyprowadził do miasta, z którego ja dopiero co wróciłam. Sama ta różnica wieku, powoduje też różnicę doświadczeń. Nieraz się zdarza, że widzę jak popełnia błędy. Ale dopóki nie są to żadne sprawy odjechane po bandzie, to milczę. Słucham, pytam, wspieram. Pozwalam mu samemu wyciągać wnioski.

Była jedna taka sytuacja, gdy pewne jego przedsięwzięcie zakończyło się totalnym fiaskiem z mocnym hukiem. Siedzieliśmy jak zwykle w kuchni, popijaliśmy kawę i rozkładaliśmy wszystko na czynniki pierwsze. A siedział tak przede mną i kręcił resztką kawowej pianki pozostałej na dnie kubka. Aż w końcu spokojnie powiedział:
– Ty od początku wiedziałaś, że tak będzie. Prawda?
– Pewnie – przytaknęłam i dopiłam chłodną resztkę kawy.

To jest chyba najtrudniejsze. Patrzeć jak ktoś brnie w coś, co najprawdopodobniej zakończy się katastrofą, ale mimo wszystko nic nie mówić. Pozwolić mu popełniać jego własne błędy. I nie nie mam na myśli tutaj błędów, które niszczą życie i przekreślają przyszłość. Mam na myśli takie, które po prostu każdy na którymś etapie swojego życia popełnia. To trochę jak przejście ospy albo innej różyczki – nieuniknione.

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać