jak robić lepszą kawę
Lifestory

Jak robić lepszą kawę – 4 sposoby, które robią robotę

Osobiście wychodzę z założenia, że życie jest za krótkie na picie byle jakiej kawy. Co wcale jeszcze nie oznacza, że dobra kawa musi być strasznie droga lub skomplikowana w przygotowaniu. Jeśli szukasz sposobu na to jak robić lepszą kawę, to jesteś w dobrym miejscu.

Wiecie co uwielbiam? Tak, kawę też uwielbiam, ale tym razem mam na myśli coś innego. Lubię jak jakieś zbłąkane dusze wpadają na mój tekst o tym jak zrobić dobrą kawę w kawiarce i dzielą się ze mną swoją kawową przygodą. Że zaczęli od kupienia kawiarki, ale teraz zapragnęli jeszcze więcej. Sięgnęli po więcej i teraz są zdumieni, bo okazuje się, że to co pili wcześniej to była kawa 2D, a teraz to jest 3D.

Dzisiaj, na podstawie własnych doświadczeń chciałabym podpowiedzieć w jaki sposób można przejść na „wyższy poziom kawosza”. To są w sumie drobne duperele, które potrafią jednak zrobić różnicę. Szczególnie jak te drobne duperele się zsumują i wychodzi nam kawowy transformer.

Po pierwsze: woda

U mnie w mieście woda jest całkiem okej, więc nawet pijąc zwykłą kranówkę nie wyczuwam praktycznie żadnego smaku, więc ja osobiście jej nie filtruję dodatkowo. Aczkolwiek w mądrych książkach zaleca się filtrowanie i podobno kawa wtedy zyskuje dużo na smaku. Zatem powiem tak: jeśli mieszkasz w dużym mieście i kranówka wali szlamem albo chlorem, to lepiej zainwestować w jakiś dzbanek filtrujący. Przegotowanie wody może nie wystarczyć.

Druga rzecz to temperatura. Kto pił kiedyś zieloną herbatę zalaną wrzątkiem, zamiast wodą mającą około 80 stopni, ten wie jaką różnicę w smaku może powodować nieodpowiednia temperatura parzenia. Kawy nie powinno się zalewać wrzątkiem, w większości metod parzenia woda powinna mieć temperaturę 90-94 °C . Czyli że ile? No tyle że nie zalewaj kawy bulgoczącą wodą. Mniej więcej.
Chyba, że masz cwane urządzenia typu termometr, albo opcję regulowania temperatury w czajniku, to wtedy wiadomka.

Po drugie (i najważniejsze!): kawa

Mówi się, że świeżo zmielona kawa to jest TO i w ogóle nie ma nic lepszego. I ja też tak sądziłam, dopóki nie zmieliłam sobie świeżo palonej kawy. Ten aromat można po prostu ćpać. Do tej pory czasami sobie biorę paczkę z kawą i zanurzam twarz wciągając po kres pęcherzyków płucnych ten zapach. Teraz jak wącham jakąkolwiek kawę z marketu, to aż mnie wykręca w niesmaku. Bo ta kawa pachnie jakimś takim nie wiem czym. A świeżo palona pachnie gorzką czekoladą i daje jakimiś nawet trochę korzennymi nutami.

Ten punkt jest kluczowy i jeśli chcesz przeskoczyć o cały jeden level albo i dwa w „kawosza”, to koniecznie zainwestuj w młynek i świeżo paloną kawę (bez problemu można zamówić kawę w jednej z polskich palarni dla absolutnej pewności świeżości).
Gwarantuję, że poczujesz różnicę. (A później możesz mi podziękować.)

Po trzecie: alternatywne metody parzenia

Przyjmijmy, że standardowym sposobem parzenia kawy jest zalewajka – czyli wsypujesz kawę do kubka i zalewasz. A French Press to taki standard dla tych, którzy chcą wypić zalewajkę, ale niekoniecznie zjadać przy okazji fusy. O jakichś szczególnych walorach smakowych to ciężko mówić w tym wypadku i wydaje mi się to jedynie takim nieco bardziej eleganckim sposobem na zalewaje. (No nie oszukujmy się.)

Jako pierwszą alternatywę proponuję kawiarkę (inaczej: kafetiera, moka), która jest chyba drugim podstawowym akcesorium do parzenia kawy zaraz po French Pressie. I wydaje mi się, że jest to doskonały początek z alternatywnymi metodami parzenia kawy. Tym sposobem jesteśmy w stanie otrzymać coś podobnego do espresso, bez konieczności zaopatrywania się w drogi ekspres

Kolejną alternatywą jest coś, z czym ja od jakiegoś czasu romansuję i z tegoż romansu jestem niezmiernie zadowolona. Chodzi oczywiście o Dripper. Jako że od jakiegoś czasu musiałam zrezygnować z nabiału, to również musiałam się pożegnać z moim ukochanym Cappuccino. Niestety kawa z French Pressu mnie nie zadowalała (w końcu jestem kawową księżniczką i swój honor mam), więc pomyślałam sobie: „Hej! Drip to może być to!”. Całe szczęście intuicja mnie nie wyprowadziła w pole i jestem z Dripa bardzo zadowolona. Kawa wychodzi całkiem mocna i czarna jak moja dusza – czyli dokładnie tak jak lubię. (Serio. Chyba żadną metodą nie wychodzi aż tak czarna kawa.) Smak jest pełny i można go regulować dostosowując grubość mielenia. Poza tym ustrojstwo łatwo się czyści, jest szalenie poręczny i wygodny – Dripper można nakładać bezpośrednio na kubek, albo na dzbanek do serwowania, jeśli chcemy przygotować większą porcję kawy. No dla mnie bomba!

Dobrą opcją jest jeszcze Aeropress (wygląda jak taka duża strzykawka, co w ogóle jest ekstra). Tutaj też możemy regulować smak i niejako konsystencję kawy poprzez dostosowywanie grubości zmielenia ziaren. Im drobniej – tym bardziej podobna kawa do Espresso. Kawa wychodzi wtedy bardzo mocna, ale jednocześnie zwyczajnie smaczna (czyli że nie jest spalona jakby ją parzono w czeluści Mordoru). Moim zdaniem zdecydowanie z Aeropressu wychodzi lepsza niż z French Pressu. Całe to ustrojstwo szalenie szybko się czyści, jest kompaktowe i poręczne – dlatego na przykład Mój się dosłownie z nim nie rozstaje i codziennie zabiera ze sobą do pracy. Lubię myśleć, że Aeropress jest drugim (zaraz po mnie, oczywiście) co On kocha najmocniej na świecie, ale jakiś cichy głosik z tyłu głowy mówi mi, żebym się nie oszukiwała.

Tak że tak. Ale muszę uczciwie przyznać, że kawa z tej giga strzykawki wychodzi przednia.

(Jest jeszcze Chemex, o którym napiszę jedynie tyle, że on jest. Niezmiernie mi przykro z tego powodu, ale nie miałam okazji z niego pić ani w nim parzyć. Niestety, ale trochę drogie to ustrojstwo. Za to jakie stylowe! )

Po czwarte: mleko

Wcale nie trzeba mieć jakiegoś wyrafinowanego spieniacza do mleka, żeby sobie zrobić smaczne Cappuccino czy Latte. Ja na początku tej mojej szalonej kawowej przygody robiłam Espresso w kawiarce, podgrzewałam mleko w mikrofali i później spieniałam je takim małym metalowym dzyndzlem na baterie. Dawało radę. Ba!, nawet robiłam bez problemu Latte Macchiato. (Co jest o tyle zabawne, że w wielu kawiarniach zamawiając Latte Macchiato dostaniesz zwykłe Latte, czyli bez widocznych warstw. No mnie to na przykład trochę bawi, ale ponoć ja mam specyficzne poczucie humoru.)  

***

Oczywiście, że można całe życie pić zalewajkę i wybierając fusy spomiędzy zębów mówić – „kawa nie musi smakować, ważne żeby kopała!”. Tylko że wiecie, jedno wcale nie wyklucza drugiego.
Ostatnio mój brat chciał, żebym zrobiła mu tą „moją superekstrahiperdobrąkawę”, którą się tak zachwycam. Kiedy upił już łyk, a potem następny to zapytał:
-Co to za lura?
Warto nadmienić, że on to na co dzień w ogóle nie pije kawy. Wytłumaczyłam mu, że to Arabika jest i ona ma delikatniejszy smak, bardziej kwaskowaty. Zazwyczaj te typowe mieszanki kaw mają dodatek robusty, bo Polacy preferują właśnie taką gorzką i mocną parzochę jak sam pierun.

Jak mu to wyjaśniłam, to stwierdził, że to zupełnie inna kawa niż ta, którą zdarzało mu się pić do tej pory. Ale w takim dobrym sensie. Że taką to nawet można pić dla smaku, a nie z konieczności. I właśnie tego Wam życzę.


Jeśli podobał Ci się ten wpis, to zobacz też 10 sytuacji, które cię doprowadzą do szału po kursie baristy.

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać