najważniejszy zmysł
Ludzie

Dotyk – najważniejszy ze wszystkich zmysłów

Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie wszystkich zmysłów, które posiada człowiek to odruchowo zaczęłabym wyliczankę od zmysłu węchu, słuchu, smaku a dopiero gdzieś na końcu dodałabym „a, no i oczywiście jeszcze mamy zmysł dotyku!”. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że te wszystkie zmysły wywodzą się od tego strasznie niedocenianego dotyku.

Pomyślcie sami, czym tak naprawdę jest zmysł słuchu? To tak na dobrą sprawę fale dźwiękowe, które dotykają bębenka w uchu. Zmysł wzroku to fotony, które wpadają na siatkówkę i dalej synapsami pędzą impulsy do mózgu, gdzie są w odpowiedni sposób obrabiane i tłumaczone na konkretny obraz. Zmysł smaku? To proste – związki chemiczne z jedzenia dotykają naszych kubków smakowych. W takich momentach uwielbiam wpadać w rolę Dirka Gently’ego i pełna szoku pomieszanego z podekscytowaniem, mówić: WSZYSTKO JEST POŁĄCZONE!

Bez czucia w ogóle

Dobra, poudawałam trochę Dirka, to możemy dalej lecieć z tematem, bo teraz wypadałoby przejść do dotyku samego w sobie.
Wyobraźmy sobie nasze życie bez tego zmysłu. Właśnie siedzę na łóżku z wyciągniętymi nogami skrzyżowanymi w kostkach, a laptop trzymam na udach, podczas gdy wystukuję kolejne litery tego tekstu na klawiaturze. Gdybym nie miała czucia w ciele, to nie poczułabym kiedy nogi zaczynają mi drętwieć i muszę je rozplątać. Nie czułabym ciężaru komputera na udach ani z jaką siłą powinnam naciskać kolejne klawisze. Nie poczułabym, że pora zmienić pozycję i rozprostować kark. Przy rozciąganiu nie poczułabym tego lekkiego ciągnięcia, które sygnalizuje mi, że tu już się kończy mój zakres ruchu. Nie poczułabym tego specyficznego bólu w podbrzuszu, który niechybnie zwiastuje nadejście miesiączki.
Nie czułabym siebie w przestrzeni i siebie w sobie. Straciłabym kontakt ze światem zewnętrznym i tym wewnętrznym.

Nie wiem jak Was, ale mnie ta myśl przyprawia o dreszcze. To odcięcie od… cóż, w sumie to wszystkiego.

Czuć głęboko, czuć powierzchniowo

Kiedy myślimy o dotyku, to pewnie przychodzi nam do głowy od razu obrazek głaskania. Jak się dobrze skupimy, to niemal czujemy na wnętrzu dłoni miękką fakturę sierści kota – za to odpowiada narząd czucia powierzchniowego, który występuje na powierzchni skóry. Dzięki niemu możemy liczyć na doświadczanie ciepła, zimna, swędzenia, pieczenia, nacisku, łaskotania i tak dalej. Receptory czucia powierzchniowego są rozmieszczone nieregularnie i z tego względu „najdokładniej” czujemy wargami, spodem dłoni czy podeszwami stóp, a najmniej łokciami i plecami. To oznacza, że jak zamkniesz oczy i pogłaszczesz kota dłonią, to z pewnością będziesz w stanie stwierdzić, że to co dotykasz, to jest właśnie sierść. A teraz spróbuj zamknąć oczy i pogłaskać futro łokciem – założę się, że będziesz w stanie jedynie określić, że dotykasz coś miękkiego.

Mamy jeszcze narząd czucia głębokiego, który znajduje się głęboko pod skórą ( w mięśniach, stawach, więzadłach) i dzięki niemu możemy odczuwać ból. Zresztą czucie głębokie nie zapewnia nam atrakcji jedynie w postaci bólu i dyskomfortu, ale także pozwala nam na określanie ciężaru, kształtu czy elastyczności przedmiotów branych do rąk.

Gdyby nie zmysł dotyku, to nie mielibyście odruchu zabrania ręki z nagrzanej płyty kuchenki. Wasze organizmy nie byłby w stanie Was ochronić przed potencjalną krzywdą i szkodą świata zewnętrznego.

Dotyk człowiekowi jest niezbędny jak woda roślinom

Już to powinno zrobić na Was jakieś wrażenie, ale jeśli nadal myślicie sobie „meh, nic nowego”, to teraz cofniemy się do czasu, kiedy byliśmy małymi ludzkimi farfoclami (czyt.: dziećmi).

Kojarzycie ten klasyczny obrazek niemowlaka, który pcha wszystko do buzi i ciamka buta, pilota, swoją rączkę albo i ucho psa – wszystko jedno. Mówi się, że właśnie w ten sposób małe dziecko poznaje świat, ale zastanawialiście się dlaczego tak jest?

Nie wiem czy wiecie, ale niemowlak po narodzinach widzi na nie większą odległość jak 10-15 cm, a słuch i węch też nie jest jakiś wybitny (dlatego w sumie przy śpiącym noworodku nie ma sensu ściszać głosu i chodzić na paluszkach, bo on w sumie i tak niewiele słyszy na tym etapie rozwoju). I właśnie dlatego wszystko w zasięgu ręki (włącznie z samą ręką) pcha do swojej mordki – bo w ten sposób bada co to są za rzeczy. Zbiera dane o świecie, pobudza swój układ nerwowy, a to jest szalenie ważne na początku naszego życia. Nie wierzycie? To chodźcie, przedstawię Wam historię rodem z „Opowieści z krypty”.

Dawno, dawno temu żył sobie w XIIIw. Fryderyk II Hohenstauf, który był cesarzem rzymskim, królem Sycylii i Jerozolimy i księciem Szwabii jednocześnie. Ten pan sobie wykminił, że zrobi eksperyment, bo chciał udowodnić, że dzieci mogą mieć zakodowaną wrodzoną zdolność posługiwania się językiem, którym porozumiewali się biblijni Adam i Ewa. Wybrał siedmioro noworodków i przykazał ich opiekunkom, żeby przy nich się nie odzywały słowem i ich nie dotykały.
Dzieci nie przeżyły trzech miesięcy.

Całe szczęście odgapiliśmy coś od kangurów

Kangurowanie – czyli skóra do skóry, kiedy noworodek zaraz po porodzie jest kładziony na klatce piersiowej matki, ojca lub innego opiekuna.
W latach 70. dwaj kolumbijscy neonatolodzy (Rey i Martinez) znacznie powstrzymali umieralność niemowląt (w szczególności wcześniaków), które nie mogły liczyć na inkubatory czy w ogóle na opiekę ze strony nielicznego personelu szpitali w Bogocie. Odgapili sposób kangurów, a kiedy się okazało, że działa – świat poszedł za ich przykładem i teraz kangurowanie jest już standardem.

Kangurowanie stabillizuje akcję serca, oddech, minimalizuje ruchy bezcelowe, a w dłuższej perspektywie wpływa również na rozwój fizyczny i emocjonalny dziecka. Tak, sam dotyk stymuluje również rozwój intelektualny. W tej pierwszej fazie rozwoju człowieka jest głównym czynnikiem stymulującym wytwarzanie połączeń między neuronami w mózgu. Kiedy się rodzimy jesteśmy wyposażeni we wszystkie neurony jakimi będziemy dysponować przez całe nasze życie. Z perspektywy rozwoju inteligencji najistotniejsza jest właśnie liczba połączeń a nie samych neuronów.

Mamo, tato, przytul

To wszystko sprawia, że człowiekowi aż się ciśnie na czoło zapytanie czy w takim razie można mówić komuś, żeby nie nosić dziecka na rękach albo nie pozwalać mu się przytulać kiedy tylko chce (szczególnie jak nabroi), bo się go zepsuje/rozpuści/rozwydrzy? Skoro dotyk jest tak kluczowy dla naszego rozwoju i jego brak na wczesnym etapie naszego dorastania może nas naprawdę upośledzać emocjonalnie (klasycznym przykładem jest choroba sieroca), to jak możemy go odmawiać, skoro dziecko go potrzebuje? Jak można powiedzieć dziecku, że jest już za duże na przytulanie? Albo że jest chłopcem i to już nie wypada, żeby się tulił do mamy?

Ja mam 27 lat i przyznaję otwarcie, że czasem wciąż przytulam się do mojej mamy. Wiecie dlaczego? Bo może mnie przytulić milion osób z tego świata, a i tak tylko w objęciach mojej mamy poczuję się tak bezpiecznie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.

Co jest ważniejsze: zaspokojenie potrzeby jedzenia czy dotyku?

Niejaki Harry Harlow przeprowadził już dość słynny eksperyment z małymi rezusami. Zaprojektował dwie matki zastępcze – jedną drucianą, a drugą szmacianą. Obie atrapy były podgrzewane, żeby symulować ciepło matki i zostały wyposażone w butelki z mlekiem, żeby maluchy mogły się samodzielnie karmić. Następnie małpki podzielił na dwie grupy i jedna była karmiona przez drucianą matkę, a druga przez szmacianą.

Okazało się, że niezależnie od tego, która z matek oferowała pokarm i tak małe rezusy spędzały większość czasu wtulone w miękką wersję matki. A nawet jeśli szły jeść do matki drucianej, to tylko na chwilę i zaraz znów wracały przytulać się do szmacianej, czasem nawet jadły cały czas trzymając się miękkiej matki.
Co ciekawe, małpki z obu grup przybierały równo na wadze, ale rezusy z grupy, gdzie karmiącą była matka druciana dużo częściej cierpiały na biegunki i gorzej trawiły pokarm.

Pozwólcie, że wnioski z tego eksperymentu pozostawię do wyciągnięcia Wam samym.

Kocham, więc głaszczę

Na sam koniec chcę opowiedzieć Wam dwie historyjki. Jedna dotyczy mnie i miała miejsce w przedszkolu. Codziennie podczas „leżakowania” jedna z pań przedszkolanek chodziła między leżakami i wybierała jakieś dziecko, koło którego siadała i głaskała je po głowie aż do zaśnięcia. Pamiętam, że zawsze chciałam być tym dzieckiem, które teraz wybierze, bo było to tak niesamowicie przyjemne uczucie być głaskanym po główce jak taki kotek. Do dzisiaj bardzo to lubię.

Druga historia dotyczy szwagra mojego chłopaka. Staliśmy sobie przy ognisku i temat przeszedł na kleszcze. Szwagier wspomniał, że jak był małym chłopcem, to uwielbiał jak mama przeglądała mu głowę w poszukiwaniu kleszczy czy innych wszy. Po chwili dodał z nutką żalu, że niestety żona nie chce mu tak sprawdzać głowy. I tutaj wcale nie chodzi o lęk przed pasożytami, ale o potrzebę dotyku i bliskości. Bo dotyk w związku dwojga ludzi to nie tylko dotyk erotyczny, który prowadzi do zbliżenia seksualnego, ale też po prostu czułość, bliskość i troska, które budują wzajemne zaufanie i przywiązanie.

***

Chodzenie boso po trawie. Stanie na plaży i pozwalanie, by fale stopniowo wymywały nam piasek spod stóp. Miętoszenie kocich uszek i łapek. Przejechanie dłonią po boku i grzbiecie konia. Pocałunek w czoło od bliskiej osoby. Chodzenie za rękę. Pocałunek w szorstki policzek. Schowanie się w uścisku ramion rodzica. Pozwolenie, żeby wiatr niesfornie przeczesał włosy. Wyciągnięcie dłoni przez okno, żeby sprawdzić czy pada deszcz. Zanurzenie łokcia w wannie, żeby sprawdzić temperaturę wody.
A Wam z czym kojarzy się dotyk?


Tekst inspirowany artykułami zawartymi w Poradniku Psychologicznym Polityki (Tom 29).

Photo by Holger Link on Unsplash

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać