Lifestory

Blok twórczy #3: Pablo Escobar, Skin Coach i Python

Ostatnio sobie folguję w wielu sprawach. Głównie jeśli chodzi o poświęcanie czasu na rzeczy, które sprawiają mi jakąś przyjemność i jednocześnie są zupełnie nieproduktywne. To jest tak jakbym objadała się pustymi kaloriami – totalnie pyszne i zupełnie bezwartościowe. (Ha! To brzmi jakbym właśnie podsumowała moje życie.) 

A tak serio to ostatnio jakoś tak popuściłam sobie mentalnego pasa. Jeśli nie mam ochoty pisać, to nie piszę. A jeśli mam ochotę obejrzeć nowy serial – odpalam Netflixa i jazda. Dzięki tej filozofii ostatnio czytam więcej książek niż wcześniej i to w dodatku czytam książki, które dawniej zanudziłyby mnie na śmierć, a teraz wciągam je w kilka dni.

A w kilka dni zamiast w jeden dzień, bo teraz jak przystało na dorosłego człowieka mam pracę. Chociaż może nie do końca, bo jestem w sumie na stażu i nie wiadomo czy będzie z tego normalna praca, ale mimo wszystko jestem zadowolona. Przekładam papierki, mam spokój i nawet nie sądziłam, że przyjmę z aż taką ulgę brak pracy z ludźmi (konkretnie klientami). O. Słodki. Jeżu. Nagle mam tyle energii! I to jeszcze przez długi czas po pracy!
Także tak. Introwertyk może pracować z ludźmi, ale jednak w moim przypadku okazało się, że jestem szczęśliwsza, jeśli mój kontakt z ludźmi nie jest aż tak intensywny.

Jeśli chodzi o seriale to ostatnio za sprawą Netflixa oglądałam naprawdę sporo i w sumie jak teraz to piszę to uświadamiam sobie jak dawno był ostatni Blok i że przecież już prawie zapomniałam co w tych niektórych serialach było! (Żartuję. Wciąż czasem chodzi mi po głowie Javier Peña.)

Black Mirror

Prawdopodobnie znacie ten serial, ale jeśli jakimś cudem (zupełnie jak ja) długo zwlekacie z jego obejrzeniem, to powiem Wam to samo, co powiedziałabym sobie dobrych kilka miesięcy temu: nie świruj bażanta i obejrzyj Czarne Lustro, buraku.
Bo bardzo warto.
W dużym skrócie to serial opowiada historie na zasadzie „co by było, gdyby…” (albo może raczej co będzie). Ale to jest jak przeglądanie się rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Mamy różne hipotetyczne i może nawet alternatywne rzeczywistości dalszej lub w bliższej przyszłości. Śmiercionośne mechaniczne pszczoły? Wiadomka. Istniejący wirtualnie mąż, który w rzeczywistości już dawno nie żyje? A może przenoszenie świadomości na serwer i wieczne życie w latach 70-tych? Poczekamy, zobaczymy.
Daje do myślenia ten serial i nieraz zostawia człowieka z wielkim zonkiem na twarzy po skończonym odcinku. A my przecież lubimy takie rzeczy, prawda?

Narcos

Opowiem Wam małą anegdotę z tym Narcos. Bo zanim ja się za to zabrałam, to wcześniej obejrzał ten serial Mój. I jak mu powiedziałam, że chyba też się w końcu skuszę, to on nagle się tak rozmarzył i z takim błogim wyrazem twarzy mi powiedział:
– Pamiętam jak oglądałem Narcos, dobrze wspominam ten czas. Wracałem z pracy, odpalałem serialik, jadłem czipsy…
Roześmiałam się, bo kaman, to serial przecież tylko, a on mi mówi jakby to jakieś wakacje były co najmniej. Ale kiedy tylko skończyłam oglądać wszystkie odcinki, to uświadomiłam sobie, że też dobrze wspominam te wieczory z lampką wina (albo herbatą, bo ja też herbatę pijam jakby co, żeby nie było) i bossami narkotykowymi. Potrafiłam cały dzień czekać na te dwa odcinki wieczorem, które sobie skrupulatnie dawkowałam, żeby nie wciągnąć wszystkiego od razu.

A jeśli chodzi o samą fabułę, to chyba kojarzycie takiego typka jak Pablo Escobar? Jednak nie? I nie, San Escobar to nie to samo. Jeśli nie kojarzycie faceta, to obejrzyjcie serial a coś niecoś zacznie Wam banglać w głowie.
Wyobrażacie sobie, że facet był w pewnym momencie tak bogaty, że wręcz FIZYCZNIE nie miał co robić z tym hajsem? Więc zgadnijcie co z nim robił. No nie zgadniecie, więc Wam powiem – zakopywał całe palety dolarów w ziemi. Na polach. Jak jakiś cholerny pirat.
Generalnie w serialu jest sporo absurdów kolumbijskiej rzeczywistości, do której ostatnio szalenie nam blisko. Zatem zdecydowanie polecam!

LOVE

Oj dziwny to serial, o jeszcze dziwniejszej miłości. Między dziwnymi ludźmi. Mamy tutaj dwójkę, która spotyka się przypadkiem i oczywiście są od siebie kompletnie różni. Ogień i woda, niebo i ziemia – tego typu rzeczy. Zatem mamy tutaj chłopaczka w okularach, których jest (w miarę) poukładany i mamy dziewczynę, która zdecydowanie nie jest poukładana. I nie wiem czemu, ale uświadomiłam sobie, że lubię własnie takie bohaterki. Te dziwne i wręcz podchodzące pod patologię, ale jednocześnie w tym bałaganie popychające akcję filmu do przodu. W sensie, że spontaniczność jest w nich jakaś. (W tych bohaterkach.) Nieprzewidywalność. I właśnie taka jest Mickey.
Myślę, że nie każdemu przypadnie do gustu ten klimat, ale mi on całkiem przypasował. Warto mu dać szansę, bo drugi sezon jest łagodniejszy w odbiorze i całkiem przyjemny.

Wikingowie

Do tego to się zabierałam chyba ze 3 lata i to ze dwa razy, ale jakoś mi nie wchodziło. Aż w końcu jak się zabrałam, to oczywiście zakochałam się w Ragnarze i Laghercie, szczerze nie wiem w kim bardziej. (No dobra, nie oszukujmy się – w Laghercie bardziej.)
Podejrzewam, że to też jest serial, który większość z Was już zna, więc nie mam co strzępić klawiatury. A dla tych co nie znają to powiem tyle, że serial jest o pewnym wikingu, któremu na imię Ragnar i jest cholernie inteligentnym facetem o dużej brodzie i charyzmie. A Lagherta jest jego żoną i wymiata. Każda dziewczyna chciałaby być jak Lagherta.

Santa Clarita Diet

Powiem Wam szczerze, że kiedy skończył się ostatni odcinek pierwszego sezonu, to byłam tak bardzo zawiedziona, że zrobiłam bardzo smutną minkę do monitora i zaczęłam trochę wyzywać Netflixa za robienie tak krótkich sezonów. Bo tego się nie robi kotu.
Jeśli lubicie serial, do którego można się szczerze pośmiać, to koniecznie odpalcie SCD. Jest tak absurdalny, że aż zabawny. A w dodatku strasznie wzruszający z tymi wszystkimi flakami i krwią w tle. Gdybym miała komuś powiedzieć jak wyobrażam sobie dobry związek, to wskazałabym właśnie na to małżeństwo.
Żona wyrzyguje kawałek mózgu i budzi się jako zombie, a jej mąż chce ją za wszelką cenę wspierać i nawet pomagać w zakopywaniu resztek zwłok (tego co nie dała rady zjeść). Bo przecież są w tym razem i być może nie o tym konkretnie mówiła ich przysięga małżeńska, ale koniec końców coś sobie przysięgali, więc wypadałoby dotrzymać słowa. Nawet jeśli nasza ukochana osoba teraz woli jeść surowe mięso. Ludzkie.
Coś pięknego mówię Wam.

Książka: Skin Coach

Ostatnio zauważyłam, że często używa się słowa „holistyczny”. Podoba mi się to słowo i trend sam w sobie. W tym przypadku podejście holistyczne do pielęgnacji oznacza chodzenie spać przed 23:00, picie dużo wody i zażywanie probiotyku. Mniej kosmetyków, ale lepszej jakości. W ogóle jakoś tak podejście do skóry mi się zmieniło po tej książce. Bo odkąd pamiętam ciągle walczę z tą moją skórą i wiecznie się dogadać nie możemy. Ja tak, a ona inaczej. Ja grzecznie proszę, a ona ma to w poważaniu. I tak od lat. Nie ma dnia, żebym wstała rano, spojrzała na swoją twarz i stwierdziła: to jest ten dzień – dzień idealnej skóry. No nie mam takich dni, co tu dużo gadać.
Teraz testuję na sobie rady Bożeny Społowicz i mniej więcej w czerwcu powiem Wam czy sprawdza się.
Niemniej tak jak kiedyś polecałam Wam książkę o jelitach, tak teraz polecam tę książkę o skórze. W moim przypadku zrozumienie filozofii jaką się kieruje moja skóra sprawiło, że sama trochę złagodziłam moje podejście do niej.

Aplikacja: Cosmetic Scan

I w związku z powyższym polecam też tą aplikację, jeśli tak samo jak ja jesteście przerażeni tym całym syfem, który się dodaje do kosmetyków na skalę masową. Jak tak sobie kiedyś poczytałam czym w rzeczywistości są te dziwne zaklęcia z tyłu opakowania po kremie, to aż mnie w dołku ścisło. To był szok, strach i niedowierzanie. Ogólnie tak samo jak zachęcam do ŚWIADOMEGO życia, tak samo sama staram się świadomie jeść i teraz również nawozić dobrymi rzeczami moją skórę. Coraz więcej osób zwraca uwagę na to co je i powszechnie mówi się o tym, że jest to szalenie ważne dla naszego zdrowia. Ale równie ważne jest to, co nakładamy na skórę. Bo skóra chłonie. A później tak czy inaczej wszystko trafia do środka. A jeśli można sobie oszczędzić faszerowania się PEG-ami, SLS-ami i innymi silikonami z parabenami, to może jednak warto?
I właśnie w tym pomaga ta apka. Skanujesz kod kosmetyku i wyświetla ci się cała lista kosmetyków z substancjami potencjalnie szkodliwymi czy zapychającymi pory, wraz ze szczegółowym opisem po co się tego używa w kosmetykach i co może wywoływać. Zdecydowanie polecam!

Zapisane linki

Zawsze sobie zapisuję linki, które z jakiegoś powodu wydawały mi się warte zapisania. Oceńcie sami.

Kurs programowania w języku Python

Najpopularniejsze błędy w argumentacji podczas dyskusji

Nauka wyjaśnia dlaczego lepiej jest być, niż mieć

[ENG] Ta kobieta wyjaśniła w pięciu Tweetach na czym polega gwałt

[ENG] Komiksy, z którymi utożsami się prawie każdy dorosły

[ENG] Zbuduj sobie zielony pokój w ogródzie i miej w nosie cały świat – darmowe plany od IKEA

Muzyka

Jeśli chodzi o muzykę, to ostatnio po głowie cierpliwie chodzi mi Trouble With Us – Chet Faker, Marcus Marr. Miłość od przypadkowego wejrzenia i usłyszenia. Dodatkowy plus za klimatyczny teledysk!

Poprzedni post Następny post

Może ci się spodobać